Rozdział 2

7.1K 276 19
                                    

*Osiem dni później*

Kimberly

-Genialna Robota!- zachwyciła się Phoebe nad naszym wreszcie skończonym projektem nowego parku obok szkoły. Każdy dostał coś do zaprojektowania, a pracę musi wykonać do końca roku szkolnego. Jestem w trzeciej klasie liceum o profilu przyrodniczym, to znaczy, rysownictwo, projektowanie, chciałabym zostać architektem niezmiernie mnie to kręci. Razem z czwórką znajomych zabraliśmy się za wykonywanie pracy dwa miesiące temu, zbieraliśmy informacje, pomysły i udało nam się stworzyć według nas, coś naprawdę godnego uwagi.

Nie powiedziane jest, że komisja naszej szkoły roześle ten projekt dalej, ale dla nas byłaby to ogromna szansa, ogromy start. Lepsze dostanie się na studia. Moim marzeniem jest, żeby nasz projekt został wyróżniony jako najlepszy. Jak zwykle siedzieliśmy w szkole aż do zamknięcia placówki przez pana z ochrony, czyli do godziny dwudziestej. Jest kwiecień, więc za oknem zapadł zmrok.

Pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam w stronę domu. Kilkadziesiąt metrów dalej zobaczyłam pełno mrugających świateł z policyjnych radiowozów i karetek pogotowia. Przybliżyłam się. Droga była zamknięta przez potężny wypadek. To oznaczało jedynie tyle, że zostałam zmuszona aby skręcić w tą boczną ciemną alejkę i tamtędy dostać się do głównej drogi, a następnie do domu. Mogłabym wprawdzie zadzwonić po kogoś, ale wiedziałam, że droga powrotna zajmie mi około dziesięciu może dwunastu minut. Przyglądałam się chwile miejscu zdarzenia, ale szybko mi się odechciało widząc tak bardzo skasowane samochody i pełno szkła. Potarłam rękami o swoją czerwoną marynarkę od mundurku szkolnego i skręciłam w prawo. Było ciemno i z każdym krokiem oddalając się od miejsca zdarzenia, hałas się oddalał, a raczej to ja oddalałam się od hałasu. Szłam jakieś dobre pięć minut i wiedziałam, że za kolejne pięć ta koszmarna uliczka się kończy. Tata mówił mi żebym tędy nie chodziła, żebym wybrała dłuższą drogę jeżeli zajdzie taka potrzeba, ale ja już od godziny siódmej rano nie byłam w domu, chciałam znaleźć się tam jak najszybciej. Pewnie byłam zbyt przewrażliwiona i oglądane kryminały wpłynęły na mój umysł, ale zdawało mi się jakby od jakiegoś czasu ktoś szedł za mną. Bałam się odwrócić, co było oczywiste. Bałam się tego co jest za mną. Może to pies, albo jakiś pan który zmęczony wraca po pracy? Wtem kroki osoby za mną stały się szybsze, więc ja też przyśpieszyłam, ale nie biegłam, nie chciałam, żeby ten ktoś wyczuł mój strach. Telefon zaczął wibrować w  mojej torbie. Pośpiesznie go wyciągnęłam i przystanęłam żeby odebrać. Dzwoniła pani Jones, nasza pomoc domowa.  Ręce mi się trzęsły. Nie zdążyłam przejechać zieloną słuchawką po ekranie, bo poczułam jak ktoś odbiera mi urządzenie, miał na sobie rękawiczki. Dobra, telefon niech bierze, ale niech mnie zostawi w spokoju.

Stanęłam jak wryta i przełknęłam ślinę. Na swojej szyi poczułam ciepły strumień powietrza. Ktoś dmuchnął nim w moją skórę.

-Proszę, proszę Kimberly Walker, córeczka tatusia i siostrzyczka Ray'a sama na tej starszej ulicy- jakiś niski chłodny głos wypowiedział to zdanie, a mnie przeszły ciarki. Boję się samego głosu, więc kto kryje się za mną?

-Czego chcesz?- warknęłam sama siebie dziwiąc, że było mnie na to stać.

-Jednak nie jesteś niemową złotko, ale nie dobrze, że się unosisz bardzo niedobrze-dla mnie brzmiało to jak groźba, wiedziałam, że ten ktoś nie odpuści mi tak łatwo, czegoś ode mnie będzie chciał. Mój telefon w jego dłoni znów zaczął brzęczeć.

-Wkurwiające to twoje urządzenie- warknął po czym usłyszałam trzask. Mój telefon zderzył się z jakimś betonem kilkanaście metrów dalej, wydaje mi się że to słup telegraficzny.

-Nie odwrócisz się złotko?- zapytał znów do mojego ucha. Poczyłam dotyk na moim pośladku, tak strasznie się bałam, ale nie mogłam przecież stać bezczynnie.

BALLY- Zayn Malik FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz