XVIII Nie mogłam po prostu odejść

En başından başla
                                    

- Myślisz, że rzeczywiście jest w niebezpieczeństwie?- zapytała cicho po chwili.

Śmiałość Gustawa wyraźnie zmalała.

- Nie wiem – westchnął ciężko – Ale nawet nie chcę myśleć o tym, co będzie, jeżeli Czkawka z tego nie wyjdzie. Może sobie być uprzedzonym, gburowatym palantem, ale prawda jest taka, że ten gość jest najlepszym, co przydarzyło się Berk od pokoleń, poczynając od zakończenia tej głupiej wojny ze smokami, a kończąc na tych wszystkich maleńkich decyzjach, jakie podejmuje za nas każdego dnia. Przy całym jego kretyńskim czasami uporze, jedno trzeba mu przyznać – on naprawdę troszczy się o tę wyspę najlepiej jak potrafi. Nie mam pojęcia, co stałoby się z nami, gdyby go nagle zabrakło.

Pamiętała jak Gustaw zamilkł, pozwalając słowom wybrzmieć w ich najpełniejszym znaczeniu, Ten sam Gustaw, który zwykle z taką łatwością naigrywał się ze swego przywódcy, wypominając mu jego błędy, obruszając się na jego zachowanie względem Szeptany... ten sam chłopak stał wpatrzony w ogień, nie śmiejąc w pełni uwierzyć w zagrożenie, którego czarne skrzydła rozpościerały się właśnie nad jego plemieniem.

- A najgorsze jest to – dodał stanowczo, ciskają w ogień obracaną w palcach gałązkę – że nawet jeżeli Czkawka przetrwa ten najgorszy czas, to za nic w świecie nie pozwoli sobie na pozostanie w łóżku do czasu zupełnego wyzdrowienia, zamiast tego wracając do pracy tak szybko, jak szybko zdoła z powrotem stanąć na nogi – zwłaszcza, że po takiej chorobie będzie mieć więcej zaległości niż kiedykolwiek wcześniej. Będzie sypiać jeszcze mniej niż do tej pory, pracować jeszcze więcej i koniec końców wpadnie w taką chorobę, że nic już nie będzie mogło mu pomóc. Jedynym sposobem, żeby temu zapobiec byłoby przejęcie dowodzenia przez kogoś innego, ale najwyraźniej ani Eret, ani Sączysmark, ani w ogóle nikt z tak zwanego ścisłego otoczenia Czkawki nie ma dość odwagi, żeby podjąć jakąkolwiek decyzję.

Szeptana nie odpowiedziała mu wtedy, zbyt zaskoczona tak pewnością jak i przejęciem, z jakim Gustaw dzielił się z nią własnymi przemyśleniami. Chłopak opuścił chatę niedługo później, jednak jego słowa pozostały w pamięci Szeptany, uparcie analizującej każdą z jego myśli, ukazując jej prawdy, które do tej pory pozostawały przed nią ukryte.

Z Czkawką było źle.

Jeżeli pozostawią sprawy samym sobie, będzie z nim jeszcze gorzej.

Jeżeli natomiast ona postanowi się w to wmieszać, bardzo możliwe, że skończy się to katastrofą podobną do tej, w którą zamienił się ich nadambitny plan przebudowy pleśniakowej chaty. Czkawka wścieknie się jeszcze bardziej, tym razem wykrzykując jej swe zarzuty prosto w twarz, a być może podejmując o wiele bardziej radykalne kroki.

Cóż miała do stracenia?

Zerwała się z łózka i bez dłuższego zastanawiania się, zaczęła wprowadzać w życie plan, który dopiero co zaczął świtać jej w głowie, starając się nie skupiać zanadto na tym, jak wielkie ryzyko podejmuje tym nagłym, szalonym postanowieniem. Schwyciła w dłonie stos arkuszy, który wciąż jeszcze leżał przy wezgłowiu jej łóżka, ułożyła go na stole wraz z kilkoma kawałkami węgla i zawinęła szczelnie w pożyczony jej wcześniej przez Pyskacza kawałek materiału. Narzuciła płaszcz na ramiona, paczkę przyciskając do własnego tułowia i, upewniwszy się, że dogasający ogień paleniska nie stanowi zagrożenia dla opuszczanego przez nią domostwa, wybiegła na zewnątrz, na nowo wpadając pod uderzenia nieprzestającego lać deszczu.

Kiedy Mieczyk był w domu po raz ostatni, wspominał, że do końca dnia nie będą mieli okazji opuścić Wielkiej Sali; Szeptana miała nadzieję, że jej towarzysze nie zmienili zdania i wciąż znajdowali się we wspomnianym miejscu. Ono właśnie stanowiło ostateczny cel jej wędrówki – był jednak jeden dom, który musiała wcześniej odwiedzić.

Stracone znajdźHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin