9. Jak się godzić

Start from the beginning
                                    

      Spali tak przez chwilę grzecznie, ale mimo że byli oddzieleni tylko dość cienkim poduszkowym murem, to i tak najwyraźniej bardzo przeszkadzało ich bransoletom, które zaczęły świecić. Najpierw lekko, a w miarę jak je ignorowali – dalej pozostając oddzielonymi – coraz mocniej.
      W końcu do ich uporczywego blasku doszło to nieznośne uczucie tęsknoty i mur został bestialsko zburzony.
      Jednak nawet kiedy już nic nie oddzielało ich skór, choćby cienki materiał ubrań, bransolety nie przestawały świecić, a oni nie poczuli się lepiej.

      I tak przechodzimy do sytuacji obecnej, gdzie męczeni nieznośnym uczuciem tęsknoty Pilipix i Gorg kręcili się i wiercili niespokojnie, rozkopując poduszki, stękając z niezadowoleniem, jeżdżąc rękami po swoich ciałach i próbując przeniknąć skórę tego drugiego, a bransolety świeciły tak jasno, jakby nawet siebie nie dotykali i nic nie było w stanie zaspokoić tego okropnego uczucia.

      – Gooorg...  jęknął Pilipix, wciskając twarz w zgięcie jego szyi i przejeżdżając rękami po włoskach na ramionach. – Zrób cooośś...
      – Co mam... Ss! – syknął, kiedy poczuł wręcz fizyczny ból, spowodowany rzekomym zbytnim oddaleniem według bransolet, choć przecież bliżej już nie mogli być, i wcisnął nos w granatowe włosy, przyciskając ich właściciela do siebie. – Co mam zrobić? 
      – Bądź... ach!... bliżeej... 
      – Jak... jak bliżej... 
       Nie wieeem... Po prostu bliżej. – Ugryzł go w szyję, na co Gorg znowu syknął i przewrócił dotychczas leżącego na nim chochlika na plecy, zawisając nad nim i, nie zastanawiając się zbytnio nad tym co robi, wpijając mu się w usta z cichym warknięciem.

      Pilipix także przestał myśleć i wplótł dłonie w brązowe włosy, pogłębiając pocałunek.
      Bransolety zamigotały, kiedy ich usta się złączyły, ale nie zgasły.

      Nie przerywając pocałunku, wilk wsunął rękę pod plecy chochlika i uniósł je tak, że ich klatki piersiowe przylgnęły do siebie, po czym zaczął się o niego ocierać. Jednak obu to nie wystarczyło, zwłaszcza że wciąż pozostał ostatni dzielący ich materiał.
      Pix zjechał rękami na kłujące, przyjemnie drażniące policzki i oderwał od siebie ich właściciela, żeby rozkazać:
      – Zdejmij.

      Wilkołak prawie natychmiast z powrotem zawładnął jego ustami, unosząc się jednak tak, by mógł spełnić polecenie i na ślepo pozbawić bielizny najpierw siebie – pomagając sobie nogami i ją skopując – a potem zsunąć tę z bioder Pilipixa.
      Zerknął w dół, aby całkiem zdjąć tylko zawadzający materiał z uginających się pomocnie nóg diablika, i zauważył, jak niebieski penis granatowieje na czubku, podczas gdy ten jego był już cały mokry od preejakulatu.

      A gdy ich już całkowicie nagie ciała na powrót się zetknęły, syknęli obaj, przerywając pocałunek.

      Gorg zaczął obcałowywać błękitną twarz, zjeżdżając na szczękę, a potem szyję, gryząc ją i liżąc, a Pilipix z każdym dotykiem zostawiających na nim mokre ślady ust i cudownego tarcia w dole oddychał coraz szybciej, wiercąc się i drapiąc wilka po plecach oraz umięśnionych ramionach.

      Bransolety paliły ich w nadgarstki.

      – Włóż go – zażądał w końcu diablik. Szatyn oderwał się od gładkiej skóry, na której zostawiał granatowe malinki.
      – Al...
      – Teraz!  Nie mógł czekać ani chwili dłużej.

      A wilkor nie miał zamiaru go do tego zmuszać. Odsunął się trochę i złapał mocno za biodra chochlika, unieruchamiając je przy ziemi, bo mimo że ten tego chciał, wciąż nie mógł przestać się wiercić.

      Wszedł w niego pospiesznie, na co obaj boleśnie krzyknęli.

      Bransolety przygasły nieco, a ich oczy przeciwnie, odzyskały jakby trochę świadomości. Spojrzeli na siebie tak, jakby dopiero zdali sobie sprawę z tego co się dzieje, zamierając w bezruchu. Tylko nogi czującego się dziwnie, bardzo niekomfortowo wy(prze)pełnionym tam na dole Pilipixa, w dalszym ciągu trzymanego w biodrach przez silne ręce Gorga, drżały znacznie, a ich klatki piersiowe unosiły się i opadały szybko.

      Patrzyli na siebie przez chwilę w ciszy wypełnionej tylko ich głośnymi oddechami, czując, jak ból powoli odchodzi, zastępowany falą ulgi na to, że wreszcie byli tak blisko, jak blisko dwie istoty mogłyby tylko być. Wreszcie stali się jednym. Połączyli. I nawet ich różne serca znalazły wspólny rytm, a oddechy się zmieszały.

      Napawali się tym uczuciem jeszcze moment, nie ruszając, tylko oddychając ciężko, lecz czując też, jak zalewa ich nikła fala świadomości własnych czynów.

      – Co my robimy...  wydyszał Gorg.

      – N-nie wiem...  odpowiedział mu zarumieniony Pilipix, głośno przełykając ślinę i oblizując wyschnięte usta. – A-ale rób to dalej...

      Wilkor poruszył się lekko na próbę, na co zgranatowiała twarz wykrzywiła się w bólu. On także zacisnął mocno zęby, czując dyskomfort, ale nie zaprzestał powolnych ruchów.

      Po dłuższej chwili takiego ślamazarnego tempa, wreszcie przyspieszył nieco. Po jeszcze dłuższej chwili, ból zmieszał się z podwójną przyjemnością – tą płynącą od siebie, jak i od partnera. A od tego momentu już w miarę szybko poszło z tym, by przyjemność niemal całkowicie odegnała w końcu ból, i wilk przestał się hamować, wbijając w chętne ciało leśnego duszka bez opamiętania.

      Po jakimś czasie Pilipix zaczął czuć kumulujące się w podbrzuszu ciepło i wyciągnął drżące ręce do szatyna, a ten zniżył się tak, że mógł objąć go za szyję i wpleść palce w brązowe włosy, chowając twarz w obojczyku.
      Wilkołak warknął i ugryzł chochlika w zagłębienie ramienia, a ten krzyknął, kiedy orgazm dopadł ich w tej samej sekundzie.
      Gorg zrobił dwa ostatnie, mocne pchnięcia, po czym znieruchomiał. Pix również zamarł, z ręką na wilczej głowie, wpatrując się niewidzącymi oczyma w dach namiotu i oddychając urywanie.

      Bransolety nareszcie zgasły i namiot pogrążył się w ciemności.

      Pilipix zrobił się nagle bardzo wrażliwy tam na dole, a jego wejście pulsowało boleśnie, natrafiając na intruza. Gorg wyczuł jego dyskomfort i spróbował się wysunąć, co okazało się nie takie łatwe, gdyż niefortunnie się zakleszczyli.
      – A, a, a...!  zajęczał z bólu chochlik, gdy wilkołak pociągnął mocno, wysuwając się opornie i powoli, centymetr po centymetrze.

      Wilk także zasyczał dotkliwie, mocno zaciskając zęby, po czym wyszarpnął biodra, uwalniając się z cichym mlaśnięciem, na co Pixie krzyknął, a za chwilę poczuł wilgoć wypływającej spermy.

      Szatyn opadł na mniejszego chłopaka z westchnieniem wykończenia, starając się jednak go nie przygniatać.

      W namiocie nagle zrobiło się zimno, więc przekręcił ich tak, że teraz to drżący na całym ciele topik na nim leżał, po czym przykrył kocem ich obu.
      Pilipix wreszcie całkowicie odzyskał zdolność jasnego myślenia i leżał z szeroko otwartymi z przerażenia oczami, czując piekący ból w dole pleców.

      Uspokoił się dopiero, gdy Gorg pogłaskał go po głowie, choć wcale nie musiał tego robić, gdyż bransolety postanowiły dać im na jakiś czas spokój.
      Opuścił powoli powieki i, wtulony policzkiem w mięciutką, włochatą klatę – odpłynął.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now