Prolog

3.5K 54 2
                                    


Krzyczymy, płaczemy, szukamy rozwiązania, cierpimy.

Bezgłośnie krzyczę, samotnie płaczę, skrycie próbuje sobie pomóc, cicho cierpię.

Używki dla mnie są jak drugie imię. Szukam upojenia w tym całym syfie, ale gdyby to znikło i zostałabym sama z tym całym bagnem, a obok był pistolet. Wtedy przyłożyłabym do skroni i wykonała strzał, ale stop! Brunet o nieziemsko zielonych oczach, które bardzo rzucają się w oczy stoi obok i rozkłada ramiona. Rzuciłabym ten cały pistolet i wleciała w jego ramiona i wtuliła głęboka.

Na pozór mocni, a wewnątrz jesteśmy poturbowani tak kurewsko. Czasami życie podaje nam powód żeby walczyć.

Wszystko duszę w sobie i nie potrafię tego tak wypuścić tych złych wspomnieć. One zostaną na zawsze. Pali mnie od środka strach i obawa co mnie jeszcze spotka.

On jest moim powodem żeby odbić się z dna i wstać mimo, że czasami parzy to po prostu dalej jestem.

Dzisiaj w tych czasach każdy zakłada maskę na siebie przy innych żeby nie czuć się gorszym, ale po co udawać kogoś kim się nie jest? Taka byłam.

Nie szukałam szczęścia ono, w bardziej on sam się wkradł mimo, że początki nie były przyjazne.

Odbieramy życiowe ciosy, ale uczymy się na nich. Upadamy, wstajemy i tak ciągle. Mimo, że to cholernie popieprzone to nie jest to złe.

W nerwach spalam fajkę jedną za drugą i niszczę sobie wątrobę, ale wtedy miałam gdzieś to.

Każdy mówi o kimś mimo, że nie jest tą osobą. Łatwo jest kogoś ocenić i krytykować, ale nie myślą, że kogoś to boli. Zwiewałam przed ich wzrokami.

Głosy, wzroki, szepty.

Papieros nie smakuje już jak pierwszy raz, ale nic w tym dziwnego. Za dużo ich od cholernych dwóch lat. Wódka polewała się wciąż, a mi od niej robiło się trochę lepiej. Narkotyki poprawiły humor, dawały sztuczne szczęście. Mimo, że niby uspokaja to czasami działa dwa razy mocniej na ból od środku i szarpią mi uczucia, a łzy cisną się do oczów.

Rodzice olewają po całości bo pracują i wyjeżdżają w delegacje, a jak łaskawie wrócą to próbują się wpieprzyć tam gdzie ich nie potrzeba.

Patrzę z rana w lustro czego chcę od życia nie wiem. W sercu pusto.

Demon w mojej głowie podpowiada słyszę chaos taki cholerny, bolesny. To jest chore!

Uratuj mnie, pozwól mi odżyć proszę!

Gdzie uczucie, które miałam jako miała dziewczynka? Teraz wylewam morze łez, a wtedy śmiałam go się z płaczu.

To nie tak, że chciałam uciec i gdy stałam przy skraju śmierci chciałam umrzeć. Chciałam uciec od potworów zwanymi ludźmi.

Utknęłam nie wiedząc co chcę.

Strach mnie znowu obudzi, nie rozumiem wiele i przez to nie można mnie zbyt poznać. Trzeba znaleźć odwagę by zabić strach.

Kiedy światło głaśnie ból mnie rozszarpuje od środka. Duszę się własnym piekle zwanym wnętrzem.

Moje piekło rośnie pod smutkiem, cierpieniem, żalem, wściekłością.

Moje oczy śmieją się na ogół wszystko pozór, prawda inna kiedy spojrzy ktoś z boku. Spale, z pije, z pale.

Samotność to męka. Moje barwy życia są czarne. Ciemne i skrzywdzone bezuczuciowe, ale każdy kolor ma to coś w sobie. Nawet te ciemne...

Uśmiecham się, gdy moja krew spływa i odbija się w rękawie.

Potrafię nie obracać się, gdy krzyczysz do mnie stop.

Jestem rozdarta na części. Nie chcę od życia złudnego szczęścia, które dawkują nam używki, ale myślałam, że mam tylko to.

Ludzie ranią, żałują.

Ludzie się zmieniają cholernie. Niby są, a potem odchodzą i znikają. Zawsze trzeba być przygotowanym na odejście kogoś.

"To co nas łączy jest piękne i szczere"
"Twój uśmiech i więcej mi wcale nie trzeba"
"Coś mknęło nas do siebie"
"Mam swoje problemy. Może mogłabyś mnie zmienić"
"Byś pocałowała usta mnie z nadzieją, że wracam"
"Upadamy, rozbijamy się w tym świecie przekleństw."
"Niebo płaczę deszczem Ty leżysz jakby bez duszy"
"Słyszysz mnie? To spowiedź!"

Życie nas pieprzy!

Mimo wszystko | ZakończoneWhere stories live. Discover now