- Czy nadal mogę przyłączyć Przegrywa do Watahy?
- Ta... Czemu nie. Skąd ta nagła zmiana zdania? - zapytał Clarkson
- Bo jak nie zawrze z nami sojuszu, to wy wykończycie mi go na starcie. Albo nam ucieknie. A ja chce jego śmierci z mojej ręki. Obiecałam mu to w pociągu. Jeżeli będzie w sojuszu, będziemy mieć go na oku.
- I łatwiej będzie go zabić. Ty przebiegła Lisico - powiedział Clarkson, podchodząc do mnie i obejmując mnie w talii. Powstrzymałam się, żeby go nie uderzyć. Oparł głowę na moim ramieniu - Zawołaj go - powiedział.
- Panie Szybki Numerek! Gdzie jesteś?! Mam dla Ciebie propozycję !
- Czego chcesz? - zapytał Ezekiel podchodząc do naszej grupki - Nadal chcesz się bić? Widzę, że przeprowadziłaś kolegów.
- Nie przeginaj. Ty jesteś jeden, a nas jest siedmioro - powiedział Clarkson, prostując się i podchodząc do Ezekiela - Ta śliczna dziunia - wskazał na mnie - załatwiła Ci miejsce w naszej Watasze. Jedno niepochlebne zdanie na jej temat i wylatujesz. Zrozumiałeś?
- Tak.
- To świetnie, Przegrywie. Idź ćwiczyć dalej te swoje pseudomięśnie - powiedział Clarkson
- Chcesz przetestować te moje pseudomięśnie?!
- Z przyjemnością obiję Ci tą śliczną twarzyczkę, Przegrywie.
Ezekiel uderzył pierwszy w szczękę z prawej . Clarkson odpowiedział bez chwili zastanowienia, uderzając Ezekiela w nos. Przegryw walnął Clarksona w lewą część szczęki.
Wtedy do akcji wkroczyli strażnicy i rozdzielili walczących chłopaków. Jeden z nich brutalnie chwycił mnie za ramię i rzucił o ścianę.
Ezekielowi leciała krew z nosa, a Clarkson miał rozwaloną wargę i wybitego zęba. Clark splunął krwią.
- Pożałujesz.Dwunasty, że mnie uderzyłeś. Jesteś słaby. Nie wygrasz za nic w świecie - roześmiał się. Przerażający rechot psychopaty niósł się po sali.
- Wracać do ćwiczeń, gówniarze. Tylko bez kolejnych bójek!
Przebiegło kilku pielęgniarzy i zajęło się tymi dwoma bijącymi się idiotami. Ja poszłam na stanowisko łucznicze. Musiałam się trochę odstresować i pozbierać myśli.
Moja samotność nie trwała długo.
- Nie zrobili Ci krzywdy? Miałem ochotę sprać na kwaśne jabłko tego co się do Ciebie kleił.....
- Hyler - powiedziałam twardo przywołując go do porządku
- Co?
- Nie jestem jeszcze twoją dziewczyną, narzeczoną ani żoną. Nie złość się tak, gdy ktoś sie do mnie przytula.
- Będzie trudno. Co chwila sie do Ciebie kleją jacyś faceci, a ja nie mogę tego znieść. Muszę już iść. Nie mogę zbyt długo stać z jednym trybutem. Mam przyjść wieczorem?
- Lepiej nie. Wbrew wszystkiemu powinniśmy uważać. Będziesz jutro przy ocenach?
- Nie. Nie wolno mi, ze względu na to co powiedziałam. Martwią się że sfałszuję twój wynik.
- Zrobiłbyś to?
- Bez wahania - uśmiechnął się. Musnął wargami mój policzek i odszedł.
Moją twarz oblał rumieniec, a moje serce obijało się o żebra. Musiałam się uspokoić. Chwyciłam za łuk i strzałę. Wystrzeliłam wszystkie strzały jakie były w kołczanie. Wszystkie celne.
Potem rozległ się brzęczyk zdwołujący trybutów na lunch. Podeszłam do zawodowców. Ezekiel też do nas dołączył.
Wzięliśmy tace i ruszyliśmy do stolika przy którym siedzieliśmy dnia poprzedniego.
Dziś jednak ktoś nas ubiegł. Kochankowie z Ósemki i para z Jedenastki.
Gdy tylko zobaczyli naszą Watahę, skulili się ze strachu i uciekli szukając innego miejsca.
Byliby głupcami, gdyby nie przestraszyli się wkurwionego Clarksona.
Posiłek odbył się bez większych rozmów z naszej strony. Pozostali trybuci szeptem wymieniali między sobą spostrzeżenia dotyczące Watahy. Bali się. I słusznie.
Reszta treningu przebiegła bez większych akcji. Jednak tym razem cała nasza Wataha ćwiczyła razem.
CZYTASZ
Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierci
FanfictionFANFICTION IGRZYSKA ŚMIERCI Witam w 3-częściowej historii Jeanine Melark. Zwykłej dziewczyny z własną historią, która została wylosowana do udziału w 66. Głodowych Igrzyskach. Chciała zniknąć w tłumie, ale nie było jej to dane za sprawą pewnego bar...