On wychodzi za mąż.

Kurwa.

Louis czuje jak robi mu się sucho w ustach, supeł tworzy mu się w żołądku. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Kurwa!

Nie może tego zrobić. On nie wierzy w małżeństwo! Ślub to tylko kłamstwo i jeszcze więcej kłamstw, nigdy się nie kończą, przynosi jedynie ból, złamane serce i nieszczęście. Są po prostu szaradą, kpiną, oszustwem.

Nie może tego zrobić.

Harry podchodzi do niego wciąż się uśmiechając.

- Hej, Lou - mamrocze, delikatnie, ale Louis wciąż jest cicho. Czuje jakby jego język ważył tonę. Próbuje przełknąć. Polega.

- Drodzy bracia i siostry zebraliśmy się tutaj, aby być świadkami miłości pomiędzy tymi dwoma mężczyznami i aby pozwolić im na zawarcie sakramentu małżeństwa - zaczyna ksiądz, jego głos jest gładki i czysty.

I skąd on się wziął? Oczy Louisa poszerzają się. Jest przekonany, że kilka sekund temu obok ołtarza nie było nikogo oprócz jego i Nialla.

Louis patrzy na tłum, całkowicie sparaliżowany. Zerka na wszystkich ludzi siedzących w ławkach. Jego matka i Lottie płaczą, tak samo jak mama Harry'ego. Nawet Fizzy zazwyczaj spokojna, wygląda jakby była pod wpływem emocji. Gemma, siostra Harry'ego subtelnie próbuje poprawić swój makijaż.

To nie może się dziać, to nie może się dziać, to nie może się dziać, to nie może się dziać, to nie może się dziać!

Naprawdę, to nie może się dziać. Po prostu nie może.

- Louis?

Louis wyrywa się z pociągu myśli tylko po to, by zdać sobie sprawę z tego, że wszyscy na niego patrzą. Harry wygląda na lekko zatroskanego.

- Co? - Szepcze.

Ksiądz posyła mu nieprzychylne spojrzenie. - Pytałem - mówi. - Czy ty, Louisie Williamie Tomlinsonie bierzesz sobie Harry'ego Edwarda Stylesa za męża?

Ksiądz robi pauzę, patrzy na niego, a następnie kontynuuje. - Czy obiecujesz go kochać, na dobre i na złe, w dostatku i w bierze, w zdrowiu i w chorobie i porzucając wszystko inne będziesz mu wierny, póki śmierć was nie rozłączy?

Louis przygryza swoją dolną wargę. - Ja... - zaczyna. Może poczuć malutkie kropelki potu na swoim czole. Harry patrzy na niego, jego oczy są szerokie i poważne. Wygląda pięknie.

Louis nie może go poślubić.

- Młody człowieku, nie mam całego dnia i nie mogę przejść dalej, jeśli nie powiesz najpierw 'tak' - pospiesza go ksiądz. - Bierzesz go?

- Bierzesz, Lou? Bierzesz? - Głos Harry'ego jest cichy, na granicy załamania. - Bierzesz?

Kiedy Louis się budzi jest całkowicie spocony, w porządku, pościel obrzydliwie jest zaplątana pomiędzy jego nogami. I czuje coś w swoim żołądku. Trzepotanie.

Co do kurwy.

Decyduje się to zignorować. Jego oczy lądują na plastikowym naszyjniku leżącym na stoliku nocnym, mała, brzydka rzecz z czarnym sznurkiem, ale i tak się uśmiecha, tak jak za każdym razem, gdy to widzi. Harry dał mu go lata temu, kiedy wciąż mieszkali w Donny i od tego czasu jest to w pewnym sensie amulet Louisa.

To była zimna i szara listopadowa noc, a Louis wyślizgnął się z domu po tym jak był świadkiem kłótni między jego mamą a Danem. Louis wiedział, że nie będą ze sobą długo, tak jak było to z poprzednimi małżeństwami. 'Najwidoczniej z małżeństwami zawsze tak jest'. Mając dość krzyków i walk wyszedł ze swojego domu i poszedł do Harry'ego. Było późno, więc młodszy chłopak był już w łóżku. Louis uniósł kołdrę i skulił się obok niego. Harry pozwolił mu ułożyć się blisko, a trzymał go jeszcze bliżej. Harry był jedynym, który wiedział co się dzieje i zawsze upewniał się, że Louis wie, iż jest tutaj dla niego, bez względu na wszystko. Louis płakał, nie zważając na to jak wygląda, a Harry szeptał słodkie słówka do jego ucha nieskończoną ilość razy, masował jego ramiona i plecy, próbując go uspokoić. Wtedy Harry założył mu naszyjnik. - To będzie twój amulet, więc możesz go złapać, kiedy tylko zrobi się paskudnie i możesz pomyśleć o mnie. Zawsze zostanę przy tobie, Lou. Obiecuję - wymamrotał, a Louis mu uwierzył. Nauczył się nigdy nie wierzyć w wieczność, ale wierzył Harry'emu. I trzymał się tego H-amuletu jak i Harry'ego przez te wszystkie lata.

Never Let Me Go (tłumaczenie pl)Where stories live. Discover now