The story of Lady Blackwood

50 0 0
                                    



Poline ciasno zasznurowała gorset. Mimo, że jej matka nie była ich fanką, to dla dziewczyny ta część ubioru symbolizowała wyzwolenie. Każda część przylegająca do jej ciała, sprawiała, że czuła się silna i buntownicza. W jej ocenie był piękny. Delikatny, a jednocześnie mocny materiał, w kolorze lazurowej głębi i niewielkie zdobienia przy fiszbinach, sprawiały, że wyglądał jak z najdroższego jedwabiu.

- Bądź gotowa za dokładnie pięć minut!  - Usłyszała cienki falset, który nieodmiennie przypominał jej jazgot psa, który dzień po dniu obszczekiwał tego samego sąsiada. Westchnęła teatralnie i z mocnym postanowieniem spokoju, zeszła schodami. 
- Poline Mario Rose Blackwood! - wrzasnęła Pani Blackwood. - Jak Ty wyglądasz?!

Nienawidziła, gdy matka nazywała ją pełnym imieniem, choć dobrze, że w swej nieomylności nie dodała jej kolejnych dwóch. 

- Wyglądam jak wyglądam -  stwierdziła, wzruszając ramionami. 
Starsza kobieta głośno wciągnęła powietrze nosem i ze świstem je wypuściła. Mimo, że Poline nie chciała dyskutować, to wiedziała, że całą drogę czeka ją kazanie wygłoszone "bardzo zirytowanym tonem", które zakończy się dopiero pod wielkimi wrotami kościoła. Tam, każda z nich, przywdzieje na twarz maskę wyższości i zadowolenia z siebie i usiądą w głównej nawie, zarezerwowanej dla rodziny Blackwood. 

Poline nienawidziła tego rytuału, który dział się w każdą niedzielę o godzinie dwunastej. Od śmierci ojca, dwa lata temu, próbowała zrozumieć chęć pokazania innym, że sobie radzą. Że mimo tej druzgocącej tragedii, siądą na swym miejscu, z podniesioną głową. 

Ojciec Poline był właścicielem tartaku, od którego prosperowania zależało ich małe miasteczko. Kiedy dziewczyna była młodsza, wielu ludzi traktowało ją z góry. Uznawali ją za księżniczkę, wychowaną w wielkim pałacu, którym niewątpliwie był zamek Blackwood. Przez to i wiele innych sytuacji, stała się zamknięta w sobie i zimna, jak ściany jej własnego domostwa.  

Wielu z nich, w ciszy swoich domów, opowiadało jak to zginął "stary" Pan Blackwood. Była to historia bardzo pikantna, dlatego powodowała ogólne zaciekawienie. Dla Poline była przykra, toteż nigdy nie odniosła się do żadnych plotek. Słyszała je jednak, powtarzane z ust do ust, z nieodzownym podekscytowaniem i chichotem plotkar  z wioski. Dla nikogo nie było ważne, że to dzięki jej rodzinie powstało Blackwood, a jej ojciec, będąc jeszcze młodym dziedzicem, bardzo przyczynił się do jego urośnięcia w siłę. Zapewnionych miejsc pracy również już nikt nie liczył. Teraz, każdy powtarzał, że Joe Blackwood, zmarł podczas zabawiania się z "panienką", która była w wieku jego własnego dziecka.  Rozległy zawał zabił dziedzica, pozostawiając nieutuloną w żalu żonę i córkę, która skrycie znienawidziła go, za zostawienie jej z wiecznie nabzdyczoną i urażoną matką. 

Poline zajęła swoje miejsce w wielkiej nawie z prawej strony ołtarza. Mimo wszystko lubiła to miejsce, tutaj zawsze przychodziły jej go głowy najlepsze pomysły. Otrząsnęła się z ponurych rozmyślań i wygładziła spódnicę, a po chwili przeczesała włosy palcami. Jej długie, czarne fale układały się swobodnie na jej plecach, ale dla niej zawsze były bardziej problemem niż atutem. Gdy próbowała zająć się włosami, jej wzrok spoczął ja wy

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 27, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

BlackwoodWhere stories live. Discover now