Jestem rozczarowaniem?

6 0 0
                                    


Cześć. Nazywam się Dominik i chyba odechciało mi się żyć. Mocne, co? Ostatnio znalazłem ukochaną osobę, która trzyma mnie w całości. Zapytasz pewnie: "Jak to możliwe, że Ci się nie chce żyć i ktoś Cię tu trzyma?". Cóż, sam nie wiem. Wiem tylko, że tego nie zrobię. I nie dlatego, że jestem tchórzem. Po prostu nie jestem egoistą.

Ale jak to się wszystko zaczęło?

Żeby przybliżyć moją pozycję muszę powiedzieć, że jak byłem mały to byłem bardzo kochany. W sensie nie przez wszystkich oczywiście. Głównie przez dziadków. Pochodzę z tej rodziny, która mieszkała z dziadkami. Ale nie tak, że w jednym mieszkaniu. Mieszkaliśmy w jednym domu - oni na parterze, a moi rodzice i ja z siostrą na pierwszym piętrze. To był chyba jedyny okres w życiu kiedy czułem się kochany. Wiem, że ludzie mają większe problemy. Nie mówię, że mam najgorzej. Pewnie niektórzy nawet części tego dobrego co mnie spotkało nie zaznali - współczuję im z całego serca.

Jednak moi rodzice musieli się w pewnym momencie rozwieść. Za winą mojego taty głównie, ale to wszystko wynikało z charakteru obojga. Cóż, no hard feelings. Przez pierwsze trzy lata było znośnie - po prostu nie ogarniałem tego, co się dzieje.

Koszmar zaczął się po przeprowadzce do Krakowa. Teraz zacznę opowiadać coś, przez co nienawidzę tego miasta.

Moja mama przez lata robiła wszystko, żebym z siostrą miał dach nad głową - nigdy jej tego nie odmówię. Ale ja nie mam domu. Od pierwszego dnia tutaj żyję w ciągłym stresie. Na początku bałem się, że dostanę wpierdol. Myślisz, że 12-15 letni chłopak nie może dostać od swojej matki? Cóż, ja mogłem. Wtedy nie sądziłem jeszcze, że mogę się bronić. Bałem się tego, że coś źle zrobię i zaczną się wrzaski i przepychanki. W międzyczasie moja mama rozstała się ze swoim drugim partnerem. Ale to były nic nie znaczące epizody.

Po roku mieszkania w Krakowie poznała jednego gościa - nazwijmy go Jeden. Jeden był od niej młodszy, nikomu to nie przeszkadzało. Na początku było fajnie i miło. Gorzej zaczęło być po przeprowadzce na sąsiednie osiedle z którego pochodził. Wtedy zaczęły się imprezy, i co tu dużo mówić - patologiczne akcje. Powiesz pewnie co ja wiem o patologicznych akcjach. Ale raz wyjebali nam szybę w mieszkaniu cegłą. Kilka razy moja mama dostała po twarzy. Kilka razy ja od niej dostałem. Ogólnie kłótni i awantur było co nie miara. I jedyne co wtedy potrafiłem robić to odsuwać moją siostrę od tego wszystkiego, żeby nie musiała cierpieć tak jak ja musiałem. Czy coś najbardziej pamiętam? Że moja rodzicielka wytoczyła sprawę w sądzie przeciwko temu facetowi, a potem się z nim zeszła i kazała mi kłamać na policji. Cóż, byłem głupi i posłuchałem.

Potem pojawił się pan numer Dwa. Dwójka najbardziej zjebał mi życie. Fajny z niego gość, momentami. Z nim przeprowadziliśmy się tu, gdzie mieszkam teraz. Początki zawsze są fajne ale dopiero po czasie wychodzi jaka jest prawda. Też był awanturnikiem i, jak każdy partner mojej mamy, alkoholikiem. A, mój ojciec też nim jest. Chociaż teraz się pilnuje. Wracając do tematu - awanturom nie było końca. Jednak tym razem wkroczyłem w dojrzalszy wiek i kiedy awantury zamiast toczyć się między moją rodzicielką, a jej partnerem, toczyły się między nią, a mną, bywało różnie. Potrafiłem się obronić. Nigdy jej nie uderzyłem ale po jakimś czasie przestała próbować się nade mną znęcać fizycznie. Ale to chyba było lepsze, jak tak teraz myślę.

Zaczęło się gnębienie. Nie takie dosłowne, nikt nade mną nie siedział i nie mówił, że jestem beznadziejny i nic nie potrafię. Wręcz przeciwnie, ciągle słyszałem, że jestem taki zdolny i w ogóle. Tylko szkoda, ze częściej musiałem pilnować, żeby w domu był spokój i rozdzielać kłócących się ludzi niż skupić na rozwijaniu własnych zainteresowań. Chociaż moim jedynym światem od pierwszej gimnazjum był internet. Tam nikt się nie kłócił ani mnie nie obrażał. Coś mi się nie podobało to zmieniałem stronę i tyle. Wracając do tematu - najwięcej bólu sprawiała mi ta niepewność czy nie będę musiał stanąć między Drugim, a mamą, żeby jej nie zajebał. Broniłem osoby, która mnie prała za dzieciaka. Nienawidziłem tego ale nie potrafiłem inaczej. I tak mijały lata, znalazłem dziewczynę, która też dowiedziała się o moich problemach. Ale w niczym mi nie pomogła, chyba.

W międzyczasie stała się kluczowa dla mojego życia rzecz - skończyłem 18 lat. (Chcę napomknąć, że przed tym z dwa razy moja rodzicielka kazała mi wypierdalać i wyprowadzić się po skończeniu osiemnastego roku życia) Moja mama namówiła mnie, żebym utworzył firmę, którą będzie prowadził Drugi. Dzięki temu mieliśmy zarobić pieniądze na lepsze życie. Dlaczego się zgodziłem? Bo nigdy nic nie miałem. Chodziłem w używanych ciuchach albo czymś, co dostałem od rodziny w prezencie na gwiazdkę. Jak dostałem konsolę na urodziny to taką, która wyszła osiem lat wcześniej. I to nie tak, że nie byłem wdzięczny. Po prostu odstawałem i czułem się gorszy. Gdy koledzy mieli smartfony to ja w liceum chodziłem z telefonem babci, którego używała dziesięć lat wcześniej. Serio, pamiętam jak miałem 6 czy 7 lat i grałem na nim w Bounce. I w drugiej liceum też w to grałem, bo nie miałem nic innego. Otworzyłem firmę, żeby móc mieć jakieś drobne pieniądze, żeby żyć na jakimś poziomie, minimalnym. Żeby nie chodzić w okularach, których oprawki zlepione były taśmą izolacyjną. Serio, kurwa, tak musiałem chodzić. Jednak zamiast na tym zarobić ja, zarobi na tym państwo. Przez następne kilka lat będę spłacał kilkadziesiąt tysięcy, których nigdy nie widziałem na oczy. Dzięki Drugi, dzięki mamo. Jasne, mogłem się nie zgodzić. Ale uwierzyłem w to, że ona wierzy jemu. Czy to jej wina? Pewnie trochę tak. Czy moja? Oczywiście. Przecież życie nauczyło mnie, że nie można ufać ludziom. Ale chociaż miałem smartfona, którego wzięliśmy na firmę. I w sumie to chyba będzie mój najdroższy smartfon w życiu. Poszedłem na studia - pierwsza praca, pierwsze własne pieniądze. Serio odżyłem. Kupowałem sobie na co miałem ochotę. To znaczy na to, na co było mnie stać. Bo nie zarobiłem więcej niż 900zł. Ale dla mnie to i tak było mega dużo kasy. Wciąż byłem z dziewczyną, jakoś nie rozumiałem sytuacji, w której się znalazłem. Było fajnie, myślałem, że jestem szczęśliwy. No ale nie byłem. Wiesz, jesteś z dziewczyną i kiedy myślisz, że chciałbyś mieć rodzinę to wiesz, że nie z nią, bo nie wytrzymasz. Że zjebiesz sobie życie. No i przez rok żyjesz z takimi myślami aż Cię nie rzuci. W sumie się ucieszyłem.

Po tym jak się rozstaliśmy zaczęło się chyba najśmieszniejsze combo w życiu - zacząłem pić więcej niż wcześniej. Nauczyłem się omijać kaca, więc piłem jeszcze więcej. Bo jak mam kaca to potrafię dwa miesiące nie pić, serio. Potem rzuciłem pracę, bo miałem stypendium socjalne, więc nie musiałem harować za marne grosze. I popadłem w depresję - zostałem sam. Niby nie chciałem z nią być ale i tak lepsze było to, niż marnowanie życia. Przez rok szukałem sensu życia. W międzyczasie oczywiście zaczęło się to, co nieuniknione. Kłótnie w domu. Że nic nie robię, że siedzę ciągle w domu, że nie wychodzę z pokoju. Pretensje o to, że żyje jak żyje. A jak mam, kurwa, żyć jeśli w życiu nie nauczono mnie komukolwiek ufać i zadawać się z ludźmi? A potem zaczęły się pretensje, że ciągle imprezuje. Raz słyszę, żebym bawił się życiem, bo nie będę miał drugiej takiej okazji, a potem, że jestem nieodpowiedzialnym skurwysynem.

Nie lubię wracać do domu. Nienawidzę. Odkąd moja rodzicielka nie jest z Drugim to ja stałem się wszystkiemu winny. Bo ona musi na kimś się wyładowywać. Skoro z nikim nie jest to nagle ja stałem się winowajcą wszelakich problemów. Jestem bałaganiarzem, okej, nienawidzi tego. A ja nienawidzę tego, że moja dziewczyna jak mnie dotyka po żebrach to zamykam oczy i myślę o wszystkim tylko nie o tym, jak bardzo tego nienawidzę. I to jest jej wina, bo ona wzbudziła we mnie taki lęk. Tak, tak to wygląda. Czy jestem dla niej za ostry? Pewnie tak. Ale ostatnio usłyszałem, że los ją pokarał takim bachorem jak ja i moja siostra. Chociaż ją pewnie miała mniej na myśli. I pokłóciliśmy się, ostro się pokłóciliśmy. Powiedziałem, że skoro chce, żebym się wyprowadził to to zrobię ale jak spłaci mój dług na czterdzieści tysięcy złotych. I zapytała mnie czy to jest jej wina. Oczywiście, że powiedziałem, że tak. Byłem wkurwiony, nie powiedział/a byś tak jak ja? I wiesz co? Usłyszałem: 'to ty wszystko podpisywałeś'. No, kurwa, dzięki.

Chyba w pewnym momencie zgubiłem koncepcję. W jakim jestem teraz położeniu? Mam dziewczynę, kocham ją, ale mam też pojebaną paranoję przez moją rodzicielkę, że zaraz wszystko się spierdoli. Bo nigdy nie miałem nic trwałego i całe moje życie to było czekanie na jebany dołek, który zawsze nadchodził. Za każdym razem. Kłótnia co tydzień albo co dwa. Raz na miesiąc lub dwa jakaś większa awantura i napierdalanie się w domu. Mamy troje drzwi w których kiedyś był szyby, a teraz są plastikowe dykty czy chuj wie co. Bo dwie z nich rozjebała moja matka trzaskając drzwiami jak była napierdolona. Ale pojedynczych historii mi się nie chce opowiadać, bo ani to nie ma sensu, ani to nic przyjemnego. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 14, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jestem rozczarowaniem?Where stories live. Discover now