Podryw na patronusa

167 19 1
                                    

Harry wolnym krokiem przemierzał korytarze Hogwartu. Słońce już zachodziło za horyzont, a powietrze wypełniał zapach nagrzanych murów zamku. Zatrzymał się przy jednym z okien, by w zadumie podziwiać, jak ostatnie promienie rozświetlają błonia i jezioro.

— Harry! Hej, Harry! — usłyszał z oddali. Korytarzem w jego stronę biegł Cedrik Diggory. Gdy w końcu znalazł się przy nim, miał zaróżowione policzki i lekką zadyszkę. — Słuchaj, mam do ciebie sprawę.

— Tak?

— Pomyślałem, że mógłbyś mi pomóc z zaklęciem Patronusa, w końcu znasz je perfekcyjnie.

— Chcesz, żebym pomógł ci w nauce?

— Coś w tym stylu — odpowiedział Puchon, patrząc na niego w dziwny sposób.

— To znaczy? — dopytywał Harry, czując jakiś podstęp.

— Chodzi o to, że mam problem ze szczęśliwym wspomnieniem. Muszę dopiero jakieś stworzyć — tłumaczył starszy chłopak.

— Więc co chcesz, żebym zrobił?

— Cóż, po prostu nie opieraj się za bardzo — oznajmił, a na jego twarzy przez chwilę zagościł bezczelny wyraz. Zanim do Harry'ego mogłoby dotrzeć, co właściwie się dzieje, Cedrik nachylił się i mocno go pocałował. Przygryzał i ssał jego dolną wargę, pieścił jego język swoim, a gdy w końcu zabrakło mu tchu, oderwał się, spojrzał na niego z uśmiechem i powiedział:

— Dzięki, Harry, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

Harry nie odpowiedział nic. Patrzył tylko, jak Cedrik wraca do miejsca,z którego przyszedł. Musiał jednak przyznać, oblizując swoje usta, że pomaganieCedrikowi było zdecydowanie opłacalne.    

Podryw na patronusaDär berättelser lever. Upptäck nu