Rozdział 14: W Hogsmeade

Depuis le début
                                    

– Oczy tym komuś wydłubiesz – powiedział Bill, uchylając się przed wystającymi drucikami. – Może ja go poniosę? Wtedy wszyscy się pod nim zmieścimy.

Evangeline popatrzyła na niego tak, jakby zapytał, czy może na chwilę pożyczyć jej różdżkę. Zupełnie, jakby ten głupi parasol miał ocalić jej życie. To była dla niego kolejna poszlaka w rozpoznaniu jej choroby.

– Nie, spokojnie, ja lubię deszcz – oznajmiła Marina. – Możecie iść we dwoje pod parasolem. Będzie romantyczniej – dodała pod nosem, ale Bill i tak usłyszał jej słowa. Nie zwrócił na nie aż tak wielkiej uwagi. Bardziej zainteresowało go to, że Marina też wie, skoro wyszła z taką inicjatywą.

– Jestem od ciebie wyższa – oświadczyła Evangeline. – Sama mogę ponieść.

– Jesteś wyższa może o dwa cale. Wieje wiatr. Łatwiej go utrzymam.

– Nie mam z tym problemu. Niewiele brakowało, a na własnej skórze przekonałbyś się, że mam silne ręce.

– Tak, ale...

– Ej! – krzyknęła zniecierpliwiona Marina. – Wy serio kłócicie się o parasol? Ruszcie tyłki, bo zaraz mi buty przemokną, a jeszcze nawet nie opuściliśmy terenu szkoły.

Evangeline bardzo niechętnie podała mu parasol, a potem było tylko gorzej. Widział, jak bardzo się wahała, podchodząc do niego i stając ramię w ramię.

– Możesz się mnie złapać, nie gryzę – rzekł, próbując rozładować atmosferę.

Ku jego zaskoczeniu rzeczywiście to zrobiła. Wtedy poczuł, że jej ręka drży.

– Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, jak bardzo zakłócasz moją osobistą sferę? – zapytała, kiedy w końcu ruszyli przez obłocone błonia.

– Możesz to dopisać do rachunku.

To Marina kroczyła przodem ścieżką do Hogsmeade. Bill widział, jak niebezpiecznie ślizga się na błocie i przeskakuje kałuże. Wydawała się być okropnie rozbawiona całą sytuacją. Co chwila opowiadała jakieś dziwne anegdotki, a chłopak, choć częściej był zażenowany, nie potrafił powstrzymać uśmiechu.

Droga się nie ciągnęła. Wręcz przeciwnie, dość szybko zaczęli zauważać pierwsze zabudowania wioski. Małe domki zaczęły się zagęszczać, a ich uszu dobiegł głośny gwar, zagłuszający deszcz bębniący o brukowane uliczki. W wąskich alejkach miasteczka panował ogromny tłok. Najwyraźniej większości uczniów nie przeszkadzała parszywa pogoda i za wszelką cenę chcieli skorzystać z możliwości opuszczenia zamku choć na chwilę.

– To co? Trzy miotły? – zapytał Bill, podnosząc wyżej parasol, aby nie dźgnąć nikogo w oko.

– Nie... – burknęła Evangeline. – Tam będzie jeszcze większy tłok.

– Mi jest wszystko jedno – wtrąciła się Marina. – Ale może faktycznie zejdźmy z głównej uliczki i chodźmy do czegoś mniej... popularnego? Potem i tak będę musiała was zostawić, bo mam parę spraw do załatwienia.

– Niby jakich? – zapytała Evangeline, spoglądając na nią krzywo.

– No księgarnia, na przykład – rzekła beztrosko Marina. – Wiesz ile nowych, interesujących powieści zdążyło wyjść od wakacji?

Nie kontynuując dalej tego tematu, przepchnęli się przez tłum uczniów. Uwadze Billa nie uszło, że wielu jego znajomych zatrzymywało się i przecierało oczy ze zdziwienia. No tak... spacerowanie po Hogsmeade z dwoma naczelnymi dziwaczkami szkoły musiało być dość zaskakujące.

Zakończony || Szczypta przebiegłościOù les histoires vivent. Découvrez maintenant