Prolog

19 1 7
                                    

Pov. 3 os.


Zachodzące słońce oświetlało ogród, gdzie swój czas spędzała mała rodzina. Kobieta o długich, jasnych włosach, związanych w warkocz, jej wydłużone uszy mówiły o jej elfickich genach, które zresztą płynęły zarówno w jej synu jak i mężu. Siedziała na trawie pod drzewem i  przypatrywała się zielonymi oczami na dwójkę bawiącą się nieopodal. Mężczyzna o krótkich, rudawych włosach  i rozśmieszonym spojrzeniu brązowych oczu, biegł za śmiejącym się chłopcem. Na ręce dorosłego było widać szaszke (rodzaj broni tnąco-kłującej , niezbyt zakrzywiona szabla o rękojeści przypominającej  głowę ptaka). Maluch wyglądał jak kopia matki, jedynie oczy i rudawą poświatę włosów odziedziczył po ojcu. Dziecko dobiegło do matki i się za nią schowało, na co zareagowała delikatnym śmiechem, po chwili dobiegł zdyszany mężczyzna.

- Czemu męczysz naszego syna? - kobieta spytała rozśmieszona, patrząc opiekuńczo na jej potomka.

-To ja go męczę?! To przez niego niemal nie wpadłem na drzewo i się prawie dwa razy wywaliłem! - jego oburzoną wypowiedź nagrodził tylko śmiech pozostałej dwójki, postanowił jeszcze chwilę poudawać, ale mu się nie udało i po chwili dołączył do swojej rodziny. Chwilę ciszy, która zapadła,  przerwał nieśmiały głos:

-Mamo...? - rodzicielka skinęła głową, by kontynuował - C-czy ja też będę kiedyś pójdę do akademii tak jak wy?Bo jak tak to ja nie chce! Nie chce was zostawić! I-inni m-mnie tam nie będą lubić i b-będę sam! Nie chce was zostawić! Nie c-chce! - chłopczyk skierował swoje załzawione oczy w kierunku zszokowanych rodziców.

-Natan... Synku...  Nigdy nie będziesz sam. Zawsze będziemy z tobą, nieważne gdzie będziesz. Po za tym nie wiemy, czy masz dar - kobieta przytuliła chłopca, który zacisnął dłoń na jej sukni.

-Twoja mama ma rację. Czemu myślisz o tym tak wcześnie, jeszcze 6 lat - mężczyzna dołączył się do uścisku, a dziecko już nie kryło swoich łez.

Parę godzin cała trójka leżała na trawie i wpatrywała się w gwiazdy. Dorośli opowiadali Natanowi swoje historie, a on słuchał ich z uwagą oraz wyobrażał sobie jak pędzą na koniach na czele potężnej armii, walcząc z istotami o których istnieniu nawet nie wiedział. Tą piękną chwilę przerwał mężczyzna w zbroi, na jego plecach wisiał łuk, a przy boku pobrzękiwał miecz w pochwie. Zsiadł  i pokłonił się już stojącym dorosłym.

- Lady Rossalio, Lordzie Damianie. Wysłałem Brunatka na zwiady - na imię Brunatka chłopcu przed oczami ukazał się jastrząb o brązowym upierzeniu i świdrującymi, żółtymi oczami. - Ludzie są o trzy dni drogi stąd. Sugerowałbym byście poszli do swojej posiadłości, przespali się i rano wysłali małego do miasta.

- Dziękuję za informację bracie. Masz rację powinniśmy już się zbierać, Natan zaraz uśnie na stojąco - rudowłosy spojrzał z czułością na syna.

-Wracam na front mój panie, lu- - jego wypowiedź została przerwana przez chłopca.

-Ale wujku Danielu! Chodź z nami! Proszęęę - Natan specjalnie przeciągnął ostatnie słowo. Tak bardzo chciał spędzić trochę czasu ze swoim wujkiem, z którym tak rzadko się widywał, ale po każdym spotkaniu miał masę pięknych wspomnień.

-Nie wiem młody, a co na to twój ojciec? - Daniel spojrzał się na mężczyznę, który delikatnie się uśmiechnął - W takim razie idę z wami młody - i poklepał go po głowie na co odpowiedziało mu oburzone spojrzenie.

Zaledwie chwilę po dotarciu do domu chłopiec został wysłany do łóżka, ale nie spał, a zaintrygowany cichymi rozmowami postanowił posłuchać , o czym rozmawiają.

ZaklinaczWhere stories live. Discover now