Dziewczyna widząc jego zmieszaną minę, postanowiła sprecyzować. Zanim jednak cokolwiek powiedziała, ponownie zaciągnęła się papierosem.

— Takie ciemne, niszowe miejsca. Kręcą się tu dziwni, głównie pijani ludzie, a ja spotykam ciebie? Przecież jesteś zdecydowanie za dobry, by tutaj być.

Przyglądał się blondynce uważniej, niż jeszcze chwilę temu. Nie podobał mu się krytyczny ton jakim mówiła, ani temat jaki poruszała. Zaczęła koncentrować się na nim, co z jednej strony mu schlebiało, ale z drugiej nie czuł się przez to komfortowo. Lubił być na ustach innych ludzi, ale tylko do momentu, w którym nie zagłębiali się oni w prywatny aspekt jego osoby. Dlatego też nieznacznie skrzywił się, słysząc słowa dziewczyny. 

Chciał zmienić temat rozmowy, lecz gdy tylko miał się odezwać, przerwał mu donośny śmiech jednej z pijanych imprezowiczek. Dziewczyna zataczała się schodząc po schodach i gdyby nie pomoc podobnie pijanego chłopaka, pewnie upadłaby na ziemię. Odprowadził ją wzrokiem, podobnie jak siedząca obok niego blondynka. Oboje patrzyli się na młodych z pogardą, z tym, że on próbował to ukrywać, a ona wręcz przeciwnie.

— Ci prymitywni ludzie nawet nie wiedzą kim jesteś — prychnęła. — Nawet gdyby byli tego świadomi, to pewnie i tak zapomnieliby o tym rano. Żałosne. Jak możesz się z nimi zadawać?

No właśnie. Co go w ogóle podkusiło, by pojawić się na tej imprezie? Nie pamiętał, a może nie było takiego powodu? Nie chciał się nad tym zastanawiać. Bardziej zaciekawiła go jej uwaga. To prawda. Chyba faktycznie przeszkadzało mu to, że nikt w klubie nie zwrócił uwagi na jego osobę. Czuł się nieswojo, przecież powinni go rozpoznać. Może skoro nie potrafili, to nie byli warci jego uwagi, tak jak sugerowała?

Ale przecież blondynka, z którą rozmawiał, była inna. Ona go rozpoznała. To sprawiło, że zaczęła go jeszcze bardziej intrygować. Próbował rozszyfrować, co kryje się pod jej złocistymi kosmykami, ale nie potrafił jej rozgryźć. Jedynie obserwował, jak czarne futerko lekko zsuwa się z jej ramienia, odsłaniając bladą skórę. 

— A ty? Ty nie jesteś taka jak oni? — spytał w odpowiedzi na jej krytyczną uwagę.

Podniosła wzrok, mierząc go uważnym spojrzeniem. Poczuła się urażona, że tak nisko ją ocenił. Z drugiej strony jednak uśmiechnęła się, widząc, że zainteresowała go swoją osobą.

— Nie Domen, ja jestem inna. Ja cię znam.

Zaśmiał się. Ona go znała? Ledwo co sam znał siebie. Jeżeli cokolwiek o nim wiedziała to tylko to, co wszyscy z telewizji. Czyli w zasadzie nic. Rozczarował się. Myślał, że faktycznie jest inna. 

— Jesteś, jak na swój wiek, wybitnym skoczkiem — zaczęła wymieniać, wydmuchując chmurę dymu. —Wygrałeś cztery konkursy Pucharu Świata i to jeszcze jako jeden z najmłodszych zawodników. Bijesz rekordy skoczni, masz medale mistrzostw świata i rzeszę fanów, którzy zabijają się, by tylko cię dotknąć.  Widać u ciebie wspaniały talent, niesamowitą przyszłość. Już jesteś sławny, a co dopiero będzie za kilka lat. Tylko pomyśl. Wiele osób chciałoby być na twoim miejscu.

Czy naprawdę wszystkie osoby, które twierdziły, że go znają, podwały właśnie taki opis? Jeśli tak, to miał ich wszystkich dość. Skupił się na swoim papierosie. Miał wrażenie, że tylko duszący dym mógł go w tamtym momencie uspokoić.

—  A poza tym, powinieneś częściej chodzić w żółtym — dodała, zaczesując jeden kosmyk za ucho. — Do twarzy ci w kolorze lidera. 

Uśmiechnęła się, obserwując jego zmieszanie. Oczami wyobraźni widziała go w żółtym plastronie, a to był widok, który tak bardzo uwielbiała. Mogła oglądać go w takim wydaniu godzinami. Czuła się wtedy dumna. Dumna z niego i dumna z siebie. W końcu ona z podobnych powodów nie rozstawała się ze swoją złotą sukienką. A i brokatem. Kochała brokat. 

On z kolei nie rozumiał jej uwagi. Skrzywił się, traktując jej komplement jako obrazę:

— Uważasz, że właśnie taki jestem?

— A nie jesteś? — zdziwiła się. — Przecież lubisz być liderem. Lubisz to uczucie bycia niezwyciężonym. A ja po prostu mówię, że to do ciebie pasuje.

Zapatrzył się w jej miodowe oczy. Miała rację. Lubił to, naprawdę to lubił. Oddałby wszystko, by znów móc założyć na siebie ten cholerny plastron, by znów być na ustach wszystkich dziennikarzy, by ludzie na ulicy rozpoznawali go tak, jak przedtem. Ba, żeby nawet tacy podrzędni pijacy, jak tu, wiedzieli z kim mają do czynienia. 

Czy nie chciał za dużo rzeczy na raz? Czy naprawę ta sława była mu potrzebna do szczęścia? Z jednej strony uważał, że jest niezbędna, że bez niej trudno mu jest funkcjonować, że nie chciałby drugi raz przeżyć takiego wieczoru, jak dzisiaj. Ale przecież nie chciał też być kontrolowany przez media, wiecznie osaczany fanami i po prostu odetchnąć. Tylko jak znaleźć w tym wszystkim złoty środek? Nie potrafił tego połączyć.

W pewnym momencie wpadł na szalony pomysł. A może by tak poprosić tę dziewczynę o pomoc? W końcu sprawiała wrażenie zaangażowanej, jak i mocno zainteresowanej jego osobą. Coś w niej sprawiało, że chciał poznać ją lepiej, mimo że nie do końca podobały mu się jej poglądy. I do tego jeszcze ta onieśmielająca pewność siebie. Nie wiedział, czy zdoła sprostać zadaniu. 

Nie mógł jednak się poddać, nie był tego typu osobą. Postanowił, że porozmawia z dziewczyną w bardziej przystępnym miejscu, niż chodnik pod brudną speluną. Może udałoby mu się zaprosić ją gdzieś na kawę? Ale wtedy nie miałaby już na sobie tej złotej sukienki. A to byłaby wielka strata.

W końcu jednak zebrał się w sobie i zadecydował. Spuścił głowę i zgasił papierosa o mokry chodnik.

Odwrócił się, żeby ponownie zagadać do dziewczyny, ale ku jego wielkiemu zdziwieniu, jej już nie było. Rozejrzał się dookoła, sądząc, że może kręci się gdzieś obok. Niestety. Został zupełnie sam. Rozczarował się. Sądził, że uda mu się jednak gdzieś ją zaprosić. Niepotrzebnie tak długo zwlekał. Teraz to już na pewno nie pozostało mu nic, jak uciec spod tego obleśnego klubu.

Natknął się jednak na ciekawą rzecz. W miejscu, w którym przed chwilą siedziała blondynka, leżała paczka papierosów. Ta sama paczka, z której przed chwilą oboje wyciągnęli papierosy. Ciekawe. Musiała upuścić opakowanie, kiedy wstawała.

Nie mógł pozwolić, żeby się zmarnowały. Upewniając się, że nikt go nie obserwuje, wyciągnął rękę i złapał opakowanie. Otworzył je. Nie było źle. Zostało jeszcze dziesięć. Równa połowa. Czyli jednak coś wyniesie z tego spotkania. Przynajmniej nie będzie musiał kupować własnych.

Szybko zamknął paczkę i schował ją do kieszeni.





~~~

Pierwsza mała prywatka od autorki. 

To tak. Nie ma to jak sesja i za dużo czasu, dlatego też właśnie przeczytaliście pierwszy rozdział mojego nowego opowiadanka. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jeśli nie, to poczekajcie do następnych rozdziałów, a jeśli to też was nie przekona, to trudno. Miłego czytania innych opowiadań. 😎 

Potraktowałam to wszystko jako wyzwanie, między innymi dlatego, że ostatni raz w trzecioosobowej pisałam w podstawówce. Ale uznałam, że nie znam Domena na tyle, by zaglądać do jego głowy. Poza tym po raz pierwszy dobieram się do tej postaci. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. 🙈 

Nie spodziewajcie się żadnych romansów i nie przejmujcie się, jeśli czegoś nie zrozumiecie, bo wszystko stanie się jasne dopiero w całości. Otwórzcie jednak umysł na to, co nieoczywiste i nie do końca napisane, a mam nadzieję, że wam się spodoba.

Oczywiście czekam na wasze opinie, niekoniecznie te dobre, bo naprawdę każda jest dla mnie niezwykle ważna. 💕 

Życzę miłego życia.

PS: Myślę, że możemy ustalić wtorek dniem tego opowiadania. 

Eleven Cigarettes ǀ Domen Prevc ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz