Krwawe Święta (12)

Začít od začátku
                                    

-Skąd masz? - Zmarszczyłam brwi i rzuciłam mu cząstkę.

-Niemcy dali. - Spojrzał na mnie znacząco, a ja pokiwałam głową.

Znów okradli szkopów!

-Jak tak dalej pójdzie, to w końcu i ciebie zabiorą. A co ja bym wtedy zrobiła? Sama umarła! Jeśli coś ci się stanie... - westchnęłam i zeskoczyłam na ziemię.

Stanęłam przed lustrem i poprawiłam sukienkę.

-Uważaj, bo lustro pęknie. - Zerknął na mnie i podrzucił dziewczynkę.

-Pękło, jak ty przed stanąłeś. - Zachichotałam i odwiązałam pasek od sukni.

-Wolniej! Dziecko tu jest! - Zamknął dłonią Emilii oczy.

Przewróciłam oczami i rzuciłam mu materiałowy pas.

-Spędzimy świeta w trójkę. Zgadzasz się, kochanie? - Zawiązał go sobie wokół głowy i zrobił śmieszną minę do blondynki.

-A Zocha i Rudy nie raczą się zjawić? - Wyciągnęłam garnek i zaczęłam roztapiać gorzką czekoladę.

Wesoły to złoto.

-Oni swoje rodziny mają, co ich będziemy trzymali na smyczy. Tylko ty, ja i nasza pociecha. - Uśmiechnął się i mocno pocałował 4-latkę w policzek.

Ale Aleksy to prawdziwy skarb.

Jaki był rodzaj naszej miłości?

Toksyczna? Nie!

Erotyczna? Absolutnie!

Dla korzyści? Skądże!

Z przymusu? Bój się Boga!

Prawdziwa?

I tu się zatrzymamy.

Miłość prawdziwa. Łatwa do opisania, trudna do znalezienia.

-Poleczko, mówię do ciebie od 5 minut, a ty ni drgniesz, ni się odezwiesz! Co gra w twej duszy?

-Prawdziwy oberek! - Złapałam mleko i powoli wlałam do masy.

-Wolę walca. - Wziął Emilię w ramiona i zaczął z nią tańczyć na środku salonu.

Zaśmiałam się i machnęłam łyżką, przez co resztki czekolady wylądowały na twarzy Maćka.

Zacisnął oczy i nie ruszał się przez chwilę.

Zatkałam sobie ręką buzię, żeby się nie roześmiać.

-Poleczko, kochanie. Chyba mnie czymś ubrudziłaś. - Wskazał na swoją przystojną buźkę i mlasnął.

Wzruszyłam ramionami ze śmiechem i zaczęłam przyrządzać ciasto.

Niespodziewanie pisnęłam i upuściłam szpatułkę.

-Aleksy! - Warknęłam i go od siebie odsunęłam.

Szybko wytarłam swoją twarz, która została ubrudzona przez mojego Alka.

-Ty możesz, a ja nie? - Uniósł brew i zarechotał.

Wywróciłam oczami i rzuciłam w niego łyżką.

Oberwał we włosy i zacisnął oczy.

Zaśmiałam się i zakryłam rękoma, gdy szybko do mnie podszedł.

-Poleczko, igrasz z diabłem. - Zacmokał i pogroził mi palcem. - Nie zadzieraj ze starszymi, silniejszymi i wyższymi. - Uśmiechnął się i zagryzł język.

-Skrzywdzisz mnie? - Wydęłam wargę i zadarłam głowę.

-Jeszcze czego! - Burknął i wysmarował mi resztę twarzy czekoladą.

Jęknęłam i się odsunęłam.

Zapowiadają się piękne święta.

~*~

Grudzień, 1942, Warszawa. Wigilia.

Emilia pisnęła, gdy Alek porwał ją w swoje ramiona.

-No dalej! Posadź gwiazdę na choince! - Wziął ją na barana, by mogła dosięgnąć, a ta wsadziła ozdobę na czubek drzewka.

Uśmiechnęłam się i skończyłam stroić drzwi.

Tyle jeszcze przed nami.

-Poleczko, skarbie moje! Zabierzesz tego potwora, który ciągnie moją czuprynę? - Skrzywił się Dawidowski.

Uśmiechnęłam się i do nich podeszłam.

Nagle Maciej przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował.

Zaskoczona odsunęłam się, a Emilia i Alek przybili sobie piątki.

-Wy! - Zaczęłam ich gonić, gdy niespodziewanie zniknęli mi z pola widzenia. - Halo? - Rozglądnęłam się i zagryzłam wargę.

Zmarszczyłam brwi i ruszyłam w kierunku pokoju mojej siostry.

Gdzie oni mogli się schować?

-Emi? Glizda? - Schyliłam się, by zobaczyć pod łóżkiem, gdy coś mnie pociągnęło za nogi i wywaliło.

Pisnęłam i upadłam na plecy, podpierając się o łokcie.

Po drugiej stronie znajdowali się zaginieni, którzy śmiali się wniebogłosy.

A może to już mój czas spokoju? Może wreszcie znalazłam swoje miejsce?

Zaśmiałam się i wstałam.

Wesołych, ostatnich świąt, Alek.

~*~

LittlePsychopath2104

Zanim umrę za młodu || Maciej Aleksy DawidowskiKde žijí příběhy. Začni objevovat