XIX Nie zostawiaj mnie

Zacznij od początku
                                    

Szeptana zbeształa się w myślach za własne rozkojarzenie. Miała go doglądać, upewniać się, że jego stan nie pogarsza się i reagować, gdyby jednak do tego doszło – nie rozmyślać nad jej osobistym stosunkiem do niego czy kto wie czym jeszcze. Przeniosła wzrok na jego unoszącą się i opadającą znów pierś, natychmiast zauważając, że choć Czkawka oddycha pełniej, wcale nie robi tego bardziej regularnie. Był to oddech ciężki, nierówny, wyraźnie męczący... A ona nie miała pojęcia, co mogłaby nań poradzić.

- Wszystko, co Gothi dla ciebie przeznaczyła, miało przeciwdziałać gorączce – wymamrotała, przenosząc spojrzenie z powrotem na twarz wodza – Zresztą, te leki już podała ci Valka. Nie wiem jak jeszcze...

Urwała wpół zdania, dostrzegłszy napełnioną po brzegi misę z wodą wraz z przewieszonym przez jej brzeg skrawkiem materiału. Nie zastanawiając się długo, wstała ze swego miejsca, podeszła do naczynia, chwyciła je i, ustawiwszy je ostatecznie na podłodze nieopodal wezgłowia usiadła ponownie. Następnie pochyliła się ku misie, wyciągnęła z niej przesiąkniętą wodą szmatkę i powoli, po cichu wycisnęła z niej jej nadmiar.

- Najbanalniejsze z lekarstw, ale chyba jedyne, jakie nam pozostało – westchnęła, wracając do swej uprzedniej pozycji, po to tylko, by po chwili ponownie nachylić się, tym razem nad swym walczącym z gorączką pacjentem. Delikatnym ruchem odgarnęła jego przydługie, wilgotne od potu włosy; Czkawka drgnął, nie odwrócił się od niej jednak. Szeptana uśmiechnęła się łagodnie, znów jakby nie pamiętając kim jest człowiek, którym przyszło się jej zajmować i ostrożnie przycisnęła materiał do jego czoła.

Wtedy się odwrócił.

Było to nagłe, ostre szarpnięcie i w pierwszej chwili Szeptana sama zastygła w obawie, że dopuściła się kolejnej niewłaściwości, w jakimś stopniu odczutej i zrozumianej przez samego wodza. Już w następnym momencie uświadomiła sobie, że Czkawką kierował najzwyklejszy w świecie odruch i, że jego reakcja nie ma nic wspólnego z nią samą. Z większą już pewnością przycisnęła wilgotny materiał do jego skroni, kręcąc jednocześnie głową nad swą własną naiwnością.

Czkawka drgnął ponownie, równie zdecydowanie odsuwając twarz najdalej jak mógł; już jej to jednak nie dziwiło. Był rozgrzany, rozpalony toczącą go gorączką, trzymana przez Szeptanę szmatka była natomiast więcej niż chłodna – nie mogła oczekiwać, że nawet półprzytomny, mężczyzna chętnie podda się temu prostemu zabiegowi.

Poza tym pozostał jednak cichy i spokojny. Nie jęczał, nie stękał, aż...

- Przestań – wymamrotał nagle.

Szeptana o mało co nie spadła z łóżka.

- Proszę...? - wyszeptała nieśmiało, z dłonią zawieszoną tuż nad jego twarzą, wciąż zresztą zwróconą w przeciwnym kierunku.

Czy naprawdę mógł się budzić?

- Przes-tań – powtórzył Czkawka, wyraźnie niezdolny wypowiedzieć cokolwiek innego – Przes-tań...

- Nie mogę – odpowiedziała jego opiekunka – Nie mogę cię tak zostawić.

- Nie... Nie chcę...

Nie chcesz mnie tutaj. Wiem. Ale ja też, choćbym nawet chciała nie mam prawa zostawić cię samego. Nie kiedy wszyscy tak strasznie się o ciebie..."

- Ast-rid. Pro-proszę. Nie...

Wtedy dopiero dotarło do niej czego tak naprawdę była świadkiem. Czkawka nie wracał do przytomności, a przeciwnie, jego pozorny spokój ustępował malignie, o której od samego początku wspominał Gustaw. W tej chwili zagrożenie wydawało się znikome – nawet gdyby młody wódz spał zwykłym, zdrowym snem, wciąż mógłby mamrotać pod nosem w podobny sposób; ale Szeptana nie dała się zwieść tym pozorom bezpieczeństwa. Zbyt wiele słyszała o kondycji Czkawki, by zignorować tak oczywiste objawy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 14, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Stracone znajdźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz