1. DOTYK

13 2 1
                                    


  Moje ciało hibernowało w ciemności śmierci... wypalałem się. Nie mogłem otworzyć oczu, usta były nieme - głuche urywki krzyków koiły mą duszę. Nagle uczułem, że się unoszę. Ktoś musiał mnie podnieść ... moja głowa bezwładnie szarpnęła w dół. Trząsłem się z zimna, ktoś do mnie mówił... nie wiele rozumiałem.

  W końcu wszystko we mnie umilkło... USPOKOIŁEM się. Oddałem się w JEJ ramiona, była chłodna, ale przyjazna. Nie czułem już cierpienia, żal poszedł w niepamięć. Była tylko Ona i ja... chłód i gasnący płomień. I znów zawitałem w czerni otchłanie.

                                                                                            ***

                                                                        TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ

                                                                                            ***

  Coś zaczęło mnie oślepiać... jakieś małe promienie docierały do kanionu ciemności, w którym klęczałem. Mrużyłem oczy z bólu. Usłyszałem mgliste głosy: „budzi się"... moje zmysły pracowały.

  Me źrenice zwęziły się do takiego rozmiaru, że w końcu mogłem cokolwiek dostrzec.

  W tedy po raz pierwszy go zobaczyłem... dotykał mojego ramienia – jego brązowe oczy przeszyły mnie dreszczem. Piękne jasne włosy igrały z jego delikatną twarzą... jego niewierzący uśmiech przyćmiewał smutek i obawy.

  Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Uniosłem rękę i położyłem na tej, którą trzymał na mym ramieniu. Ta chwila trwała zaledwie kilka sekund, a ja czułem jakbyśmy się znali wieczność.

  Nagle do sali z hukiem wleciało kilka osób w fartuszkach i maskach na twarzy. Wyprosili blond młodzieńca z pomieszczenia i zaczęli mnie badać.

  Stanął za szklanymi drzwiami i przyglądał się mi, a ja jemu. Chciałem z nim porozmawiać...

  Po jakiejś godzinie badań i rozważań nad moim stanem lekarze opuścili pokój. Uczułem zmęczenie... chciałem tylko złapać GO za dłoń.

  Lekarze pozwolili mu wejść z powrotem. Podszedł do łóżka... miał łzy w oczach – po raz pierwszy usłyszałem ten jego melodyjny, chrapliwy głos.

-Jak dobrze, że żyjesz... - wyszeptał – jak dobrze, że będziesz żył.

  Nie miałem pojęcia co mu odpowiedzieć, nie wiedziałem kim był, czemu tu był, nie znałem go.

-Powiedz mi co się stało... - zacząłem żałośnie – ja...

  Uświadomiłem sobie, że chwyciłem go za dłoń... była taka drobna, ale jednocześnie silna.

-Tamtego dnia... uciekłem z domu – widać było, że ciężko mu o tym mówić, łzy cisnęły z oczu – zobaczyłem was. Gdybym wcześniej zareagował, nic by ci się nie stało... PRZEPRASZAM! Jestem draniem... bałem się... on był zarażony.

  Miał głębokie przekonanie, że ta tragedia była jego winą. Zaciskał swą dłoń mocniej. Ja chciałem powiedzieć mu tylko... tylko jedno.

-Dziękuję... dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś. Gdyby nie ty, to nie byłoby mnie tu. Chciałbym ci podziękować szczerze, ale nie wiem jak ci na imię – wydukałem.

-Matt ... nazywam się Matthew Lewis.

-Witaj Matt, miło cię poznać. Jestem Thomas King i dziękuję ci za wszystko... dziękuję ci, że jesteś.

  Chłopak usiadł na moim łóżku, spojrzał na mnie szklistymi oczyma i przytulił mnie delikatnie. ZASNĄŁEM...



You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 14, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

DOTYKWhere stories live. Discover now