Prolog

15 1 0
                                    

            Czuł się, jakby był w bardzo ciasnym pomieszczeniu, którego ściany, podłoga i sufit usilnie przypierały do jego ciała, brutalnie je ściskając, jak niewprawna ręka delikatnego pomidora. W obu przypadkach skończyłoby się na trudnych do zmycia plamach oraz niezłym bałaganie. Zasadnicza różnica polegała na tym, że na widok rozpłaszczonego pomidora nikt nie przeraziłby się, jakby zobaczył ducha.

Na szczęście nic go nie gniotło, a uczucie było wyłącznie uczuciem, niczym więcej. Nie zmieniało to faktu, że nie wiedział, gdzie się znalazł, ani jak. Widział tylko niebo - szare i mroczne oraz ciemne chmury. Zapowiadało się na deszcz, a on leżał na ziemi, z niewiadomego powodu, , a głowa pękała mu z przeszywającego, potwornego bólu. Wciąż nasuwały mu się pewne pytania. Dlaczego? Co się stało? Za dużo wypiłem? Gdzie ja, do cholery, jestem?

Jako że nie potrafił poruszyć żadną z kończyn postanowił poświęcić kilka chwil na przypomnienie sobie tego, co się wydarzyło. W końcu nie miał nic ciekawszego do roboty, a w taki sposób mógłby chociażby na moment zapomnieć o tym okropnym bólu.

Zagłębił się w swych myślach, zamknął, włączył umysł. Tyle wystarczyło.

***

- Karczmarzu! - wrzasnął Horn wylegując się przy szynkwasie, niczym hrabia. Inni klienci gospody zastanawiali się, czy ów mężczyzna nie jest przypadkiem już tak pijany, że nie zdaje sobie sprawy ze swej społecznej pozycji. - Podaj mi no jeszcze jedno piwo, jeśli łaska!

Pucołowaty grubas o tłustych policzkach i okrągłej, potulnej twarzy pokręcił głową. Zapewne miało to wyglądać stanowczo i surowo, lecz nie wyszło za dobrze. Karczmarz najwidoczniej zorientował się, iż jego reakcja była śmieszna, toteż, odchrząknąwszy, powiedział:

- Nie ma piwa dla ciebie, panie.

Horn rzucił mu groźne spojrzenie spode łba i wystawił przed siebie rękę, by po ułamku sekundy ją opuścić, znowu unieść i wysunąć wskazujący palec.

- Nie pogrywaj ze mną! - warknął. - Dawaj no, bo mnie suszy!

- Nie - zaoponował karczmarz, którego głos stał się szorstki, pomimo lekko piskliwego tonu. - Nie ma mowy.

- A to niby dlaczego? - żachnął się Horn i czknął niespodziewanie, zaskakując nawet samego siebie. - Ech, zaraza...

- Wypiłeś stanowczo za dużo, panie. Niech pan uda się na górę i prześpi. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.

- Nie chce mi się spać, jeno pić! - ryknął i pogroził mu pięścią. - Jeden kufel, karczmarzu, jeden kufel i po sprawie. A jak nie - zamachnął się pięścią tnąc powietrze - to osobiście się z tobą porachuję.

- Przykro mi, lecz nie zmienię swej decyzji. Niech pan pójdzie na piętro po dobroci, do swej izdebki, albo wyprowadzą pana moi ochroniarze. Siłą - dodał, jakby nie było to oczywiste.

Horna chyba olśniło, gdyż uśmiechnął się przymilnie i odsunął od siebie opróżnioną szklanicę.

- W takim razie nie zamierzam się wykłócać - rzekł. - Posiedzę sobie trochę w ciszy, porozmawiam z kimś, w końcu zawsze się jakiś temat znajdzie. A co do picia...

- Żadnego picia - zastrzegł gospodarz.

- Żadnego - potwierdził Horn. - Ani kropelki, przysięgam na życie... może być króla?

PustkaМесто, где живут истории. Откройте их для себя