Obejrzała się na drogę, na której nieruchomo leżał ranny. Jego płaszcz rozpiął się, wyzierała spod niego solidna, skórzana kurtka, pas i krótki nóż. Wyglądał na wojownika, poza tym, że był nieprzytomny. Słowik nachyliła się nad nim. Z rozcięcia na głowie obficie płynęła krew. Zdjęła z szyi chustkę, mającą osłaniać jej policzki od wiatru podczas jazdy, ostrożnie oczyściła ranę i przycisnęła do niej materiał. Twarz mężczyzny wykrzywił grymas bólu, gdy tamowała krwawienie, ale po chwili otworzył oczy i drgnął, gdy ujrzał pochyloną nad nim dziewczynę.
— Gdzie mój brat? — wyrzucił z siebie z trudem.
— To był twój brat? Chyba bardziej obchodzi go koń, bo pognał za nim i nawet nie sprawdził, co z tobą. Jak się czujesz?
— Ja? Dobrze! Urwę mu łeb, jak wróci — stęknął, podnosząc powoli głowę.
— Spokojnie. Solidnie oberwałeś, powinien to obejrzeć lekarz. — Słowik pokiwała głową z przyganą, obserwując wysiłki mężczyzny. — Tu obok jest sanatorium, porządnie cię opatrzą.
— Sanatorium? — zapytał, nie rozumiejąc, i znów opadł na śnieg zalegający na drodze.
— Tak, taki ośrodek leczniczy. Na pewno nic ci nie jest? — Słowik przyjrzała mu się uważnie. — Możesz wstać?
Mężczyzna podniósł się z mozołem, zdjął z głowy prowizoryczny opatrunek i oddał zdziwionej dziewczynie.
— Mój brat mnie opatrzy, zna się na tym.
Słowik zauważyła, że choć był młody, oszczędność w słowach i ruchach oraz wyniosły sposób bycia dodawały mu lat. Miał regularne rysy i atletyczną sylwetkę. Gdy cisza się przedłużała, a mężczyzna zaczął się rozglądać po lesie, postanowiła się odezwać.
— Twój brat na pewno zaraz wróci, koń nie mógł odbiec daleko.
— Wątpię, potrafi być bardzo złośliwy — brzmiała odpowiedź.
Słowik wolała nie pytać, czy miał na myśli brata czy konia.
— Mogę poczekać z tobą. Niedaleko jest polana, z której widać drogę, możesz tam odpocząć. Jestem... — zawahała się. — Martha.
— Nie potrzebuję odpoczynku — odparł dumnie mężczyzna. Po chwili jednak jakby się zreflektował i dodał grzecznie: — nazywam się Onur z... — też się zawahał, po czym niepewnie dodał: — ...niedaleka.
Słowik spięła się na tę wymijającą odpowiedź, która wzbudziła w niej nieufność i zaczęła oceniać swoje szanse, gdyby mężczyzna jednak ją zaatakował.
— A to „niedaleko" to gdzieś w okolicy? — odezwała się, gdy Onur odwrócił się, by otrzepać płaszcz z smug śniegu i piasku.
— Yy... Tak... Może jednak chodźmy usiąść na tej polanie — powiedział niepewnie, udając, że nie usłyszał pytania.
Krótką przestrzeń przebyli w milczeniu. Słowik żałowała, że nie miała broni, ale gdy się zastanowiła, poczuła, że nieznajomy nie wywołuje u niej uczucia zagrożenia.
Mężczyzna z gracją usiadł na zwalonym pniu. Gdy chciała do niego dołączyć, poderwał się i podał jej rękę, by mogła się na nim wesprzeć. Spojrzała na niego zdziwiona. Nie była przyzwyczajona do takiej kurtuazji. Onur poczekał, aż usiądzie i chwiejąc się lekko z powodu odbytego urazu i nagłego ruchu, ciężko opadł obok niej. Uśmiechnął się z zakłopotaniem i spytał:
YOU ARE READING
Wojna Trzech Ras
FantasyŚwiat, jaki wszyscy znamy, przestał istnieć za sprawą rasy, która dotąd żyła w ukryciu. W trwającej od lat wojnie nastał pat i ani jedna, ani druga strona nie potrafi zdobyć przewagi na froncie. Gdy na scenie pojawia się trzeci gracz, rodzi się szan...
Rozdział 3
Start from the beginning