4

649 22 2
                                    

Ubrałam się i stwierdziłam że należałoby iść do Renti i ją przeprosić. Przez ostatnie godziny dawałam jej w kość i wkurzałam. Miałam tylko nadzieję, że ten debil poszedł już do siebie.

- Co ja widzę, nasza nimfa się przebrała - powiedział Haymitch

- Napisałeś, że nie masz nic wspólnego z moim strojem. Że to był wymysł Renti - spojrzałam na niego z wściekłością

- Haymitch, na prawdę oskarżyłeś mnie o coś czego nie zrobiła?! Słońce, to wszystko był pomysł Haymitcha. Chciał, tu cytuję, podkreślić twoje największe atuty.

- Kłamca - powiedziałam do Haymitcha z nieukrywaną odrazą - szkoda że jesteś mentorem. Gdybyś nie był mi potrzebny, uderzyłabym Cię w twarz - uśmiechnęłam się do niego.

- Jesteś aż tak skora do przemocy? Chyba dobrze zrobiliśmy odsyłając Ezekiela do jego przedziału. Jeszcze wyszedłby stąd z podbitym okiem - powiedział Haymitch mrugajac do mnie porozumiewawczo.

- Wysoce prawdopodobne, Haymitch - powiedziała Renti - napijesz się czegoś mocniejszego? Może Ty i Ezekiel nie jesteście pełnoletni, ale należy się wam coś od życia. Tylko ani słowa w Kapitolu! - pogroziła palcem - Idź po Ezekiela, Haymitch.

Renti wzięła karafkę jakąś cieczą i 2 kielichy na wysokie nóżce.

- Prędzej spodziewałam się że to Haymitch zaproponuje mi alkohol, niż ty.

- Pozory mylą, słońce - odkorkowała karfkę - wina?

- Odrobinkę - zapełniła kielich do połowy - Ty to nazywasz odrobiną? - upiłam łyk - dobre.

- Jeśli byłoby nie dobre, to bym Ci nie proponowała - zaśmiała się, nalewając wina do swojego kielicha

- Coś widzę, że nasze damy zaczęły bez nas - powiedział Haymitch wchodząc do przedziału.

- Nie wiesz, że nieobecni nie mają głosu? - zapytała Renti. Haymitch się skrzywił, jakby właśnie jadł cytrynę.

- Chodź, młody. Strzelimy sobie kielonka.

Ezekiel poszedł za Haymitchem. Skierował wzrok na mnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się, odsłaniając rząd białych zębów. Nagle naszła mnie ochota na uderzenia go w zęby i zmycia tego idiotycznego uśmieszku z jego twarzy. Jego przylegająca koszulka uwypuklała wyrobione mięśnie. Nie przyznałam tego na głos, ale wyglądał całkiem seksownie

- Ładnie wyglądasz, Jean.

- Ty też wygladasz niczego sobie - Renti i Haymitch wymienili zdziwione spojrzenia

- Czy Ty właśnie powiedziałaś coś do mnie bez cienia ironii i sarkazmu? Nie powiem, czuję się zaszczycony.

- Nie przyzwyczajaj się, Monstan. Wciąż chce Cię zabić.

- To by było na tyle, jeśli chodzi o poprawę ich relacji - podsumował Haymitch podając kieliszek z wódką Ezekielowi

- Mam takie czysto teoretyczne pytanie. Czy wy usiłujecie nas, nie wiem, pogodzić ?

- Nie tyle pogodzić, co ocieplić wasze stosunki - powiedział Haymitch - to co? Może toast za naszych cudownie irytujących trybutów? Pomyślnych igrzysk dzieciaki i niech los zawsze nam sprzyja! - wykrzyknął unosząc kieliszek i wypijając całą wódkę jednym haustem.

~***~

Nie wszyscy poszliśmy spać, ja i Renti zdążyłyśmy opróżnić trzy karafki wina, a Haymitch z Ezekielem wypili butelkę wódki, którą poprawili karafką whisky.

Nie pamiętam nawet jak i kiedy znalazłam się w łóżku....

_________________________________________

Czekam na gwiazdeczki i komentarze!
Do przyszłego tygodnia

Pomyślnych igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now