– Tak.

– Opieka jest naprawdę na wysokim poziomie, a fizjoterapeuci robią wszystko co w ich rękach, by postawić człowieka na nogi. Na pewno będziesz zadowolona.

– Mam nadzieję. – Przygryzła wargę. Wierzyła, że pobyt w Olszynach osłabi jej największego wroga.

– Jedyne, co tutaj kuleje, to kuchnia. – Michalak odłożyła łyżeczkę na spodek. – Znam kilka miejsc w pobliżu, gdzie serwują pyszne i niedrogie obiady. Jeśli chcesz, to ci pokażę. Zawsze po zabiegach wstępuję do jadłodajni „Pod Olszyny".

– Chyba czyta mi pani w myślach, bo znajoma rodziców, która poleciła nam ten ośrodek, narzekała na jedzenie.

– Nareszcie! – Klara klasnęła w ręce.

– Nie rozumiem? – Magda uniosła brew.

– Nareszcie jakieś rozbudowane zdanie. – Starsza pani roześmiała się serdecznie. – Rozumiem, że spodziewałaś się rówieśnicy, a tu taka niespodzianka, ale myślę, że się dogadamy. – Puściła studentce oczko. – Nie gryzę, lubię oglądać seriale i też jestem książkoholiczką. – Zerknęła na czytnik, który Markiewicz przy rozpakowywaniu umieściła na nocnej szafce. – Alkohol też czasem spożywam. Tylko – uniosła wskazujący palec – nie toleruję papierosów. I niczego mocniejszego od tytoniu! – zastrzegła.

– Nie palę. – Zapewniła dziewczyna.

– Idealnie! Chociaż... Czasem przy kartach, gdy mi nie idzie i syn z synową nie widzą... – Klara spuściła wzrok. – Ale od paru lat rzadko mi nie idzie, bo od kiedy zostałam wdową, nie mam szczęścia w miłości. To co, wypijemy herbatę i ruszamy na spacer w poszukiwaniu miejsca, gdzie nie trują? – zaproponowała wesoło. Magda pokiwała głową. Choć miała inne plany, nie chciała sprawić Michalak przykrości.

*

Ten dźwięk był piękniejszy niż melodie skomponowane przez najwybitniejszych kompozytorów. Perfekcyjny, choć nieregularny, nie dający się w żaden sposób ujarzmić. Szum morza.

– Jak pięknie! – Magda nie potrafiła powstrzymać zachwytu. Ostatni raz nad Bałtykiem była trzy lata temu. Tęskniła za tym dźwiękiem, tęskniła za tym widokiem.

Na niebieskiej tafli wody, jedna za drugą, pojawiały się spienione fale. Niczym kobiety, którym drobiazg wystarczy, by wywołać awanturę, dały się sprowokować wiatrowi. Raz po raz docierały do brzegu i zalewały plażę. Dalej, bliżej, bliżej, dalej... Miejsce, do którego docierały te najsilniejsze, najbardziej wzburzone, odznaczało się na piasku.

– To prawda... - Klara stanęła obok młodszej współlokatorki. – Często bywam nad morzem, a ten widok niezmiennie mnie zachwyca – przyznała.

– Zawsze tutaj pani przyjeżdża?

– Mój syn ma apartament w Sopocie, więc częściej bywam w Trójmieście – wyjaśniła. – Ale Olszyny mają swój niepowtarzalny klimat. Jest ciszej, spokojniej niż właśnie w Sopocie czy Gdańsku. Ma się wrażenie, że to morze szumi tylko dla ciebie; że mewa prezentuje skrzydła dla ciebie, a tam... Dzielisz się tym, co niepowtarzalne z tysiącami turystów.

– Faktycznie, mniejsze miejscowości mają swój urok. Ja zawsze jeździłam do jakichś... dziur, nie licząc Gdyni trzy lata temu. Z Zuzią i Wiktorią, moimi przyjaciółkami, zrobiłyśmy sobie babski wypad. Mimo tłoku było super.

– Bo nie liczy się tyle miejsce, co ludzie. Wy młodzi, jak tak patrzę na wnuków, to przywiązujecie wagę do tego, co widać. Do miejsca, do wyglądu. Otaczacie się gadżetami, zdjęciom dajecie serduszka, a liczy się to, co jest w serduszku.

Magda otworzyła usta, ale nie odezwała się. Nie wiedziała, co powiedzieć. Słowa Klary bardzo ją zaskoczyły. Z jednej strony przypominały lekcję od wychowawcy czy coacha, a z drugiej... Były takie prawdziwe, wypływały prosto z wnętrza, wynikały z doświadczenia. Kolor włosów i zmarszczki ewidentnie świadczyły o zaawansowanym wieku. 70, 80 czy może 90 lat? Markiewicz nie miała pojęcia, ile dekad dzieli ją od współlokatorki.

– Zdejmujemy sandały i przejdziemy się brzegiem? Musisz przywitać się z morzem, bez moczenia stóp to będzie nieważne – uśmiechnęła się Michalak.

*

Delikatna filiżanka w różyczki przykuła uwagę Magdy od momentu wejścia do pokoju. Domyśliła się, że naczynie nie jest elementem wyposażenia pokoju, a własnością Klary. Przyglądała się jej z tapczanu, gdzie po długim spacerze usiadła z czytnikiem w dłoni.

– Podoba ci się, co? – Michalak wróciła z łazienki i zauważyła rozmarzone spojrzenie współlokatorki.

– Jest piękna – przyznała Markiewicz, uśmiechając się. – Można wiedzieć, gdzie ją pani kupiła?

– To prezent od mojego wnuka Marcina. Wie, że lubię takie cudeńka. – Starsza pani usiadła przy stole. – Zawsze trafia w mój gust.

– Ma pani tylko jednego wnuka? – Wspólny spacer po plaży, a następnie w kierunku jadłodajni ośmielił Magdę. Kilka godzin spędzonych w towarzystwie Klary dowiodło, że nie ma do czynienia ze zgorzkniałą, skupionych na swoich chorobach babcią, a kobietą z klasą – z taktem, wyczuciem i poczuciem humoru. Michalak przypominała Magdzie babcię Kasię, ze śmiercią której mimo upływu lat nie potrafiła się pogodzić.

– Biologicznie tak. Przyszywanych jeszcze czterech.

– „Babciuje" pani sąsiadom? – zapytała zaciekawiona.

– Siostrzeńcom mojej synowej – wyjaśniła. – Basia była w twoim wieku, gdy straciła mamę. Ma dwie młodsze siostry i jedną starszą. Już wtedy była z moim synem. Jak tylko mogłam, otoczyłam ją opieką. Gdy zamieszkała u nas, jej siostry często ją odwiedzały. Zwłaszcza Natalka, przez jakiś czas nawet u nas pomieszkiwała... Kiedy na świecie pojawiali się kolejni chłopcy, zaczęli mówić do mnie „babciu". Nie protestowałam, ich mamy też nie. Hanka ma syna Antka, jest w wieku Marcina. Ma już żonę i synka. Natalka natomiast urodziła trzech łobuzów. Maciek jest w liceum, Kuba kończy podstawówkę, a Kacperek od września pójdzie do pierwszej klasy.

– Dobrze, że jeden z nich ma żonę, ma pani przynajmniej „wnuczkę".

– I tak, i nie – westchnęła. – Agnieszka to cudowna dziewczyna. Mądra, piękna, miła, ale... Ona ma swoją babcię pod nosem, więc nie mamy aż takiej więzi. Mam nadzieję, że zyskam wnuczkę, gdy Marcin zdecyduje się na ślub. O ile tego dożyję. – Machnęła ręką. – Ma już 30 lat, ale nie widać szans na zmiany. Szkoda gadać.

– Gdy pojawi się odpowiednia kobieta, na pewno będzie pani tańczyć na weselu. Zresztą... Dlaczego miałaby pani nie dożyć? Jest pani w świetnej formie!

– Madziu... – roześmiała się. – Jesteś przesympatyczna, ale peselu nie oszukam. Dwie ósemki będą na tegorocznym torcie.

– Naprawdę? – Magda szybciej zapytała, niż pomyślała. – Znaczy... Nie wygląda pani na swój wiek.

– Dziękuję, to dla mnie komplement! Długo byłam aktywna zawodowo, prowadziłam fundację. Zahartowała mnie przede wszystkim młodość – dodała i zamilkła.

Markiewicz nie drążyła tematu. Domyśliła się, że najważniejsze i najpiękniejsze lata dla jej współlokatorki przypadały na okres wojennej zawieruchy. Ciężko więc o dobre wspomnienia.

– Skoro łazienka już wolna, teraz ja skoczę pod prysznic – zakończyła dyskusję, wstając z łóżka.

Klara nie odpowiedziała, tylko pokiwała głową. Siedząc przy stole i podpierając twarz dłonią, pogrążyła się we wspomnieniach, ale nie na długo. Gdy Magda wróciła z łazienki, spała przykryta kołdrą pod brodę.


Kartki zapisane nad morzemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz