rozdział pierwszy

3 0 0
                                    

Urodziny Megan Carter to pierwsza studencka impreza, na którą dałam się namówić. I na którą już żałowałam, że w ogóle się zgodziłam. Podobnie jak sukienka, w którą wcisnęła mnie Liv i która teraz podwijała się w gorę przy każdym ruchu.

Stałam oparta o framugę drzwi prowadzących do salonu i obserwowałam tańczących ludzi. Pijanych, przewracających się o własne nogi, całujących się z kim popadnie. Chłopców, tych wiernych swoim dziewczynom, którzy teraz obmacywali tyłki innym równie wiernym dziewczynom. Obserwowałam Justina i to z jakim zainteresowaniem słuchał Diany. Jak zakładał jej włosy za ucho i całował w policzek. Prosił do tańca i przytulał do siebie tak mocno, że między ich ciałami nie ma ani milimetra przestrzeni. Zamknęłam oczy wyobrażając sobie, jak to wszystko robi ze mną. Przypomniałam sobie, jak idealnie moja dłoń pasowała do jego dłoni, jak palcem delikatnie przejeżdżał po moim nagim ramieniu aż do ucha, by założyć za nie kosmyk włosów. Pamiętam to wszystko i zżera mnie żal, tęsknota, smutek i zazdrość  naraz, bo chcę mieć to wszystko co ma ona.

Nie mogłam dłużej patrzeć na Justina i jego największą i jedyną miłość. Powstrzymując łzy wyszłam z domu i skierowałam się na tył posesji. Tak bogaci ludzie muszą mieć przecież równie piękny i duży ogród. Minęłam paru pijanych ludzi i w końcu znalazłam się całkiem sama. W ciemności dostrzegłam niewielką furtkę, była niemal niewidoczna przy ogromnej ilości nasadzeń, jakie rosły wokół. Otworzyłam ją i moim oczom ukazał się ogród - ogromny, dziki, ale z klasą. Wokół rosło mnóstwo krzewów i drzew, których nazw nawet nie znałam, a niektóre z nich widziałam pierwszy raz w życiu. Pośrodku znajdował się basen, równie duży i zjawiskowy.

Nie myśląc zbyt wiele opuściłam ramiączka sukienki i pozwoliłam jej swobodnie zsunąć się w dół i opaść przy kostkach. Odstawiłam niedopitego drinka na brzeg basenowej alejki po czym sama na niej usiadłam zanurzając nogi po kolana w wodzie. Czułam, jak przeszył mnie dreszcz spowodowany niską temperaturą wody, ale mimo wszystko jest to przyjemne odczucie. Zamoczyłam ręce i delikatnie ochlapałam nagie ciało, by nie dostać szoku, po czym zanurzyłam się w wodzie. Mimo, iż prawie zamarzałam, czułam ukojenie. 

Im dłużej byłam w wodzie, tym bardziej moje ciało przyzwyczajało się do chłodu i po chwili już prawie go nie czułam. W tle słychać było muzykę i bawiących się ludzi, jednak ogród był w pełni zasłonięty przez liczne drzewa, więc nikt nie zakłócał mojego spokoju. 

Gdy tylko o tym pomyślała, usłyszałam skrzypnięcie furtki ogrodowej. Zaczęłam rozglądać się dookoła ale w pobliżu nie widziałam żywego ducha. Zdecydowałam jednak, że czas wrócić do środka. Wychodząc z wody ponownie usłyszałam dźwięk, tym razem szelest deptanych liści. Pośpiesznie wyskoczyłam z wody i podbiegłam do swoich ubrań. Schyliłam się próbując wcisnąć na siebie sukienkę, ale wilgoć ciała znacznie mi to uniemożliwiała. 

- Niezły tyłek - usłyszałam nagle na sobą i wzdrygnęłam się ze strachu. Odwróciłam się napięcie i ujrzałam przed sobą młodego mężczyznę. Był wysoki, a jego wzrost znacznie górował nad moim niecałym metr sześćdziesiąt pięć. Cały ubrany na czarno, na głowie miał czapkę, a na niej jeszcze kaptur od bluzy. Przez mrok panujący w ogrodzie nie byłam w stanie ocenić, czy go znam. Miałam wrażenie, że jedyne światło, jakie biło z ogrodowych lampek oświetlało teraz moje półnagie ciało. Zaczęłam nerwowo zasłaniać się skromnym materiałem sukienki, której nie zdążyłam na siebie włożyć.

- Znamy się? - zapytałam nieznajomego. Drżenie mojego głosu zdradzało strach.

- Zawsze możemy się poznać - odpowiedział, po czym zaczął wodzić wzrokiem po całym moim ciele, zatrzymując się na piersiach. Przycisnęłam sukienkę bliżej swojego ciała. Nie wiedziałam kiedy, ale zaczęłam się trząść, być może to przez chłód wrześniowego wieczoru, czy już przez strach. - Ale później - dodał, po czym zrobił krok w moją stronę. 

- Czego chcesz? - pytam, po czym robię krok w tył, ale nieznajomy nie odpowiada. Zaczęłam panikować i strach wziął nade mną górę. Zrobiłam jeszcze parę kroków w tył i rzuciłam się do ucieczki. Nie przewidziałam, że napastnik okaże się szybszy, złapał mnie za nadgarstek zmuszając do zatrzymania się. - Puszczaj! - krzyknęłam próbując się wyrwać, ale chłopak górował nade mną nie tylko wzrostem, lecz również siłą i przyciągnął mnie do siebie z impetem. Krzyczałam i szarpałam próbując wyrwać się z jego uścisku, jednak byłam bezsilna wobec niego. Wolną dłonią chwycił mnie za szyję i przycisnął swoją twarz do mojej.

- Bądź grzeczna to może nie będzie tak boleć - mówiąc to zaczął całować mnie po szyi i nagich ramionach. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, gdy jego dłoń zsuwała się po mojej talii, by następnie dotknąć nagiego prawie pośladka. Zacisnął na nim dłoń w momencie, gdy po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Zacisnęłam powieki i zrezygnowana ciągłą szarpaniną poddaję się. Starałam się myśleć o czymś innym i ignorować jego dłonie błądzące po moim ciele. I nagle przestałam już czuć jego dotyk i ciężar ciała przygniatający mnie. Zastanawiałam się kiedy zdążył popchnąć mnie na ziemię i czy to przez strach nawet tego nie poczułam i zobojętniałam na wszystko, co działo się z moim ciałem. Czułam, że zaczynam się unosić, a następnie opadam na miękki materac.

Czy już umarłam? 

- Ocknij się - usłyszałam czyjś głos, ale nie mogłam zmusić się, by otworzyć oczy. Czyjeś wołanie wciąż poganiało mnie, by się obudzić, jednak ja miałam wrażenie, że lewituję i wcale nie chciałam wracać na ziemię. 

Nagle wszystko do mnie dotarło i przerażona uniosłam powieki próbując podnieść się do góry. Czyjaś dłoń popchnęła mnie z powrotem na materac. Czułam, jak odzyskuję siły i instynkt każe mi się bronić. 

- Zostaw mnie! - zaczęłam krzyczeć próbując wydostać się z pod ciężaru przygniatających mnie wciąż ramion. - Pomocy! - krzyczałam i płakałam tak mocno, że w pewnym momencie zaczęłam dławić się własnymi łzami. - Niech ktoś mi pomoże!

- Cicho! - chłopak jedną dłonią zatkał mi usta a drugą wgniótł mnie mocniej w materac.

Przyglądałam mu się przerażona, jednak po chwili zorientowałam się, że to nie ten sam mężczyzna. Chłopak siedzący nade mną miał na sobie białą koszulkę i ciemne dżinsy - mój oprawca był ubrany na czarno i miał częściowo zasłoniętą twarz. Mimo, iż nie widziałam go zbyt dobrze, wszędzie rozpoznałabym jego obrzydliwy uśmiech, gdy dotykał mojego bezbronnego ciała. 

Na jego wspomnienie poczułam mdłości i kolejną falę łez, którą z trudem powstrzymałam.

- Gdzie on jest? - zapytałam podnosząc się pozycji siedzącej, wcześniej odpychając dłoń chłopaka z moich ust.

 - Nie wiem - odpowiedział nieco zrezygnowany jednak wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby nie wiedział do końca, czy zaraz nie rzucę się na niego z pięściami. - Oderwałem go od ciebie i zacząłem kopać ale wtedy osunęłaś się na ziemię i myślałem, że chuj coś ci zrobił. Myślałem, że pobiłem go do nieprzytomności i chciałem zając się tobą ale wtedy spierdolił - ostatnie zdanie chłopak wypowiedział przepraszającym tonem, jakby i tak zrobił mało.

- Gdyby nie ty.. - zaczęłam, jednak nie byłam w stanie wypowiedzieć nic więcej. Zaniosłam się płacze ze strachu, że spotkało mnie coś takiego i z ulgi, że już się skończyło i nie doszło do czegoś, co złamałoby mnie ostatecznie. 

Podkuliłam nogi obejmując je rękoma, jakbym chciała przytulić całe swoje ciało i nie dopuścić do niego nikogo więcej. Czułam się naga i z pewnością nie pomagał mi fakt, że dosłownie byłam prawie nada. 

- Nie wiem gdzie twoje ubranie, ale załóż to na siebie - powiedział podając mi swoją koszulkę.

Posłusznie włożyłam ją na siebie i zatopiłam się w ciepłym materiale. Poczułam przyjemny zapach męskich perfum pomieszany z dymem papierosowym.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że chłopak oddał mi swoje jedyne górne odzienie, a światło lamp ogrodowych padało na jego nagi tors pokryty licznymi tatuażami. Podobnie jak ramiona i przedramiona, oraz znaczna część brzucha były pokryte czarnym tuszem. Kształty, znaki i napisy nie tworzyły żadnego składu i ładu, ale były zjawiskowe. Gdyby sytuacja była inna, z pewnością wypytałabym go o każdy tatuaż z osobna. 

- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał po chwili. - Zawieźć cię gdzieś? Czy zostawić cię w spokoju? - był nieco zdenerwowany, a ja czułam się głupio nadużywając jego czasu. 

- Chcę wrócić do domu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 18, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

LiesWhere stories live. Discover now