Rozdział 10: Kto jest winny?

Depuis le début
                                    

Znów ktoś prychnął, a Marina zdała sobie sprawę, że tym razem nie był to Snape a Evangeline.

Dumbledore najwyraźniej też to usłyszał, bo przeniósł wzrok właśnie na nią. Dziewczyna jednak nie wydawała się być tym przejęta. Jej twarz była nieugięta.

– Panno Potter – zaczął spokojnie dyrektor. – Chyba nie ma w tym nic zabawnego?

– Nie, panie dyrektorze – odpowiedziała, a jej głos był dziwnie zachrypnięty. – Willson miał najwyższy wynik w eliminacjach, po prostu to dość... zaskakujące... że dał się nabrać na coś tak banalnego, jak pudełko zatrutych czekoladek.

– Widzisz, Evangeline, niektórzy ludzie są ogromnymi łasuchami i czasem naprawdę nie potrafią się oprzeć – odpowiedział, zwracając się do dziewczyny po imieniu.

Marina widziała, jak mina Ślizgonki wykrzywia się w nieznacznym grymasie. Najwyraźniej poczuła się dotknięta infantylnym komentarzem dyrektora.

– A co z Albertem? – wtrąciła się Beatrice, przerywając chwilę niewygodnej ciszy.

– Pan Walker jest w skrzydle szpitalnym – odpowiedział szybko Dumbledore. – Zjadł tylko kawałek, więc nic mu nie grozi. Powoli dochodzi do siebie, choć nadal jest dość otumaniony.

Bea przeciągle pokiwała głową, a Marina zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie zakochała się w starszym koledze.

– Panie dyrektorze – wtrącił się Bill. – Nie chcę być niegrzeczny, ale dlaczego właściwie nas tu wezwano? Chyba nikt nas nie podejrzewa o wysłanie czekoladek?

Snape przystanął za plecami chłopaka.

– Nie ma dowodów na winę któregokolwiek z was, Weasley – wycedził nauczyciel. – Jednakże Willson, jak już zostało zauważone, miał najwyższy wynik na eliminacjach. Można powiedzieć, że był swego rodzaju faworytem... Co więcej nikt z was raczej nie darzy go sympatią.

– Bez urazy, panie profesorze – wtrąciła się Evangeline, nawet nie racząc odwrócić głowy. – Niewielu uczniów w tej szkole darzy mnie sympatią, a jednak nie dostaję każdego ranka zatrutych czekoladek.

Marina czuła, że Snape zbiera się na jakiś cięty komentarz w stronę swojej uczennicy. Nie zdążył. Wyprzedziły go słowa Dumbledore'a:

– Moi drodzy, ani profesor Snape, ani tym bardziej ja, was nie podejrzewamy. Może po prostu ktoś z was ma jakieś informacje? Może widzieliście, czy ktoś mu groził? Z kimś się kłócił?

Marina przełknęła głośno ślinę. Słyszała nie raz, jak Willson śmiał się z Beatrice i przezywał ją od krasnali. Widziała też, jak dziewczyna mu się odgrażała, a raz nawet podsłuchała jej rozmowę z przyjaciółką – Molly Kabbot, kiedy mówiła, że dłużej tego nie zniesie i chyba zacznie trenować na nim klątwy. Oczami wyobraźni przywołała napiętą twarz Billa, jego zaciśnięte wargi i pulsującą żyłkę na skroniach, kiedy Willson śmiał się z Evangeline. No właśnie... Evangeline. To właśnie ona była najczęściej obiektem żartów i drwin, a co więcej była na tyle zdolna, że bez problemu stworzyłaby tak potężny eliksir. Tylko że Marinie wydawało się, że przez ostatnie tygodnie poznała dziewczynę na tyle dobrze, aby wierzyć, że nie zrobiłaby czegoś takiego temu gnojkowi.

Poza tym była jeszcze panna Blau we własnej osobie i raczej nikt by nie uwierzył, gdyby powiedziała, że jest dobrą dziewczynką, która za uszami ma tylko włosy, które co chwilę nerwowo zaczesuje dłonią.

– Nie...

O dziwo to jedno, krótkie słowo cała czwórka powiedziała jednocześnie. Przez chwilę się zakłopotali, bo wyglądało to dość podejrzanie i nawet w jednym calu nie zabrzmiało szczerze.

Zakończony || Szczypta przebiegłościOù les histoires vivent. Découvrez maintenant