Rozdział 4 Wyzwania

Start from the beginning
                                    

Harry zauważył mnie z oddali i ze spokojem i uporem obserwował jak przedzieram się przez las mostów by dotrzeć do niego. Znajdował się na głównym posterunku ustawionym na środku lasu,to też zajęło mi sporo czasu i wysiłku by się do niego dostać. Jednak kiedy tylko znalazłam się przy nim zarówno on jak i wysoki jak góra mężczyzna,o masywnej posturze,przerwali rozmowę.

-Nareszcie jesteś.-odezwał się do mnie Harry gdy nabierałam powietrze płytkimi oddechami. Ta kładka była największa,na każdym rogu ustawiono niskie pochodnie. Znajdowała się tu drewniana ława oraz stojaki z podstawowym orężem jakim były łuki i strzały.

-Więc mam uwierzyć,że oczekiwałeś mnie.-unoszę na króla brew.

-Owszem. Przedstawiam ci mojego głównego generała,Maximusa.-kiwa głową na olbrzyma. Ten odpowiada niskim pomrukiem. Nawet w ludzkiej postaci przypomina dzikie zwierze. Zmierzwione włosy w kolorze cynamonu,poprzetykane jaśniejącą siwizną,gęsty zarost na brodzie dodający mu lat i powagi i ta groźna twarz jak wyciosana w kamieniu.

-On będzie twoim zwierzchnikiem i trenerem,od dziś masz trzymać się blisko niego.

Przyjęłam to do świadomości w milczeniu.

-Przyszłam porozmawiać o rannym wilku. Zbudził się.-zmieniam temat nie poddając poprzednich rozkazów pod wątpliwość.

-Czy był agresywny?

-Nie,raczej skołowany. Widać ma problemy z pamięcią.-odpowiadam.

-Więc rozmawiałaś z nim?-Harry mruknął,jakby ten fakt wydał mu się nad wyraz ciekawy.

-Owszem.-mówię z pewnością,krzyżując ręce na piersi.

-Kiedy trafi do lochów szybko odzyska pamięć.-Maximus mruczy groźnie,a moje serce aż podskoczyło w przerażeniu.

-Nie,myślę że to nie skłoni go do współpracy.-odpowiadam jednak spokojnie,a wzrok obydwu mężczyzn pada na mnie,zyskałam ich uwagę.-Myślę że spokój bardziej mu się teraz przyda. Jego organizm jest wycieńczony,a on przeszedł widocznie sporą traumę. Czas w tym wypadku gra największą rolę.

Harry zaczął rozważać moją propozycje,a Maksimus widocznie czekał jedynie na jego decyzje,trwając w swojej pewności,że tortury byłyby najbardziej owocne.

-Od bardzo dawna nie odnotowano obecności wilków w pobliżu naszych obozów.-król zamruczał pod nosem mówiąc to bardziej do siebie niż do nas.-Musimy wiedzieć dlaczego wrócili i czy jest ich więcej. To sprawa priorytetowa. Dlatego...

Ze zniecierpliwieniem czekałam na jego decyzję.

-Ty Delio zapewnisz mu spokój o jakim mówisz. Jesteś za niego odpowiedzialna.

Niemal usłyszałam głuche echo spadającego ciężaru z mojego serca. Więc wilk jest bezpieczny. Nie wiem czemu tak bardzo mnie to ucieszyło.

-Wszystko zatem ustalone.-Harry mówiąc to tym samym kończy naszą rozmowę i odchodzi. Zostaję sam na sam z Maximusem. Patrzy na mnie z wrogością.

-Może i masz opiekować się tym psem.-zaczyna niskim,groźnym głosem.-Ale nie zapominaj o szkoleniu i tym,że mam zrobić z ciebie łowczynię,więc spotykamy się jutro o szóstej rano na dziedzińcu. Nie zaniedbuj swoich obowiązków.-dodał,a ostatnia część brzmiała jak groźba. Potem odwrócił ode mnie głowę dając znać,że nie ma mi nic więcej do powiedzenia. Odwróciłam się więc i skierowałam w drogę powrotną. Maximus mnie nie lubi,nie pomyliłabym się bardzo ze stwierdzeniem,że mnie nienawidzi. Nie dałam mu ku temu zbyt wielu powodów,ale jego wrogość napędzała mnie do działania i była powodem,że miałam zamiar się postarać,by zrobić na nim wrażenie. Nie znoszę poczucia porażki. Nie chcę rozczarować kolejnej osoby tak jak rozczarowywałam ojca przez te wszystkie lata. To nowe stado,którego jestem częścią. Zaczynam tu z czystą kartą i mam zamiar im pokazać,że jestem wartościowym kotem. Dam z siebie wszystko.

Jednak jeszcze miałam na to czas. Musiałam zająć się tym chłopakiem. Lucy zajęła się już tym co umiała robić najlepiej,czyli zdobywała sympatię wśród nowego stada. Zauważyłam że wraz z rysiem stoją w pobliżu magazynu śmiejąc się i dowcipkując w najlepsze. Lucy znów się uśmiechała i najwyraźniej przypadło jej do gustu towarzystwo Gabe'a. Byłam szczęśliwa dopóki i ona była,kiedy nie miała czasu na zmartwienia.

W domu Sara siedziała już w swoim fotelu w salonie szyjąc coś. W tle leciały stare piosenki,wydobywające się z trzeszczącego gramofonu stojącego na stoliku.

-Witaj.-przywitałam się z nią uprzejmie,a ona podniosła na mnie swoje zmęczone spojrzenie.

-Dobrze się spisałaś,dziecko.-powiedziała drżącym głosem,a ja miałam wrażenie jakby jej słowa odnosiły się bezpośrednio do tego co zaszło na głównym posterunku. Możliwe,że się myliłam.

Skierowałam się na piętro do pokoju gościnnego,gdzie odpoczywał nasz gość. Jednak kiedy weszłam do pokoju byłam nieco zdziwiona. Chłopak stał przy oknie wpatrzony w coś bardzo uważnie.

-Widzę,że już ci lepiej.-odezwałam się,a on nie poruszył się ani o drobinę.

-A więc miałaś rację. To jest obóz kotów.-odzywa się po czym odwraca się do mnie. Jego twarz widocznie nabrała kolorów,a oczy miały w sobie zdrowy blask. Dobrze,że nic mu już nie jest.

-Jestem Delia,a ty jak się zwiesz?-spytałam podchodząc bliżej.

-Jestem Aleks.-odpowiada.-Ale...to jedyne co pamiętam. Czy to dziwne,że nie wiem nawet jak się tu znalazłem?

Wzdycham ciężko nie wiedząc co mu powiedzieć.

-Daj sobie trochę czasu.-mówię.-Rozmawiałam z naszym królem,kazał mi się tobą opiekować.-zmieniam temat,ale on nic nie odpowiada tylko spuszcza smutne spojrzenie.-Widzę,że już wyzdrowiałeś.

-Tak,Sara to kochana kobieta. Jej zupy postawiłyby na nogi nawet umarlaka.-posyła mi smutny uśmieszek.

-Tak,dobrze,że ją mamy.-odpowiadam ze skinięciem głową.-Co byś powiedział na to,bym oprowadziła cię po obozie?

Aleks jest widocznie niepewny i poważnie rozważa moją propozycję. Wiem,że jego obecność zbudzi w stadzie niepokój,że może to być powodem różnych spięć,ale póki co jest naszym gościem,a ja nie dopuszczę by coś mu się stało. Ponadto uważam,że nie powinien ukrywać się tu,w domu króla. To tylko pogorszyłoby naszą obecną sytuację. Nie zamierzałam się z nim ukrywać. Skrycie pragnęłam,by stał się on w jakiś sposób częścią tego stada,wtopił się w otoczenie,a koty zaczęły go tolerować. Nie musieli go lubić. To mój drugi cel i nie zamierzałam ustać w dążeniach do jego spełnienia. 

W mroku ciszyWhere stories live. Discover now