Rozdział 28: Antidotum na samotność

शुरू से प्रारंभ करें:
                                    

Obserwował kątem oka, jak odrzuca na plecy swoje lśniące włosy. Odsłoniła przy tym swój wydłużony profil twarzy, długi nos i smukłą szyję. Choć w Wielkiej Sali panował typowy dla pory śniadaniowej gwar, to jednak Albert przez ułamek sekundy miał wrażenie, że są zupełnie sami. Evangeline najwyraźniej wyczuła, że chłopak się na nią gapi, bo odwróciła głowę i uniosła brew. Już otwierała usta, aby coś powiedzieć, jednak Walker był pierwszy.

– Przepraszam – oznajmił szczerze.

Evangeline zmarszczyła nos i wzruszyła ramionami.

– Nie przejmuj się – rzekła tylko, a potem nachyliła się delikatnie i ściszyła głos. – W zasadzie, to chciałam porozmawiać o tym liście i...

– Cześć, Albercie. – Usłyszeli męski głos za plecami. – I witaj, Evangeline.

Obydwoje poczuli się, jakby, ktoś ich na czymś przyłapał. Dziewczyna zamilkła w pół zdania i wyprostowała się mechanicznie.

– Och, Williamie – burknęła pod nosem. – Chyba się już umawialiśmy, że najpierw należy głośno westchnąć, kiedy nachodzisz mnie od tyłu.

Bill nic nie odpowiedział, a Albert poczuł na sobie jego niezbyt sympatyczny wzrok. Walker włożył sporo wysiłku, aby się uśmiechnąć. Przecież przed chwilą nie robił nic złego, a w tamtym momencie naprawdę czuł się, jakby miał powody do wstydu. Evangeline otrząsnęła się szybciej. Przesunęła się nawet nieznacznie, robiąc Weasleyowi miejsce przy stole. Chłopak wahał się przez moment, a potem zdecydował się usiąść.

– Przeszkodziłem wam? – zapytał, zerkając na Alberta.

– Nie – rzekł chłopak.

– Trochę – odpowiedziała w tym samym czasie Evangeline.

– Okej, zrozumiałem – oznajmił pospiesznie Bill, a uwadze Alberta nie uszło, że jego uszy lekko się zaczerwieniły. – Chciałem cię tylko o coś zapytać – dodał, zerkając na dziewczynę.

– To pytaj – rzekła. – Chyba że to jakiś sekret.

Kącik warg Evangeline uniósł się delikatnie, a Albert miał dziwne wrażenie, że ta sytuacja zaczyna ją bawić. A może tak reagowała na stres? Tak mało o niej wiedział, więc nie powinien wyciągać pochopnych wniosków.

– Po prostu chciałem zaprosić cię do Hogsmeade – wypalił Bill, czym zwrócił na siebie uwagę siedzących najbliżej Krukonów.

Albert poczuł się niezręcznie, a mina Evangeline lekko zrzedła. Jej wzrok powędrował w górę, w stronę zaczarowanego sklepienia Wielkiej Sali, na którym piętrzyły się ciemne chmury, rozsypujące miliony ogromnych płatków śniegu. Jeszcze niedawno to deszcz uwziął się na Wyspy Brytyjskie, a teraz przyszedł czas na śnieg, który sypał niemal nieprzerwanie od miesiąca. Walker miał wrażenie, że dziewczyna ma niemal na twarzy wypisaną odpowiedź na propozycję Weasleya.

– Nie mogę – rzekła. I choć w oczach pojawiły się iskierki smutku, to jej głos brzmiał beznamiętnie. – Tu nie chodzi o ciebie, Bill, ale o mnie. Nie będę brodzić po kolana w śniegu, aby napić się herbatki w jakiejś zatłoczonej kawiarni ustrojonej walentynkowymi, pstrymi serduszkami.

Przy stole zrobiło się dziwnie cicho. Coraz więcej Krukonów zaczęło nadstawiać ucho, a Albert poczuł, że robi mu się żal Billa. Dostał kosza przy tylu świadkach, co musiało go dość mocno zaboleć, bo chwilę trwało, zanim zebrał się w sobie i zdołał odezwać.

– Wybacz, nie pomyślałem o tym – burknął. – W sumie masz rację, w Hogsmeade będzie niesamowicie tłoczno, więc możemy spędzić ten czas w zamku. Coś wymyślę.

Zakończony || Szczypta przebiegłościजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें