dwa tysiące dwudziesty

199 39 10
                                    




dziwnie jest tak po prostu patrzeć z perspektywy.

w momencie, w którym uświadamiam sobie, że ta specjalna godzina i pora znów nadeszła, czuję, że dopada mnie bezdech.

trochę przytłacza, że mnie fakt, że minęło zaledwie trzysta sześćdziesiąt pięć dni, a moje życie zmieniło się tak bardzo.

ja zmieniłam się tak bardzo. nie wiem, czy tego chciałam, ale może mój ktoś tak zaplanował.
los zapisał moje życie na pustej kartce pergaminu,
o tym niesamowitym zapachu, może dla żartu, albo dla jakiegoś większego celu.

czy zmiany, które zaszły za równo wewnątrz jak i na zewnątrz mnie są na lepsze? co czeka mnie za kolejne trzysta sześćdziesiąt pięć dni, czy nadal tutaj będę?

boję się odpowiedzieć na te pytania, dlatego zamykam oczy.

to chyba dość zabawne.

ironia zalewa mnie tak bardzo, że czuję jakbym w niej tonęła.

dławię się nią, szukając tlenu, który dał by mi spokój. ale czy to możliwe w tych wszystkich okolicznościach?

w końcu w nocy z szesnastego na siedemnastego maja wydarzyło się tak dużo.

marzyłam się o balu gimnazjalnym, który przetańczyłam z kim chciałam i jak chciałam.

bałam się czy dostanę się do jakiegokolwiek liceum, bo nie wiedziałam, że zaledwie kilka miesięcy później
stanę się uczennicą szkoły, którą uważałam za kompletnie poza moim zasięgiem.

nie miałam pojęcia, że utkwię w domu przez
światową epidemię.

cieszyłam się ze świeżego sukcesu jakim było pięćset follow, nie zdając sobie sprawy, że dokładnie rok później, będę miała okazję świętować swój pierwszy tysiąc.

nie zasnęłam na zimnej szybie, oblanej deszczem.

zamiast tego słuchałam zapętlonej lany oraz odkryłam the neighbourhood, którzy w ciągu
tego roku stali się moim ulubionym zespołem.
no i ubolewałam nad rozwodnioną kawą. faktycznie była fatalna.

a teraz?

czuję pustkę. nadal nie mam pojęcia jak pokonać bezdech, jak wyrazić to, co kłębi się w głębi duszy oraz obija się o moje żebra. chcę to wykrzyczeć, ale boję się, że rozszarpię moje gardło. poczekam jeszcze chwilę.

w ten sposób zgaduję, że nie zostało mi nic innego, niż zwykłe
cieszenie się pierwszą szesnaście, siedemnastego maja.

w końcu, czy istnieje magiczniejsza pora, niż ta?


0 1 : 1 6Where stories live. Discover now