Rozdział 1

64 9 0
                                    


*Jagoda*

Byłam wycieńczona. Nie robiłam sobie przerw, chyba że robiło mi się ciemno przed oczami. Wtedy odpoczywałam i zaraz ruszałam w dalszą drogę. Prowadząc siebie do nikąd. Nie wiedziałam, gdzie się kieruje. Po prostu szłam przed siebie. Nie jadłam od dawna. Głód dawał się we znaki, ale nie miałam zamiaru wejść do jakiejkolwiek wioski, którą omijałam. Gdybym spotkała jakiegoś wrogiego żołnierza wydałabym na siebie wyrok śmierci. Może gdybym miała broń. Niestety nie posiadałam żadnego przedmiotu, którym mogłabym zrobić krzywdę.

O mało co się nie przewróciłam przez wystający konar. Naprawdę nie chciałam umierać, ale coraz częściej modliłam się o wybaczenie za moje winy. Moje postoje stawały się dłuższe. Siły już kompletnie opadły, a ja próbowałam wykrzesać z nich chociaż odrobinę więcej. Nagle za mną usłyszałam szelest. Znaleźli mnie. Zakończę swój żywot w miejscu, gdzie nigdy nie zostanę odnaleziona.

- Ręce do góry! I na kolana! – krzyknął jakiś mężczyzna. Polak.

Wykonałam rozkaz. Nie miałam zamiaru robić czegoś niebezpiecznego. Przede mną stanął niewiele starszy ode mnie chłopak. Miał około dwudziestki. Broń trzymał pewnie. Z pewnością nie raz już zabił.

- Ktoś ty? – spytał.

- Nie mam imienia – odpowiedziałam – Ani nazwiska.

- Dobrze mówisz po polsku. Jednak nie jesteś taka ładna, jak Polki – stwierdził.

Mimo wszystko parsknęłam śmiechem.

- Mogę wam zaufać? – spytałam.

- Nie mamy pewności czy nie pracujesz z wrogiem – odparł.

- Wierz mi, że nie. Chętnie rozstrzelałabym każdego na kawałki - wycedziłam.

- A co ci takiego zrobili, że chcesz ich rozstrzelać? – kucnął przede mną.

Zastanawiałam się czy powiedzieć prawdę. Musiałam się zdecydować. Jednak dobrze z oczu patrzyło temu chłopakowi.

- Mój ojciec został zabity przez pewnego Niemca. Matka rozstrzelana, a brat gdzieś walczy. Ja o mało nie zostałam wywieziona do obozu pracy – powiedziałam.

- Jak taka kruszynka, jak ty uciekła? – nie dowierzał moim słowom – Powiedzmy, że ci wierzę.

- Pomóżcie mi – poprosiłam.

- Niestety, panienko. Nie zajmujemy się takimi sprawami – wstał z kucek.

- Proszę was. Szybko się uczę. Mogę wam gotować. Opatrywać rany. Cokolwiek. Moglibyście mnie nauczyć korzystać z broni. Przydałabym się wam.

Odszedł kawałek dalej porozmawiać ze swoim oddziałem, który nie był jakiś wielki. Około dziesięciu osób. Byli młodzi. Przyglądałam się im. Co i raz któryś z nich skierował na mnie swój wzrok. W końcu się rozeszli.

- Młoda damo, masz ogromne szczęście – uśmiechnął się ich przywódca – Witamy w naszych progach.

- Macie jedzenie? – spytałam.

- Wilk, masz cos? – zwrócił się do wyższego od siebie chłopaka.

Chwilę później pod moje nogi został rzucony chleb. Spojrzałam pogardliwie na tego całego Wilka. Przyjęłam jedzenie. Chleb był trochę czerstwy, ale jadłam go ze smakiem.

- Jesteś ranna? – spytał głównodowodzący.

- Nie. Jedynie zmęczona – odpowiedziałam.

- W razie czego mów do mnie Śpiewak – puścił mi oczko.

- Ruszajmy. Powinniśmy już dawno wrócić - powiedział ten co wczesnej rzucił mi pod nogi chleb.

- Tak, ruszajmy – w końcu wstałam w klęczek.

Kuśtykałam, próbując dostosować się do ich tempa.

- Jak masz na imię? – spytał Śpiewak.

- Kiedy powiem swoje imię, ty wyjawisz mi swoje?

- Niestety, ale nie.

- W takim razie ja również nie powiem swojego. Możecie mówić mi Jagoda.

- Nawet do ciebie pasuje. Masz czarne włosy – zauważył.

Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Cały czas czułam, jak któryś z nich mnie obserwuje. Gdybym chciałam im cos zrobić to bym zadziałała już dawno. Dotarliśmy na miejsce. Nie spodziewałam się takiego widoku. Wszyscy stali w szeregu na baczność.

- Chłopcy, poznajcie Jagodę. Będzie nam gotować i nas opatrywać. Chciała też nauczyć się walczyć.

Cała ta zgraja wybuchła śmiechem. Spaliłam buraka.

- Będę walczyć. Jeszcze się o tym przekonacie!

- Zadziorna – ponownie się zaśmiali – Traktujcie ją dobrze. Jest na razie jedyną naszą pociechą na złe dni. Zaprowadźcie ją do jeziora, żeby się umyła i znajdźcie w miarę czyste ubrania.

- Tak jest! – zasalutowali.

- Miło było panią poznać, ale obowiązki wzywają – Śpiewak się ukłonił.

Chwilę później zostałam zaprowadzona do jeziorka. Byłam pewna, że ten który mnie pilnował spoglądałam w moją stronę, choć nie powinien. Ubrania leżały na brzegu. Dali mi odrobinę za duże ubrania wojskowe. Od teraz z pewnością będę się częściej denerwować.

-----------------------------------

Pierwszy rozdział był pisany przez Lottię. Mam nadzieję, że podołałam zadaniu i podoba wam się rozdział :) Starałam się, aby był w porządku. Dziękuje za przeczytanie!

Ruiny NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz