Rozdział 8: Szóstka reprezentantów

Start from the beginning
                                    

Mężczyzna pokiwał tylko głową, a potem podszedł do kolejnej zakwalifikowanej osoby.

– William Weasley – oznajmił. – Popracuj nad składnią, bo tego nie da się czytać. Twój jedenastoletni brat lepiej układa zdania. A poza tym... doprowadzenie wyciągu z rechotka do wrzenia skończyłoby się tym, że straciłbyś twarz.

Chłopak wyraźnie się skrzywił, ale również wolał słowem się nie odzywać. Uwadze Alberta jednak nie uszedł fakt, że Bill wymienił spojrzenie z Evangeline. Co więcej, mógł przysiąc, że dziewczyna puściła do niego oczko.

– Beatrice Doyle... – kontynuował profesor. – Ta praca nie reprezentowała sobą żadnego poziomu. Jeśli sumy też tak napiszesz, to możesz być pewna, że nie spotkamy się w przyszłym roku na zajęciach. Jesteś w kolejnym etapie tylko dlatego, że ktoś wymyślił, że każda szkoła ma wytypować sześcioro kandydatów. I to samo tyczy się... Mariny Blau.

Po wręczeniu testu Beatrice mężczyzna skierował swoje kroki w stronę szesnastoletniej Puchonki. Przez chwilę się wahał, ponownie przeglądając jej pracę.

– Blau, za odpowiedzi do trzeciego, czwartego i ósmego zadania powinnaś już nigdy nie pokazywać się w lochach. Możesz mi to wytłumaczyć?

Dziewczyna uniosła głowę, uśmiechając się delikatnie. Albert zastanawiał się, czy ona odczuwa choć niewielki strach przed Snape'em. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie patrzyłby mu cały czas w oczy!

– To dość skomplikowane – rzekła, wzruszając ramionami. – Nie pamiętam, jak brzmiały te pytania.

W sali dało się usłyszeć cichy chichot.

– Cisza – syknął Snape, a potem zaczął czytać jedną z odpowiedzi Mariny. – Trucizna ta może zostać podana za pomocą tak zwanego śmiertelnego pocałunku. Sprawca smaruje sobie nią usta. Uwaga! Warto najpierw zaaplikować na wargi balsam ze szczurzej śledziony, aby toksyny nie wchłonęły się do organizmu. Potem sprawca składa na ustach ofiary pocałunek. Im dłuższy tym lepszy efekt. Po kilku minutach eliksir zaczyna działać.

W tym momencie większość uczniów nawet nie kryła swojego rozbawienia. Głośny śmiech rozbrzmiał w całej klasie. Albert się nie śmiał, choć był zażenowany tą odpowiedzią. Śmiał się za to Gregory. W dodatku robił to tak głośno, jakby chciał mieć pewność, że siedząca na drugim końcu sali Marina go usłyszy.

– Naprawdę nie rozumiem w czym problem – rzekła dziewczyna, cały czas patrząc w oczy Snape'a. Jej mina była tak zawzięta, że zaczęła coraz bardziej przerażać Alberta. – Mogę w każdej chwili podać panu źródło.

– Doprawdy?

– Tak. Cykl powieści o Mistrzyni Eliksirów.

W tym momencie nawet Albert się uśmiechnął, nie wierząc własnym uszom.

– Hahaha! Ty poważnie jesteś taką kretynką, czy jaja sobie z nas robisz? – krzyknął Gregory z trudem powstrzymując śmiech.

– Dziękujemy Willson za ten błyskotliwy komentarz – wycedził Snape, a w klasie nagle zrobiło się cicho. – Minus pięć punktów dla Gryffindoru. A już myślałem, że ostatnia sytuacja czegoś cię nauczyła.

– Ale... – Gregory najwyraźniej chciał coś powiedzieć, jednak nauczyciel natychmiast mu przerwał.

– Chcesz jeszcze szlaban?

Gryfon zmarszczył brwi, a Albert czuł, jak złość się w nim buzuje.

– Blau, nie interesuje mnie, czym ogłupiasz swój i tak nie dość rozwinięty mózg – kontynuował Snape, zwracając się bezpośrednio do dziewczyny. – Proponuję jednak nauczyć się odróżniać fikcję literacką od rzeczywistości, bo ta druga potrafi być bardziej okrutna.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now