Rozdział 19: Najsłabsze ogniwo

Start from the beginning
                                    

– Twój tata znów był w Hogwarcie, prawda, Evie? – zapytała, wyrywając ją z zamyślenia.

Dziewczyna odwróciła głowę, w pierwszej chwili nie była pewna, czy pytanie było skierowane do niej. Potrzebowała kilkunastu sekund na odpędzenie złowrogiej melancholii.

– Tak – potwierdziła, nie siląc się nawet na ironiczny ton.

– Widziałam go na korytarzu. Jest cholernie przystojny.

Evangeline prychnęła cicho.

– Jest stary – powiedziała po chwili.

– No już bez przesady... a poza tym, czy mężczyzna po sześćdziesiątce nie może być przystojny? Taki elegancki... Może nie jesteś do niego zbyt podobna, ale widać, że odziedziczyłaś po nim taką stanowczość i dystyngowanie. Na pewno masz więcej z ojca niż twój brat Fabian.

Marina była pewna, że te słowa poprawią lekko humor Evangeline. Nie miała jednak pojęcia, jak bardzo się pomyliła, uzyskując zupełnie odwrotny efekt. Ślizgonka jeszcze bardziej posmutniała. Przymknęła powieki, jakby za wszelką cenę chciała powstrzymać napływającą falę żalu.

– Dobrze się czujesz? – zapytała Marina. Nie odważyła się jednak wyciągnąć ręki i dotknąć choćby ramienia koleżanki. Wchodzenia do cudzej strefy komfortu nie było jej zwyczajem.

– Nie...

Jej zupełnie szczera odpowiedź zbiła Puchonkę z tropu. Pomyślała, że czasem lepiej usłyszeć kłamstwo.

– To przez chorobę? Co powiedział twój tata?

– Nic konkretnego. Trochę się posprzeczaliśmy. Chciał mnie zabrać do Munga, ale się nie zgodziłam ze względu na konkurs. Dał mi inne eliksiry i maści, ale sama widzisz, że niewiele mi one pomagają. Nie wiem, co się ze mną dzieje, bo nigdy nie było aż tak źle. Muszę jakoś wytrwać do świąt...

– A co z Billem?

Evangeline westchnęła głośno.

– Nie wiem... – odpowiedziała. – W tym momencie nie mam do tego głowy. Musi zrozumieć, że zdrowie jest dla mnie ważniejsze.

Marina przytaknęła powoli.

– Wiesz, że możesz na mnie liczyć? – zapytała.

– Tak? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Evangeline, a ton jej głosu lekko się zmienił. – W tym momencie to ty musisz polegać na mnie – dodała, przysuwając jej pod nos plik czystego pergaminu. – Pisz.

Panna Blau jęknęła, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu. Pogaduszki się skończyły i przyszedł czas na ciężką pracę.

– Eliksir, który uwarzysz będzie opierał się na recepturze na wywar Płynny gorąc.

– Pierwsze słyszę...

– Tak myślałam. Po użyciu tego eliksiru twoja skóra stanie się tak gorąca, że ogień będzie przyjemnym łaskotaniem chłodu – wyjaśniła jej szybko Ślizgonka.

– A czy to boli?

– Nie wiem... w książkach tego nie napisali...

Marina nagryzła wargę. Sama nie była do końca pewna, czy chce wiedzieć, w co tak naprawdę się pakuje. Już teraz czuła gorąc. Zimne poty niespodziewanie oblały jej plecy. Wiedziała, że Evangeline nie chce jej krzywdy, ale nie potrafiła pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia, że wszystko to zmierza w bardzo złym kierunku.

Skoro pierwszym etapem był ogień, to znaczy, że lont został już podpalony...

~*~

Bill miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie czuł się tak rozdarty i pogubiony we własnych myślach. Jego uczucie do Evangeline było czymś, co na początku próbował wyprzeć z głowy, a kiedy zrozumiał, że dziewczyna nie da tak łatwo o sobie zapomnieć, zaczął powoli oswajać się z myślą, że znaczy dla niego coś więcej. A teraz wszystko się posypało. A najgorsze było to, że Bill nie wiedział, jak to naprawić, ponieważ nie widział w tym swojej winy.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now