29

351 11 0
                                    

Obwiązałam nogi Ezekiela liną i powiesiłam na gałęzi obok ciał pozostałych. Zdjęłam ich koszulki. Chwyciłam nóż i zważyłam go w dłoni.

Przyłożyłam ostrze do brzucha Clarksona. Delikatnie, z wyczuciem by nie ciąć za głęboko, wycięłam pierwszą z liter.

Na każdym kolejnym ciele pisałam kolejne litery tworzące nazwisko prezydenta.

Oddaliłam się nieco i przyjrzałam się mojemu dziełu. Krwawe, wycięte na trupach litery tworzące słowo SNOW napawywały mnie wielką satysfakcją. Teraz tylko czekać aż zetrą mnie w proch.

Zabrałam się do przeglądania rzeczy. Wkurzyłam się, gdy okazało się że Ezekiel wylał całą wodę. Gdyby nie fakt, że był już martwy, poćwiartowałabym go żywcem.

Spakowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy głównie jedzenie, linę, apteczkę i śpiwór. Znalazłam ostatnią butelkę wody. Ją  również schowałam do plecaka.

Wzięłam kołczan i napełniłam do strzałami z  drugiego, zapasowego kołczanu. Dziesięć strzał. Musi wystarczyć. Jeden nóż schowałam do kieszeni, kolejne dwa zatknęłam za pasek, następny włożyłam do plecaka.

Zgasiłam ogień. Niebo pojaśniało i zabrzmiał hymn. Twarze zawodowców na rozgwieżdżonym nieboskłonie.

Oddaliłam się jakieś 2 kilometry od miejsca śmierci zawodowców. Wspięłam się na drzewo i ułożyłam do snu.

Dziwiłam się sobie, że z taką łatwością przyszło mi odebranie życia. Ale mimo wszystko nie miałam wyrzutów sumienia. Zabiłam, żeby nie zostać zabita.

Wpełzłam do rozłożonego na gałęziach śpiworu, wepchnęłam do niego plecak, obwiązałam się liną i zasnęłam.

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now