Rozdział 20: Etap pierwszy

Start from the beginning
                                    

Uczniowie wzięli głęboki wdech i przystąpili do pracy nad pierwszym eliksirem.

Dla Evangeline Potter był to jeden z najgorszych dni w życiu. W sumie dopiero się zaczął, ale dziewczyna już przeczuwała, że skończy się fatalnie. Stała nad swoim kociołkiem i próbowała ogarnąć wzrokiem przygotowane składniki. Musiała być pewna, że ten, kto je szykował, o niczym nie zapomniał i niczego nie pomylił. Snape miał rację, wszystko było dokładnie odliczone, co w przypadku nasion genracza drzewiastego było dość problematyczne. Nie miała gwarancji, że akurat w tych okazach znajduje się odpowiednia ilość soku potrzebnego do sporządzenia eliksiru. Skarciła się w duchu, że nie zażyczyła sobie więcej sztuk. Co zrobi, jak okaże się, że któreś jest kompletnie puste? Jej wywar będzie się nadawać tylko do spuszczenia w toalecie.

Rozejrzała się ukradkiem po sali. Jej stanowisko było zaraz pod ścianą, więc najlepszy widok miała na pracującego obok Alberta Walkera. On najwyraźniej również zaczął od przeglądania tego, co ma przed sobą. Akurat oglądał dokładnie liście lepikrzewu, poprawiając przy tym okulary. Wydawał się nimi tak zafascynowany, jakby widział je pierwszy raz w życiu.

Obok Alberta stała Marina. Puchonka najwyraźniej od razu przystąpiła do pracy, bo pod jej kociołkiem już skwierczał ogień, a ona szykowała deskę i nożyk do pokrojenia pierwszego składnika. Evangeline miała nadzieję, że koleżanka poradzi sobie z recepturą i niczego nie pomyli. Fakt, że Snape nie wyłapał przekrętu (a przynajmniej tak sobie wmawiały) był dostatecznym cudem.

Bill i Beatrice stali za jej plecami, więc panna Potter nie miała w sobie aż tyle odwagi, aby okręcać głowę i zerkać do ich kociołków. Wiedziała, że pomysł Weasleya był świetny, choć ona wiele rzeczy zrobiłaby inaczej. Może powinna mu to powiedzieć? Podzielić się swoimi przemyśleniami i dać kilka wskazówek? Wówczas jego eliksir wszedłby na zupełnie inny, wyższy poziom. Dziewczyna jednak stanowczo milczała w kontaktach z młodym Gryfonem. Omijała go jak tylko mogła, co nie było proste zważywszy na to, że mieli większość wspólnych zajęć i co rusz wpadali na siebie w bibliotece. Na szczęście żadne z tych miejsc nie sprzyjało dyskusjom.

Co do pomysłu Beatrice ciężko było jej się wypowiadać, bo nie znała go do końca. Przez swoje zasłabnięcie na czwartkowych zajęciach, Bea poszła do Snape'a w innym terminie i na osobności przedstawiła swój plan na tę konkurencję. Evangeline była bardzo ciekawa, co wymyśliła młodsza koleżanka, ale nie znalazła w sobie tyle motywacji, aby zapytać ją o to wprost.

Czas uciekał. Ziarna w klepsydrze przesypywały się nienaturalnie szybko. Evie za wszelką cenę próbowała się skupić. Napotkała na sobie zatroskany wzrok profesora Amadeusza. Snape był zajęty przeglądaniem jakichś papierów, pracownik Ministerstwa siedział znudzony i wyglądał, jakby zaraz miał wyjąć gazetę, natomiast gość... cóż, gość był w trakcie rozkładania na stole swoich książek dotyczących eliksirów. Evangeline nie za bardzo wiedziała, po co ten facet to robi... Dziewczyna rzeczywiście czytała te pozycje, ale nie znalazła w nich nic, co mogłoby pasować do jej dzisiejszego wywaru. Wiedziała, że były tam też rozdziały na temat ochrony przed wodą. Pamiętała doskonale, że jej ojciec przeglądał kiedyś jedną z tych książek właśnie pod tym kątem. Odrzucił ją wówczas na stół w jadalnie i powiedział słowa, które dokładnie utkwiły w głowie dziewczyny: Co za bzdury, kto w ogóle wydaje taki bełkot naukowy? I teraz ten koleś ma oceniać jej wywar? Wywar... właśnie... jak nie weźmie się za robotę, to nie będzie miał co oceniać.

Policzyła do trzech i przystąpiła do pracy. Najpierw musiała rozgrzać kociołek. Podstawowym błędem było wrzucanie składników do nieodpowiednio rozgrzanego kotła. Marina na pewno popełniła ten błąd, bo już coś mieszała. Albert nie. Albert wiedział, co robi.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now