Usiadłam na ziemi, opierając się o metalową siatkę. Wyciągałam już telefon, aby podłączyć słuchawki, gdy nagle usłyszałam kroki. Obróciłam głowę w bok, zauważając chłopaka.

Jak on miał na imię? A tak, Nathaniel.

Nastolatek przysiadł się niedaleko mnie.

– Hej – odezwał się po chwili. Na jego twarzy tym razem nie gościł cwaniacki uśmiech. Nie wydawało mi się, by chciał mi dogryzać.

– Hej – odpowiedziałam cicho.

– Coś się stało? – zapytał, patrząc raz na moją twarz, a raz na moje poplamione od krwi buty.

– Nie – odpowiedziałam krótko. Nie miałam zamiaru mu się zwierzać, a tym bardziej o rzeczach, dotyczących mojej choroby.

Siedzieliśmy w ciszy, oboje patrząc się w różne strony.

– No więc, nieznajoma... Jak masz na imię? – zapytał, bawiąc się sznurkami od swojej bluzy.

– Niedoczekanie – powiedziałam znowu, uśmiechając się cwanie.

Chłopaka dźwięcznie się zaśmiał, ukazując swoje dołeczki w policzkach.

– Jestem Ruby – odparłam po chwili.

Chłopak kiwnął głową na znak, że rozumie.

– Przyjechałeś tutaj na wakacje, prawda? Nie sądzisz, że... To nie jest najlepsze miejsce na wypoczynek? – zacięłam się. – Nie mówię od razu, że nasze kochane Baverhood nie jest super, bo ma swoje uroki, ale miasteczko to, raczej słynie z najmniejszego procentu przestępczości i największej liczby emerytów... – dodałam.

– Och, tu masz rację... To miasteczko nie jest raczej moim wymarzonym miejscem na wakacje – zaśmiał się. – Przyjechałem tutaj do dziadków. Mój dziadek wrócił właśnie niedawno ze szpitala, więc postanowiłem spędzić z nim i babcią te wakacje, tym bardziej że oprócz siebie, nie mają żadnego innego towarzystwa – odparł.

– To... Dobrze, że twój dziadek wyzdrowiał – powiedziałam, przygryzając wargę.

– To zwykłe zapalenie płuc. Po prostu dziadek nie ma już takiego zdrowia jak kiedyś i musiał pojechać do szpitala, tam lepiej się nim zaopiekowali – uśmiechnął się. – A ty, jak mniemam, mieszkasz tutaj? – zapytał, poprawiając swoją grzywkę, która opadała mu na oczy.

– Niestety... – spojrzałam się na niego. – Och, wiem, jak mi współczujesz, nie musisz udawać – westchnęłam teatralnie, a następnie cicho się zaśmiałam. Chłopak również cicho się zaśmiał, ukazując swój idealny uśmiech.

– Tam, gdzie ja mieszkam... Nikt pewnie nawet nie kojarzy tego miasteczka – powiedział.

– Ja wiem, że mieszkam w czarnej dupie, ale bez przesady... – ponownie się zaśmiałam.

– Uwierz, te wszystkie bogate i wymądrzałe dzieciaki, nie widzą nic innego, poza własnym nosem – również się zaśmiał.

Zacisnęłam usta. Nie pochodziłam z jakiejś bogatej rodziny i nie miałam super wypasionej willi, ale na wszystko nam starczało. Rodzice ciężko pracowali, byśmy mieli jak najlepiej. Nie lubiłam właśnie takich przemądrzałych dzieciaków, którzy chwalili się tylko pieniędzmi, wydając je. Tak naprawdę pieniądze nawet nie były ich, a rodziców, którzy ciężko na nie zapracowali.

– Coś często tutaj przebywasz... – wywnioskowałam.

– Jest to najbliższe i najatrakcyjniejsze miejsce, koło domu moich dziadków. Lubię tutaj przychodzić – uśmiechnął się.

Cześć, jestem Ruby i umieramWhere stories live. Discover now