Rozdział pierwszy

5.3K 122 34
                                    

Druga część serii „Wild Ones". Kontynuacja „Bad Friends".

~ rok później ~

Tego słonecznego, czerwcowego dnia temperatura była wyjątkowo wysoka. Słońce zdawało się świecić mocniej niż zazwyczaj, a brak wiatru jedynie pogarszał atmosferę, która przypominała tę panującą na pustyni.

A jednak byliśmy tylko w Milwaukee. W Downtown Milwaukee High School, gdzie miałam spędzić swoje ostatnie minuty licealnego życia.

— Cały rok był pełen wzlotów i upadków... — ciągnął wytrwale dyrektor, co chwila zerkając z tłumu wyczerpanych, ale i podekscytowanych nastolatków przed sobą na notatkę w swojej dłoni. — Pełen sukcesów i porażek...

— On chce nas pożegnać czy zganić? — trąciła mnie ramieniem Millie, wachlując się swoim biretem.

— Zamęczyć — stwierdziłam, patrząc wymownie na swój zegarek.

Przemówienie profesora trwało już dwunastą minutę i wcale nie wydawało się chylić ku końcowi. To wszystko byłoby dużo bardziej znośne, gdyby nie ten piekielny skwar, przez który wszyscy roztapiali się niczym lody zostawione na słońcu. Cała sceneria była prawie że nie do zniesienia; południe, upał, szkolne boisko i ponad dwustu uczniów ubranych w długie, czarne togi, które szkolna tradycja nakazywała nosić na uroczystym zakończeniu szkoły.

— Cóż, dobrze mu idzie — przyznała różowowłosa.

Tak, różowowłosa. Millie postanowiła przefarbować swoje ciemne loki na permanentny róż i zrobiła to jeszcze przed końcem roku szkolnego, by zdążyć się pochwalić nową fryzurą przed wszystkimi. Mnie również chciała zwerbować do fryzjera, ale jako zdrowy rozsądek naszej dwójki, pozostałam przy swoim blondzie. Odważyłam się jednak na mocne cięcie; teraz włosy sięgały mi ledwo do ramion, przez co naturalnie się zafalowały i równocześnie upodobniły mnie do klasycznego przykładu dziewczyny z Malibu.

— Dlatego, by więcej już nie przedłużać — kontynuował dyrektor, a nadzieja na zbliżający się koniec obudziła cały tłum. — Uważam ten rok szkolny za zakończony, a Was uroczyście ogłaszam absolwentami Downtown Milwaukee High School!

Mimo zmęczenia, euforia opanowała każdego.

— Koniec! — ryknął jakiś uczeń ze środka tłumu, wyrzucając swój biret w powietrze. W ślad za nim poszła cała reszta młodzieży, przez co już po chwili unosiła się nad nami chmura czarnych czapek. Szkolna orkiestra zaczęła grać, szczególnie słyszalne stały się tuby i inne instrumenty dęte, wygrywające nam słynne „Graduation song".

— Woohooo — piszczała wesoło Millie, klaszcząc w dłonie.

Zapanował potworny hałas, który normalnie przyprawiłby mnie o ból głowy, jednak dziś był symbolem radości, wolności i przede wszystkim końca szkoły! I to nie byle jakiego końca szkoły – ostatecznego końca szkoły. Od dziś nie byłam już uczennicą; byłam wolną, wyedukowaną osobą, która sama mogła zdecydować czy iść na studia, czy iść do pracy, czy zrobić cokolwiek innego, na co tylko miała ochotę. Za zgodą rodziców oczywiście.

— Nie wierzę, że to już koniec — powiedział Luke, zarzucając ramię na barki Millie.

— Ja też nie — przyznała, opierając się o jego tors. — Przecież tyle się tu wydarzyło — westchnęła i zadarła głowę do góry, by spojrzeć w błękitne tęczówki blondyna. Chłopak uśmiechnął się do niej pogodnie i zniżył twarz, by cmoknąć dziewczynę w usta. Swoją dziewczynę.

BAD LOVERSWhere stories live. Discover now