1

409 22 5
                                    

Marynarka wciskała nam się na statek przeszukując wszelkie możliwe miejsca, gdzie mogło by się ukryć choć jedno z nas. Sęk w tym, że na statku byłem tylko ja, w dodatku nie mogłem się ukryć. Ledwo trzymałem w ręce pióro, dzięki któremu mogłem zostawić informację o moim porwaniu, dla reszty załogi. Nie wiedziałem kiedy, nie wiedziałem jak, ale nagle moja kajuta wypełniła się uzbrojonymi marynarzami. Na szczęście w ostatniej chwili odłożyłem pióro i schowałem notatkę do szuflady, gdzie zaglądała tylko Nami. Marynarze założyli mi kajdanki i aresztowani mnie pod zarzutem bycia piratem. Zaczęto mnie prowadzić na ich statek a ja, ani nie miałem siły, ani nawet szansy by im się wyrwać. Wyrzucono mnie brutalnie do celi pokładowej a ja nadal nie mogłem nic zrobić. Zrezygnowany usiadłem pod ścianą mając nadzieję, że jednak nie będzie tak źle.

*Nami*
Wracaliśmy właśnie z miasta. Jak zwykle Sanji wlepiał we mnie swoje maślane spojrzenie a Zoro próbował go wkurzyć. Odwróciłam wzrok, w stronę naszego statku, który było już widać. Przyśpieszyłam trochę kroku mając złe przeczucia. Na horyzoncie było widać oddalający się statek marynarki. Boże... Luffy na pewno znowu coś sobie zrobił... Chociaż... Czy w jego stanie byłoby to możliwe?! Pobiegłam szybko i wskoczyłam na statek. Inni ruszyli za mną zaniepokojeni.
-Coś się stało?-zapytał Zoro, rozglądając się bacznie, próbując znaleźć jakieś niebezpieczeństwo.
-Ty, przestań tak machać tą głową bo nie chcę mi się z tobą jeździć po lekarzach jak złamiesz sobie kark-powiedział Sanji-A poza tym, to jak ty możesz być taki niedomyślny??! Przecież biednej Nami-chan, pokołtuniły się włosy!!!
Westchnęłam przywracając oczami i poszłam w stronę kajuty Luffy'ego.
-Wróciliśmy Luffy!-krzyknęłam otwierając drzwi, nie będąc gotowa na obraz jaki tam zobaczę. Wszystko było poprzewracane a śladu po chłopaku nie było-Luffy?
Nie rozumiałam co się mogło stać, że pokój wyglądał jak po przejściu tornada.
-Co jest?-zapytał Zoro zaglądając do pomieszczenia-O cholera... Co tu się stało??!
-Zoro... Wyjdź na chwilę.
-C-co? Nie wyganiaj mnie stąd!
- Nie wyganiam tylko proszę...
- Nie ma szans!
-WYŁAŹ STĄD BO CIĘ TRZEPNĘ!
-No dobra, dobra, nie wkurzaj się tak...
Gdy Zoro zamknął drzwi, ja podeszłam do biurka Luffy'ego. Chyba nie było go na statku... Otworzyłam jedną z szuflad, z której natychmiast wyleciała jakaś kartka. Podniosłam ją trzęsącymi się rękami i zaczęłam czytać zostawioną wiadomość.

*Zoro*
-LUFFY!!!!!!-Usłyszałem zrozpaczony krzyk Nami. Nie miałem pojęcia o co chodziło ale od razu pobiegłem w stronę, od której rozchodził się głos. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem na podłodze zapłakaną dziewczynę. Natychmiast podszedłem do rudowłosej i ukucnąłem przy niej, kładąc moją dłoń na jej ramieniu.
-Co się stało Nami?-zapytałem spokojnie.
-Luf-ffy'ego zaareszt-towała m-mar-rynarka. Był w t-tak z-złym s-stanie, że nie m-miał jak się o-obronić-wyjąkała cicho. Moje oczy rozszerzyły się praktycznie do granic możliwości.
-Luffy...-wyszeptałem przerażony-Spokojnie, przeprowadzimy akcję ratunkową. Przecież, jak my sobie nie poradzimy, to nikt inny nie da rady-powiedziałem podnosząc się.
To zdecydowanie jest filozofia Luffy'ego. To do mnie nie podobne... Chyba już zbyt długo nie widziałem jego uroczej buźki... Kurde. Ja się chyba zakochałem...
-Te! Czerwony glonojadzie!-wrzasnął Sanji.
-Czerwony?
-No całą twarz masz czerwoną... Oo nie! Nie oddam ci mojej Nami-chan! Nawet nie mów, że o niej myślałeś!
-Nie... Weź się Sanji... Nami to moja bliska przyjaciółka a ja... No cóż... Dobra, nie ważne...-powiedziałem i poszedłem w stronę dziobu łodzi.

*Luffy*
Nastał kolejny dzień. Ja od samego świtu siedziałem zmęczony przy ścianie. Mimo wszelkich stereotypów na mój temat, byłem rannym ptaszkiem. Nagle drzwi do mojej celi zostały otworzone. Marynarze narzucili na mnie tę sieć, która niweluje działanie Szatańskiego Owoce, oraz zawiązali oczy. Szedłem tak kompletnie bezbronny do jednej ze stacji marynarki. Czułem się żałośnie, mogąc się ledwo poruszać. Nagle się zatrzymaliśmy, a ja zostałem brutalnie wrzucony do kolejnej celi. Tym razem na dłużej. Usiadłem opierając się o ścianę i dotykając opuszkami palców moją rozciętą wargę. Przymknąłem oczy czując, że właśnie w tym momencie zakończyłem swoją zabawę w pirata. Nagle usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Otworzyłem powoli powieki spoglądając z niepokojem na mężczyznę. Nie miałem pojęcia co mi może zrobić.
-Witam na pokładzie Słomiany! Mam nadzieję, że ci się tu spodoba-powiedział sarkastycznie-Dobrze... koniec tych formalności... Teoretycznie jest to zakazane, ale jako że wiemy kim jest twój ojciec i mamy wtyki w rządzie, to nic nam nie mają prawa zrobić-mruczał do siebie wyjmując bat. Otworzyłem szeroko oczy gdy zostałem zakuty w kajdanki. Moje ręce były rozłożone ale nogi miałem wolne. Nie na długo, bo również na nie zostało mi nałożone żelazo.
-Zabawimy się troszkę!-powiedział i uderzył mnie pięścią w brzuch. Ja nie miałem siły uronić choć jednej łzy, więc jedynie jęknąłem.

/Time skip\
Po około godzinie tortur, w końcu ten przeklęty człowiek mnie zostawił. W wielu miejscach miałem głębokie rany po bacie i nożach w skutek czego, mocno krwawiłem. W głowie wciąż miałem te kilka słów, które powiedział tamten mężczyzna.

Dobrze ci tak Słomiany? To okropne, że nie będziesz mógł umrzeć jak Gold Roger... Zapadniesz w wieczny sen z wykrwawienia, tutaj w tej celi!

Nie wiedziałem, że bycie piratem jest aż tak brutalne. Nie wiedziałem... Teoretycznie Shanks mi to mówił, ale nie brałem tego na poważnie. Właśnie... Shanks... Co on by zrobił w takiej sytuacji? Pewnie po prostu liczył na swoją załogę. Ja nie wiem czy wytrzymam tyle. Mam w końcu do cholery tylko 16 lat!
Po kilku godzinach takich rozmyślań zasnąłem. Ale nie miałem pojęcia co mnie czeka następnego dnia.

Obudził mnie ogromny ból w nodze natychmiast się obudziłem i spostrzegłem, że ten facet znowu tu przylazł. Potem nie miałem kontroli nad tym co się działo. Wiedziałem jedynie, że moja ręka była dwa razy postrzelona. A druga złamana.

Tak minął mi tydzień. Coraz częściej spałem budząc się tylko na czas tortur. Już czułem, że długo nie pociągnę. Siedziałem właśnie pod ścianą, będąc na skraju świadomości, gdy usłyszałem okropny hałas. Zacząłem szybko mrugać, próbując tym wypędzić czarne plamki, które miałem przed oczami. Ostatecznie, do żywych przewrócił mnie dźwięk, który równoznaczył z otwarciem drzwi do celi. Zamknąłem szybko powieki, będąc przygotowanym na strzał. On jednak nie nastąpił. Nagle poczułem jak ktoś dotyka mojej twarzy. Otworzyłem szeroko oczy na ten gest. Jakie też było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem już dobrze mi znaną twarz, lecz teraz o wiele bardziej zmęczoną.
-Z-Zoro...-wyszeptałem a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Zaraz po tym straciłem przytomność.

Więzień marynarki <Zolu>Where stories live. Discover now