- Cześć, Michi - przywitałem się pogodnie, a przynajmniej na tyle, na ile było mnie stać.

- Andreas. - Skinął mi życzliwie głową.

W zasadzie nie znałem go za dobrze, ale uchodził za jednego z bardziej lubianych skoczków. Nigdy nie zachowywał się wobec kogokolwiek absurdalnie i arogancko, co teraz odebrałem za dobry znak. Chciałem go zapytać o jedną ważną rzecz, o której zapomniałem właśnie dziś.

- Wiesz może, gdzie jest Stefan? Ewentualnie, jeśli będziecie się widzieć, mógłbyś mu przekazać, że chciałbym z nim porozmawiać? - zapytałem tylko i wyłącznie dlatego, że wcześniej on i Kraft spędzali naprawdę wiele czasu.

Praktycznie każdą chwilę. Teraz to się zmieniło, a ja widziałem ogromną rozbieżność pomiędzy tym, co miało miejsce kiedyś, a co działo się obecnie. Sądziłem jednak, że może nadal coś ich łączy i nawet jeśli nie są najlepszymi przyjaciółmi to przynajmniej kolegami z drużyny.

- O - odparł nieco zaskoczony moją wypowiedzią, choć zareagował. - Mhm, jasne, przekażę mu. Powodzenia. - Uśmiechnął się krzywo w moją stronę, gdy już miałem zamiar się oddalić.

Właśnie to nazwisko wywołało spięcie. Zauważyłem konsternację u blondyna, który co kilka chwil spoglądał z dziwnym zainteresowaniem w moją stronę. Westchnąłem. Pewnie znów wpakowałem się w większe kłopoty.

***

Postanowiłem (o ironio) znów się wspiąć na to głupie wzgórze, ociekające promieniami słonecznymi i kępkami trawy. A wszystko tylko i wyłącznie dlatego, żeby nikt nie usłyszał mojej rozmowy z Kraftem - prywatność, o tym marzyłem. Miałem pewne wątpliwości dotyczące tych zwierzeń, ale i tak było za późno. Oczywiście, przecież Hayboeck mógł zwyczajnie zataić wszelkie informacje, o które prosiłem, aby przekazał Stefanowi. Jednak, mężczyzna nie wyglądał na takiego, który kłamie. Ostatecznie stojąc na szczycie, zacząłem wymachiwać rękoma jak skończony debil, tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę Austriaka, który po około pięciu minutach mnie dostrzegł. Resztę czasu zajęło mu dotarcie tutaj i przeklinanie pod nosem tego miejsca. W pewnym momencie zacząłem rozmyślać i niewiele było w stanie wyrwać mnie z tego amoku. Ta skomplikowana układanka miała prawo mieć jakikolwiek ludzki sens. Wzrok Stefana, choć tęsknie wpatrzony w blondyna obrazował znacznie więcej, a ja poczułem się jeszcze głupiej, ponieważ... jak mogłem tego nie zauważyć? Ukradkowe spojrzenia, wymiana zdań, tajemnicze uśmiechy i dłuższe uściski niż zwykle. Dokładnie tak jak ja i Kamil - kiedyś. Powtarzałem to jak mantrę, bo "kiedyś" było naprawdę kluczowym słowem. Nawet nie zdążyłem zauważyć, kiedy to się tak rozwinęło, a przecież w poprzednim sezonie spędzałem z Austriakiem tak wiele czasu.

***

- To w przyszłym sezonie ja wygrywam - odparłem, zaśmiewając się ze Stefanem do rozpuku, na co ten prychnął pod nosem.

Znajdowaliśmy się w pokoju hotelowym, właściwie u niego, a wszystko dlatego, że zapomniałem mu oddać długopisu. Musiałem podpisać wszystkie (a było ich naprawdę wiele) autografy i akurat zapomniałem wziąć czegokolwiek do pisania, a mężczyzna znalazł się w pobliżu i momentalnie mnie uratował. 

- Zobaczymy, Welli, znaj moją dobrą duszę. - Uśmiechnął się szczerze, gdy klepnąłem go w ramię. 

Wtedy zrozumiałem, że może ta relacja nie do końca jest normalna, a przynajmniej ja ją tak odpierałem. Jako ambiwalentną. Zdecydowanie za długo wpatrywałem się w jego rozczochrane, ciemne włosy i brązowe oczy. Oczy będące jak otchłań, w które mogłeś spojrzeć i już nie powrócić do rzeczywistości. Niska i całkiem drobna postura dawały mi nad nim sporą przewagę, za co się przeklinałem w myślach.

What goes around, comes around - StollingerWhere stories live. Discover now