- Dziękuję - odpowiedziałam sucho, jednak uśmiech ulgi odmalował się na moich popękanych ustach. Pamiątce wczorajszego wieczoru, gdzie tylko chłodny wiatr zostawił po sobie znak na moich samotnych wargach.
Odwróciłam się na pięcie i chwyciłam za klamkę, a tylko kilka sekund i trzy kroki dzieliły mnie od upragnionej wolności.

- Hayley - usłyszałam swoje imię za plecami, kompletnie się tego nie spodziewając. Ze stopą zawieszoną w powietrzu nad progiem, zerknęłam w stronę swojej nowej przełożonej. - Romantyczni buntownicy są już niemodni, więc jeśli chcesz się tu utrzymać dłużej niż tydzień, radzę ci schować twoje dobre serduszko w kieszeń, a kręgosłup moralny do walizki w szafie. Kilka tygodni pod moim okiem i będą z ciebie ludzie - zapewniła prawie matczynym tonem, a ja pokiwałam głową jak robot, milczeniem pieczętując jedynie słowa, z którymi niechętnie się zgadzałam. Skrupuły powinny zostać zamiast mnie w ciepłym łóżku i najlepiej ulotnić się z niego przed moim powrotem. Z ostatnim zdaniem szumiącym w głowie jak natrętne stado szerszeni wyszłam na sterylny korytarz, czując jak absurd uderza we mnie ze wszystkich stron. Wszystko wyglądało tak sztucznie, że miałam wrażenie, że to tylko pułapka z kartonu, której ściany za moment złożą się posłusznie, kiedy tylko mocniej dmuchnę.

Podmuch świeżego powietrza omiótł moją twarz, dając jej przyjemne wytchnienie, kiedy tylko znalazłam się znowu na szarym, zatłoczonym chodniku. Wspięłam się na palce, wypatrując znajomej, niezbyt postawnej sylwetki Zacka, który obiecał czekać na mnie pod tym siedliskiem wszelakiej niemoralności. Zobaczyłam go dopiero po chwili jak zwykle z telefonem przyklejonym do ucha, kiedy żywo gestykulował, jednocześnie nie tracąc spokoju z przystojnej twarzy. Kilkudniowy zarost idealnie podkreślał zarys jego szczęki i subtelnie okalał wydatne usta, dodając im wrażenia aksamitnej miękkości.
Zastanawiałam się czasami czy inni ludzie widzą go w taki sam sposób jak ja.
Czy to tylko moja bujna wyobraźnia kierowana emocjonalnymi impulsami kreowała go w sposób zbyt idealny, wręcz niesplamiony, skazując na udręczenie moje oczy, które karmione tym widokiem musiały powstrzymywać resztę pobudzonego ciała. Strofując się w myślach, starałam się nadać swojej twarzy nieco bardziej inteligentny wygląd i podeszłam do niego wolnym krokiem. Widząc, że się zbliżam, z niecierpliwością zakończył prowadzoną rozmowę i od razu skupił na mnie swój zatroskany wzrok.

- Zaczynam od jutra - westchnęłam, co zabrzmiało bardziej jak wyrok, niż powód do świętowania. - Oficjalny pogrzeb mojego sumienia w ten weekend - zażartowałam, mijając go powoli i ruszając wzdłuż alejki prowadzącej do wyjścia z terenu firmy.

- Jestem zaproszony? - Błysk śnieżnobiałych zębów wywołał mimowolny uśmiech na mojej twarzy i nie potrafiłam go zmazać żadną siłą.
Nikt nie potrafił.

- Nie, ale wypadałoby mieć pamiątkę więc możesz robić zdjęcia - odparłam zaczepnie, wsuwając nieśmiało dłoń pod jego łokieć. Poczułam jak ciepłe palce oplatają niespodziewanie mój nadgarstek, a serce zabiło mi mocniej.
Jego dotyk był jak zupełnie coś nowego, wyjątkowego i niedozwolonego.
Przekroczenie niepisanej granicy, która powstała bez konsultacji z żadnym z nas jakiś absurdalny czas temu. Speszony uśmiech przebiegł po moich ustach, kiedy uchwyciłam na moment jego spojrzenie, ale wystarczająco szybko udało mi się zamaskować go kaskadą włosów, które za sprawą wiatru zasłoniły pół mojej bladej twarzy. Może zabrzmi to głupio, ale czułam jakby świat zwolnił również nie mogąc nacieszyć się naszym widokiem. Zwyczajna para ludzi, identyczna jak tłumy płynące po morzu z betonu tuż za rogiem, a jednak było w nas coś niezaprzeczalnie wyjątkowego.
Choćby to, jak dobrze i swobodnie się przy nim czułam, muskając czubkami palców kostki na jego knykciach.
To jak głęboko mogłam oddychać, czując zapach jego perfum, mieszających się z moimi.
I to jak moje ramię pasowało do jego ramienia, kiedy ocierając się o siebie nawzajem podtrzymywały nas splecionych razem, idących wzdłuż ruchliwej ulicy.
Czując przyjemne dreszcze wzdłuż całego kręgosłupa, szłam tak wolno, jak nigdy, chcąc przedłużyć naturalnie tę chwilę do granic jej najśmielszych możliwości.

Ostatni flesz [ W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now