Nie boję się mroku

190 6 17
                                    

          Chaos. Żar lejący się z nieba. Bezkresne pustynie. Słona woda. Brak kontroli. Ludzie, którzy robią wszystko, aby przetrwać. Strach i odwaga idą tu w parze. Nikt nie przetrwa, lecz każdy chce żyć jak najdłużej. Pustka. Dzisiaj nikt nie włącza radia, aby posłuchać wiadomości ze świata czy umilić sobie gorące popołudnia. Upał jest zawsze. Tylko nocą temperatury spadają nawet poniżej zera, zupełnie nieoczekiwanie, zaskakując śpiących na wygrzanym piasku. Spalona, sucha skóra, warstwy ubrań, okrycia głowy, ciągłe zmienianie odzienia. Kończące się zapasy. Czy tak ma wyglądać przyszłość? Ludzie się boją, porywa ich nagłe szaleństwo. Dzika potrzeba bycia liderem, przewodnikiem... ostatnią nadzieją. Pot, brud, brak jakichkolwiek środków higieny. Czy to naprawdę tak ma się skończyć?

          Dziwne dźwięki, o których pochodzeniu nikt nie miał pojęcia, lecz każdy doskonale wiedział, co oznaczają. Rozsypane po pustyni osady tych, którzy przetrwali zamykały bramy, bojąc się tego, co przyniesie im noc. Panika. Kolejne ataki, napady, rabunki. Ciągły strach przed tym czymś. Nie było sposobu na powstrzymanie tego, co spędzało sen z powiek mieszkańców. Agonia. Przeraźliwe krzyki, błagania o pomoc. A także nieme prośby o chwilę spokoju. Tęsknota uczuć. Niespokojna obojętność oplatała tłum okalający cierpiącego na ulicy chłopca, który właśnie stracił matkę. Znieczulica. A przecież miłość i współczucie krzyczą i biją do ich zamkniętych na kłódkę serc. Jak mamy przetrwać?

W świecie pozbawionym namiętności, jakiegokolwiek okazywania uczuć, gdzie zło i desperacka próba przetrwania tej niespodziewanej apokalipsy rządzą ludźmi, nie ma już nadziei. Mimo starań i prób nikt nie potrafi zjednoczyć tej resztki populacji ludzkiej i walczyć wspólnie do końca. Jednak problem nie tkwi jedynie w człowieku - przeszkodą jest oszołomienie i przeraźliwa wizja śmierci, która rozbija głowy, wirując i wprawiając w obłęd. Dlaczego tak łatwo jest sprawić, by każdy postradał zmysły, gdy w chwili zagrożenia potrzeba trzeźwego myślenia i nie lada odwagi? Jak ciężko jest się przeciwstawić czemuś, co nie jest nam znane, jak łatwo jest popaść w marazm, a jeszcze łatwiej czekać na werdykt wydany przez los.

          Wśród bezładu i niewiary pojawia się jednak światło. Migające, słabe, lecz wciąż światło, którego, chcąc nie chcąc, nie da się nie przeoczyć. Lśni w słońcu niczym brakujący diament złotej korony. Klucz do lepszego świata, którego wszyscy tak bardzo pragną i oczekują, lecz nikt nie ma odwagi sięgnąć w tę głębię, by wydobyć z niej to, co ma dać ludzkości nowy początek.

          W Torres zapadał już zmrok. Pośród mroku i ciszy rozniósł się krzyk, który zakłócił spokój miasta. Ludzie ponownie wyjrzeli na zewnątrz przez okurzone okna, próbując dojrzeć jakieś zamieszanie. Chwilę później główną ulicą przemknęła zamaskowana postać, unosząc się lekko nad ziemią.

— Stać! Zatrzymaj się! — słychać było donośny głos Bernarda Othella, naczelnego dowódcy straży miasta. Biegł, stawiając potężne nogi tak lekko na ziemi, że również można by powiedzieć,
iż latał. Starał się dogonić zbiega, jednak ten przyspieszył i wzbił się wyżej, przelatując nad murem. Biegnący za nim mężczyzna odbił się od ściany, odnalazł kilka szczelin i zaraz znalazł się na murze, jednak uciekiniera już nie było. Westchnął ciężko, zaciskając zęby. Przy murze pojawiło się kilku zdyszanych strażników. Żaden z nich się nie odzywał. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Bernard po raz kolejny uznał ich za słabych i nieprzystosowanych do swojej pracy. W końcu to on zorganizował to wszystko, aby mieszkańcy czuli się choć trochę bezpieczniej.

          Othell doskonale znał zbiega. Był nim tajemniczy naukowiec, który ukrywał swą tożsamość przed wszystkimi. Nigdy nie dał się złapać, za każdym razem udawało mu się uciec, nie miał też problemu z wyślizgnięcia się z rąk strażników, którzy przypadkowo mogliby go schwytać. Zawsze radził sobie doskonale i potrafił wyjść z opresji. To właśnie denerwowało Bernarda najbardziej. Nienawidził przegrywać, a właśnie teraz poniósł porażkę, kolejną w trakcie wielkiego chaosu.

Nie boję się mrokuΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα