Rozdział 23 ~ ,,Przepraszam, my szukamy Zofii Jaskowskiej"

Start from the beginning
                                    

W usypianiu syna przeszkodził mi mój dzwoniący telefon. Podniosłam go z niskiego ogrodowego stolika i spojrzałam na wyświetlacz. ,,ZOSIA"-widniało, oraz numer i zdjęcie Jaskowskiej. Odebrałam bez wahania.

-Halo,Zosia?-odezwałam się pierwsza

- No cześć kuzynka. Co tam u was?-standardowe pytanie podczas rozmowy.

- No hej. U nas wszystko w porządku. A u was w szpitalu? Coś się stało,że dzwonisz?-dopytywałam kuzynki.

- Wiesz co, Mariusz wyszedł do baru na chwilę żeby kupić dla siebie jakiś obiad,był u nas w sali lekarz niedawno, I powiedział nam,że niedługo...że niedługo...-Zosia najpierw brzmiała zupełnie normalnie, a nagle głos jej się urwał.

- Zosia? Halo,Zosia, jesteś tam?-zapytałam zaniepokojona.

-Emilka, lekarz powiedział,że niedługo zacznie się poród- w głosie dziewczyny wyczułam zestresowanie i podekscytowanie na raz.

-To teraz trzeba się tylko cieszyć i być dobrej myśli. Zosia, wszystko będzie dobrze,pamiętaj- zaczęłam jej dodawać otuchy

- Ja wiem, Dzięki kuzynka. Wiesz co,Mariusz już wrócił z pierogami. To ja będę kończyć. Na razie - Jaskowska zakończyła połączenie. Tak,Jaskowska. Niedawno odbył się ślub Zosi i Mariusza. Tak na marginesie.

Zosia chyba za bardzo się denerwuje. Wiem,że każda kobieta ma takie obawy i stres przed porodem, bo jednak takie wydarzenie dostarcza wielu emocji, ale oni są jeszcze młodzi i sami

-Krzysiek! Chodź no na chwilę kochanie - powiedziałam głośno w stronę kuchni , przez otwarte drzwi tarasowe

- No idę skarbie, co tam?-zapytał kiedy zjawił się obok mnie.

- No słuchaj. Zosia dzwoniła przed chwilą i mówiła,że lekarz powiedział,że niedługo zacznie się poród. Ja czuję Krzysiek,że my musimy ich tam jakoś wesprzeć. To ich pierwsze dziecko - podzieliłam się swoimi myślami z mężem.

- No tak, trzeba ich wesprzeć. Oni to samo robili gdy ty rodziłaś. Tosiek,Gaja!

- Tak?-zapytał Tosiek gdy oboje z siostrą podeszli do nas - Coś się stało? Miny macie dziwne

-Pojedziemy teraz do Zosi i Mariusza do szpitala. A deser dokończymy później- wyjaśnił dzieciom mój mąż i przejął ode mnie śpiącego Piotrusia. - Ja teraz zapnę Piotrka w nosidełku a wy już idźcie do auta.

-Ok.

Udaliśmy się wszyscy najpierw do domu,żeby ubrać buty, ja wzięłam torebkę gdzie spakowałam sweterek Gai w razie gdyby się pogoda zmieniła (Bo tak zapowiadali w pogodzie), Tosiek wziął swoją bluzę no i wyszliśmy w trójkę z mieszkania. Udaliśmy się już do samochodu,Krzysiek dał mi kluczyki więc otworzyłam samochód i usiedliśmy. Krzysiek za ten czas przygotował i zapiął w nosidełku Piotrusia, wziął nosidełko w dłonie, zamknął dom i doszedł do nas. Przypiął nosidełko na tylne siedzenia, pomiędzy Gaję A Tośka. Sam usiadł za kierownicę,obok mnie.

- To możemy jechać?-spytałam

-Możemy jechać. Poczekaj kochanie,który to był szpital, bo wyleciało mi z głowy?

-To ten na Fieldorfa

-Ok.

Krzysiek odpalił silnik i wyjechał z naszej posiadłości, a automatyczna brama zamknęła się za nami. Po chwili kierowaliśmy się już w stronę szpitala. Mam nadzieję,że Zosia przez przypadek nie zacznie przez stres rodzić już nagle.

Kwadrans później, w szpitalu

*Krzysiek*

Po 15 minutach dojechaliśmy już do szpitala. Zapłaciłem za parking ale tak szczerze mówiąc to nie było tam prawie wcale wolnych miejsc. W końcu udało nam się jakieś znaleźć , kawałek od szpitala. Wszyscy wysiedliśmy z samochodu, ja wziąłem w dłonie nosidełko, Emilka złapała za rękę Gaję, a Tosiek szedł pomiędzy nami. Emilka udała się do recepcji zapytać o oddział, a ja i dzieci stanęliśmy obok windy.

Życie jest pełne niespodzianek || Emilka i Krzysiek || PIPWhere stories live. Discover now