Przylgnął plecami do drewna i rozejrzał się po pokoju, w poszukiwaniu jakiejś broni. Jak zwykle górę wzięły emocje i panika. Pierwszy w oczy rzucił mu się wiedźmiński miecz. Nigdy wcześniej nie trzymał go w dłoni, nie był pewny czy Geralt życzyłby sobie, by go dotykał. Z drugiej strony tu chodziło o życie ich obu, sentymenty musiał odłożyć na bok i skupić się na przetrwaniu. W końcu na tym polegało samo życie.

Ponowne pukanie zmusiło go do oderwania pleców od drzwi, same wibracje napawały go strachem. Odsunął się na kilka kroków i nie spuszczając wejścia z oczu cofał się powoli w stronę łóżka, obok którego oparł oba miecze. Zmierzał po ten wykonany ze srebra, w końcu stworzenie, które w zupełnie ludzki sposób pukało do jego drzwi, jeszcze kilkanaście godzin temu chciało go zabić. Już raz zwiódł go wygląd, mowa oraz ludzkie odruchy chęci pomocy.

- Jaskier... proszę, otwórz. - Bard zmarszczył czoło. Sięgał już po rękojeść miecza. - Nic ci nie zrobię, przysięgam.

Na nic mu jego przysięgi, już raz  zaufał. Dostał szansę, której nie wykorzystał. Jaskier zwykle przejawiał wielkie pokłady ufności, wierzył w ludzi, w ich chęć bezinteresownego czynienia dobra, nawet w świecie tak zniszczonym jak ich rzeczywistość. Często tracił przez to przyjaciół, godność, albo zęby, lecz bezustannie wierzył. Po ataku Leona jego wiara w rozumne potwory straciła na sile, choć przez całą drogę powrotną rozmyślał nad powodami czy instynktami, które nim kierowały. Nigdy nie przypuszczałby, że zmierza w pułapkę.

A teraz znowu tu był, co więcej pukał do jego drzwi i oczekiwał zaproszenia. Pewnie przylazł tu po zapachu krwi na rękach. W końcu Wampiry to urodzeni, a może raczej stworzeni tropiciele i zabójcy. Jak kiedykolwiek mógł w to wątpić.

Wziął ze sobą miecz i wrócił na poprzednią pozycję.

- Nie mamy o czym rozmawiać. - Powiedział w stronę drzwi. - Jeśli chcesz, żebym o tym zapomniał, to odejdź. Nie chcę cię widzieć.

Bał się o Geralta, jeśli Leon uprze się, by go zabić, wtedy już nikt nie stanie w jego obronie, a sam po raz pierwszy nie miał jak walczyć. Teraz to Jaskier był tym silniejszym, a to samo przez się mówiło o ich beznadziejnej sytuacji.

- Wszystko ci wytłumaczę, tylko daj mi szansę. - W głosie Wampira wyraźnie wyczuwał poczucie winy, ale przecież równie dobrze mógł świetnie odgrywać swoją rolę.

- Ciekawe jak chcesz mi wyjaśnić to bestialskie zachowanie? Nagle przypomniało ci się, że jesteś głodny i musisz uzupełnić zapasy żelaza? A może postanowiłeś ujebać mi głowę w zemście za koleżankę Bruxę?

- Uwierz mi, że nigdy nie zabiłbym człowieka. Wszystko przez to miejsce, przez kryptę. Wpuść mnie, porozmawiamy.

- Myślisz, że jestem idiotą? - Od razu po wypowiedzeniu pytania, sam zaczął się zastanawiać nad odpowiedzią.

- Myślę, że nie jesteś i dobrze wiesz, że gdybym chciał cię zabić, to te drzwi i srebrny miecz, którym nie umiesz się posługiwać, nie byłyby dla mnie przeszkodą.

Jaskier spojrzał na swoje trzęsące się pod wpływem ciężaru broni dłonie. Nie potrafiłby się nawet porządnie zamachnąć, żeby przy okazji nie obciąć sobie ucha, o ile oczywiście dałby radę unieść ponad głowę ten kawał żelastwa. Westchnął i przewrócił oczami, godząc się ze słowami Wampira i swoją porażką.

Odłożył miecz i powoli zbliżył się do drzwi.

- Obiecaj, że nic nie zrobisz mojemu przyjacielowi. - Powiedział Jaskier, łapiąc za zasuwkę drzwi.

- Obiecuję, że nie skrzywdzę ciebie, ani przyjaciela. Chcę pomóc.

Oprócz kropli spływających po twarzy Leona, przemoczonych ubrań i oklapniętych, rozpuszczonych włosów, na jego ciele nie dostrzegł żadnych zmian. Po ranach nie pozostał ślad, oko znów przybrało mleczną barwę, kawałki rozszarpanej skóry zabliźniły się, a zaschnięta, oblepiająca mu lico i dłonie krew została zmyta, umyślnie lub przez deszcz. Z ich dwójki, to Jaskier przywodził na myśl poszkodowanego.

Coś więcej| Geralt x JaskierWhere stories live. Discover now