30

1.9K 42 2
                                    


Perspektywa Alison

Wiedziałam, że dziś skończą się dni, kiedy byłam naprawdę szczęśliwa. Aż serce ukuło mnie w klatce piersiowej, gdy zdałam sobie z tego sprawę. Ale momentalnie odgoniłam od siebie tę myśl, bo prędzej czy później rozpłakałabym się jak mała dziewczynka.

Szybko zeszłam do podziemi, by dojść do damskiej szatni szkolnej, w której znajdowały się między innymi szafki. Gdy weszłam do pomieszczenia, zobaczyłam kilka z dziewczyn, które wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. Pamiętałam doskonale dzień, w którym one, właśnie w tym miejscu, zaczęły mnie nagrywać i wyśmiewać z tego jak wyglądam. Teraz już tak nie było. Teraz w ich oczach stałam się całkiem inną osobą i na tą myśl uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

Nagle poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach i odruchowo wciągnęłam powietrze do płuc ze strachu. Po chwili ta osoba położyła swoją głowę na moim ramieniu. Kurtka z wrażenia wypadła mi z ręki i upadła z niemałym hałasem na podłogę.

— Alison — gdy usłyszałam jego głos, przełknęłam głośno ślinę.

— Josh — tylko tyle dałam radę z siebie wydusić. Stałam jak sparaliżowana.

— Witaj mój grubasku — szepnął prosto mojego ucha, a moje oczy momentalnie zaszły łzami. — Tęskniłaś za mną? — zapytał.

— Nie, zostaw mnie — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Chłopak jednak nie zamierzał mnie posłuchać i stanowczym ruchem obrócił mnie w swoją stronę. Trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam się nawet cofnąć. Zorientował się, że robię wszystko, by uniknąć jego wzroku więc podniósł mój podbródek i kazał spojrzeć sobie w oczy. Zrobiłam to, ale nie potrafiłam patrzeć na jego tęczówki, które kiedyś wydawały mi się być tak piękne.

— Z-zostaw mnie Josh — powiedziałam cicho, próbując łapczywie złapać powietrze, bo utrudniały mi to coraz szybciej napływające łzy do moich oczu i zbierający się katar.

— Nie zostawię cię Ally, nigdy — uśmiechnął się lekko.

— B-b-błagam.

— Parks zostaw ją natychmiast — odezwała się stanowczym głosem Yumi, która weszła do pomieszczenia. Korzystając z okazji, wyrwałam się mulatowi i odsunęłam się od niego. Chłopak nawet nie drgnął i cały czas stał w tym samym miejscu, patrząc na mnie. — Za mało jej krzywd i smutku zrobiłeś Joshua? Odpuść w końcu — poprosiła. Chłopak ocknął się i popatrzył na nią. Ruszył w moją stronę i nachylił się tuż nad moim uchem.

— Do zobaczenia później, piękna —szepnął i po chwili wyszedł z pomieszczenia, mijając moją przyjaciółkę, która popatrzyła na niego z wrogością.

Yumi nie czekając, podeszła i mocno mnie przytuliła. Z dzwoniącym dzwonkiem z szatni wyszły wszystkie osoby, oprócz mnie i brunetki, która siedziała ze mną na ławeczce i próbowała jakoś uspokoić.

Niespodziewanie do pomieszczenia weszli dwaj chłopcy, których chyba obie najmniej się spodziewałyśmy w damskiej szatni.

— Usłyszeliśmy, że ktoś płacze — wskazał palcem wyjście na korytarz i przeniósł na nas swoje spojrzenie — Kurwa, co ci się stało Alison? — zapytał Boston, który podszedł do ławki i uklęknął przy Yumi. Nie uszło jednak mojej uwadze to, że położył dłoń na jej kolanie, a dziewczyna lekko się uśmiechnęła i nie protestowała.

— Joshua Parks się stał — powiedziała moja towarzyszka. Usłyszałam prychnięcie chłopaka, stojącego tuż za brunetem.

— Nic ci nie zrobił? — zapytał Oliver i założył ręce na piersi, patrząc na mnie. Pokręciłam przecząco głową.

— Wszystko okej — pociągnęłam nosem i wytarłam chusteczką, którą dała mi Yumi, swoje mokre policzki.

— Idźcie na lekcje, zostanę z nią — odezwał się Anderson. Wszyscy popatrzyliśmy na niego zdziwieni. Chłopak popatrzył tylko na Bostona i pokazał mu ruchem głowy wyjście. Po chwili zastanowienia Watson chwycił za nadgarstek Yumi i wyszedł z nią z pomieszczenia.

Gdy oboje usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi, Oliver postanowił usiąść obok mnie na ławeczce.

— Jebany skurwiel — odezwał się nagle, a ja popatrzyłam na niego. — Widziałem jak zadowolony wchodził chwilę temu po schodach, serio powstrzymywałem się żeby na niego nie napluć — wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja zaśmiałam się cicho.

— Chodź tu — chłopak owinął rękę wokół mojej tali i przyciągnął mnie do swojego boku, kładąc swoją rękę na moich plecach i delikatnie je gładząc. Nie protestowałam. Nie czekałam też długo, a po prostu się w niego wtuliłam. Blondyn położył swoją głowę na mojej, ale przed tym pocałował delikatnie moje włosy.

— Poradzimy sobie z nim — zapewnił mnie i kolejny raz zaskoczył. Tym razem, że użył liczby mnogiej czasownika, a nie na przykład pojedynczej.

— Poradzimy? — zapytałam go cicho.

— Tak. Pomogę ci z nim — odpowiedział bez zastanowienia, a ja odsunęłam się od niego, by na niego spojrzeć.

Zmarszczyłam brwi, ale na jego twarzy nie ujrzałam ani krzty kpiny, którą widziałam prawie od zawsze, tylko powagę. Więc albo był dobrym aktorem, a to jest jakieś wyzwanie lub zakład, albo robił to z własnej woli, a to oczywiście było mało prawdopodobne. Postanowiłam jednak tego nie komentować i skorzystałam z chwili, że mogę przytulić chłopaka, w którym jestem bezgranicznie zakochana mimo zła, które mi wyrządził.

𝐅𝐀𝐓𝐍𝐄𝐒𝐒 - textingWhere stories live. Discover now