Noc jak każda inna

8 0 0
                                    


Był już późny wieczór, co jednak dla mieszkańców Ziki oznaczało bardzo napiętą atmosferę. Robotnicy z Dolnego Miasta tłumnie przedzierali się do Złotej Bramy, wracając od swoich bogatych panów, czy innych właścicieli ich miejsc pracy. Każdy doskonale wiedział co czeka go jeśli pozostanie w Górnym Mieście kiedy wybije godzina dwudziesta trzecia. Na całe ich szczęście miasto pełne było wież zegarowych. Tutaj każdy cenił sobie zasady i dbał aby inni również ich przestrzegali. Brama była jedynym przejściem łączącym Górne i Dolne Miasto, świat bogatych panów i świat ich pokornych sług. Bogaci gardzili biedakami którzy dla nich pracowali, dlatego też dla obydwu klas społecznych istniała odrębna część miasta. Na górze: Bogate domy czy wręcz pałace, oraz manufaktury i porządne sklepy z najwyższej jakości wyrobami. Każdy odwiedzający miasto był wniebowzięty jak tu pięknie i czysto (co było wyjątkiem w tak wielkich miastach). Natomiast tego co kryło się głęboko pod fundamentami tych wspaniałych konstrukcji, było perfekcyjnie ukryte przed wzrokiem nietutejszych. Za Złotą Bramą krył się świat do którego nie docierało ani słoneczne światło ani karty na których spisane zostało prawo. Robotnicy pracujący za grosze u wspaniałych panów żyli w tym co sami sobie zbudowali, albo tym co zbudował ktoś inny, słabszy od nich. W Dolnym Mieście pełno było więc drewnianych izb (bo niektóre ciężko było nazwać domami ) oraz niesymetrycznych kamienic w których żyło zdecydowanie za dużo ludzi niż powinno. Gdy ktoś spojrzał w górę jego oczom ukazywała się czerń. Nie była to jednak czerń nocy, lecz fundamenty Górnego Miasta. Jedynym czego tu nie brakowało były pochodnie, będące zazwyczaj jedynym źródłem światła. Jeśli ktoś miał przed domem latarnie, to był albo szczęściarzem albo nadzwyczaj majętnym biedakiem.
Czas mijał nieubłaganie, ostatni ludzie z pośpiechem przekraczali Złotą Bramę, która była poza pałacem Najjaśniejszego Pana Doży najpilniej strzeżonym budynkiem w mieście. Czasami dyskretnie obserwowałem z jakiegoś pobliskiego dachu moment jej zamknięcia. Każdy kto nie zdążył przejść przed wyznaczonym czasem, zostawał zgodnie z Zikańskim prawem "Pozbawiony praw i przywilejów obywatela, oraz wyznaczony do zostania poddanemu natychmiastowej najwyższej karze".W praktyce oznaczało to że ten kto nie zdążył miał być natychmiast zabity za niesubordynację. Ludzie z Górnego Miasta mogli swobodnie przekraczać bramę, chodź nie znajduję żadnego racjonalnego powodu dlaczego mieliby to robić. Tutaj na górze mieli absolutnie wszystko czego może chcieć bogaty człowiek. No chyba że któryś z tych obżartych kupców lubował się w brudnych wychudzonych dziewkach z rynsztoku. Jak więc odróżniano Górnomiastowców od ludzi z dołu? Bardzo prosto, każdy z Dolnego Miasta miał na twarzy wypalony znak trójzęba, herb miasta. Symbolizowało to że Dolnomiastwcy są jego własnością, nikt nigdy jednak nie mówił o znaczeniu tego symbolu...Był on wypalany magicznym metalem, po którym na bliznach zostaje nieznikająca i świecąca niebieska poświata.
Dzisiaj również obserwowałem to miejsce. Ostatni ludzie przekraczali w pośpiechu wielkie wrota. Punkt o godzinie dwudziestej trzeciej, napędzany bardzo skomplikowaną krasnoludzką technologią mechanizm zamykał bramę. Miała się otworzyć dopiero jutro punkt o szóstej. Dosłownie moment po uruchomieniem mechanizmu do bramy podbiegła młoda dziewczyna. Wyglądała na kucharkę. Widziałem jak ostatkiem sił przybiegła w to miejsce. Jednak było już za późno. Strażnicy nie pozwolili jej przejść. Przeszedłem na nieco bliższy dach, byłem w stanie usłyszeć co mówili.
- Panie błagam was puśćcie mnie, brama przecie jeszcze otwarta! - Wykrzyczała trzymana przez strażnika dziewczyna
- Widzi panna ten zegar - Spytał pogardliwie strażnik wyglądający na wyższego rangą od pozostałych
- Zasady obowiązują panienko, za ich łamanie kara jest jasna
- Ależ panie ja... - Nie dokończyła, gdyż trzymający ją żołnierz rzucił dziewczynę na ziemię
- Bierzcie ją chłopaki i nie żałujcie sobie - powiedział sierżant (bo tak go podświadomie nazwałem) z obleśnym i szyderczym uśmiechem na podłużnej brudnej twarzy. Zgwałcili ją wszyscy stojący na ziemi strażnicy i co niektórzy stojący na wyższych partiach konstrukcji, którym chciało się zejść. Nie przeszkadzało im nawet to że dziewczyna po jakimś czasie przestała się ruszać
- Niech Najświętszy Argon ma cię w opiece - powiedziałem cicho do samego siebie. Przyglądałem się tej nieludzkiej scenie od początku do końca. Nie jednak dlatego że lubiłem patrzeć na ludzkie cierpienie. Widziałem o wiele gorsze sceny przez całe przeżyte trzydzieści cztery lata. Patrzyłem nie na krzywdę tej niewinnej dziewczyny, lecz na jej oprawców. Swoim wyostrzonym wzrokiem zapamiętywałem każdy widziany szczegół ich twarzy. Po co? Po to aby gdy kiedyś podczas wykonywania moich obowiązków napatoczy mi się któryś z nich, nie zastanawiać się zbyt długo nad interpretacją trzeciego punku kodeksu zabójcy, brzmiącego: "W zabijaniu osób postronnych kieruj się własnym sumieniem"

Bạn đã đọc hết các phần đã được đăng tải.

⏰ Cập nhật Lần cuối: Dec 01, 2019 ⏰

Thêm truyện này vào Thư viện của bạn để nhận thông báo chương mới!

Trzy Ostrza NocyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ