Prolog

11 2 0
                                    


To był zwykły dzień, który zamienił się w koszmar. Było jak w typowym Amerykańskim filmie: pusta szosa prowadząca przez las, delikatny letni deszcz -pierwszy od wielu dni, i zapadający zmrok. Wiadomo, że coś się wydarzy. Wiedziałam to odkąd wyszłam z hali i zrezygnowałam z wypadu na miasto z dziewczynami z drużyny. Jechałam wolniej niż zazwyczaj, ale i tak wychodząc zza zakrętu nie mogłam tego przewidzieć. Głośny huk wypełniający mój umysł, po chwili straszny, rozdzierający całą prawą stronę ciała ból, potem jakieś krzyki. Poczułam zapach benzyny, a nawet lasu, który parował. Nie mogłam się ruszyć, ale nie spanikowałam. Skupiłam się na zapachach i oddalających się dźwiękach. Ktoś próbował mnie wyciągnąć z auta - bezskutecznie. Czułam, że zaraz odpłynę, ale słyszałam głos. Ciepły, kojący. Ten ktoś wręcz błagał, żebym nie zasypiała. A może tylko mi się zdawało? Chwilę później usłyszałam dźwięk syren i nastała ciemność.

Umarłam? W pewnym sensie. Tego byłam pewna jak tego, że to co uderzyło w mój rzekomo "pancerny" samochód było motocyklem, a właściwie tym co z niego zostało.

Ostatnia szansaWhere stories live. Discover now