Wszystko jedno

36 4 0
                                    

Cześć, mam na imię Jessica. Jestem 27 letnia mieszkanką New Yorku. Niby skończyłam Prawo, ale i tak pracuje na kasie w sklepie spożywczym. Wracam do domu, pije, palę idę do klubu szukać jakiegoś napalonego faceta. Pieprze się z nim i wracam do mojego mieszkania. To mój styl życia. 

Mam czarne włosy, które są bez życia. Niebieskie oczy, które jedynie mi się podobają. Chuda bez jakichkolwiek kształtów. Małe piersi. 

Pewnie zapytacie gdzie moja mama? Tata? Nie miałam tego szczęścia wychować się w rodzinie. Pochodzę z domu dziecka. Kiedy z niego wyszłam zaczęłam się uczyć zdobyłam stypendium na uniwersytet i zdałam z wyróżnieniem. Ale później nie miałam co robić, nie znalazłam chłopaka narzeczonego. Zaczęłam sięgać po alkohol, papierosy. W końcu musiałam zacząć zarabiać więc poszłam do spożywczaka i zostałam pracę. 

Teraz stoję przed lustrem i patrzę na siebie. Brzydząc się sobą.

 Do pracy idę na 14 a więc mam jeszcze trochę czasu. Idę na balkon i odpalam papierosa. Zimne powietrze otacza moją skórę delikatnie mnie gładzi. Dzisiejszy plan na dzień jest trochę inny, mam zamiar iść na spotkanie z moją znajomą ze sklepu Normą. Namawiała mnie bardzo długo. W końcu się zgodziłam. Nie mogę przecież zniszczyć mojego życia jeszcze bardziej niż jest.

Kiedy zgasiłam już papierosa skierowałam się do mojej małej kuchni. Była strasznie zniszczona. Co druga szafka była wyrwana. Blat wytarty. Nie działający piekarnik. 

Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej jogurt naturalny. To było całe moje śniadanie. Nie zarabiam za wiele, a większość moich pieniędzy przeznaczam na papierosy i alkohol. 

Zjadłam swój jogurcik i skierowałam się do szafy. Wyciągałam z niej czarne leginsy i biały sweterek, który ze starości jest bardzo naciągnięty. Ale cóż. Nie lubię się stroić. Nie rozumiem kobiet, które wydaja miliony na swoje ubrania. Ja mam inne potrzeby, alkohol, największe dobro człowieka. 

Spojrzałam na zegarek swojego telefonu z klawiaturą i było koło 13. A więc postanowiłam już iść. Wzięłam torebkę i płaszcz. Na stopy założyłam czarne trampki i wyszłam z domu. 

Wyciągnęłam papierosa i zapaliłam go. Do pracy miałam 30 minut drogi. Był to idealny dystans. Kocham chodzić ulicami New Yorku. Zawsze obserwuje śpieszących się ludzi i śmieje się z nich. Patrzą na mnie z wyszyciom. Myślą że są lepsi, bo więcej zarabiają. Jak ja lubię się z nich śmiać.

***

W pracy nie działo się nic ciekawego. To sama co zwykle. Wkurzający klijęci, szefowa.

Teraz idę w raz z Normą na spotkanie. Słucham jej opowieść o jej kochanym synku. Zazdroszczę jej tego. Zawsze chciałam mieć dzieci, ale teraz nie ma na to nadziei.  Bo kto by mnie chciał? Smutna kobieta beż perspektyw na przyszłość.  No może prócz jednej, znalezienie pracy w swoim zawodzie.

-Hej!- otrząsnęłam się dopiero w tedy kiedy Norma pomachała ręką przed moimi oczami.- słuchasz nie wo gulę?

-Nie- byłam szczera.-Przepraszam zamyśliłam się.

-Wybaczam- uśmiechnęła się.

Po chwili znaleźliśmy się pod kawiarnią. Weszłyśmy do środka. Zajęłam miejsce a Norma poszła zamówić Kawę.

Rozglądałam się po sali. Było bardzo przytulne. Brązowe ściany i biała podłoga dodawały wyobrażenie kawy. Na ścianach mnóstwo zdjęć kawy. Stoliki były Jasno brązowe a koło nich wielki białe fotele. Był tak wygodne że mogłam tu spać!

-Proszę- podała mi kawę  i zajęła  miejsce na przeciwko mnie.-masz jakieś plany na weekend?

-Nic konkretnego.- szkoda..-czemu pytasz?

-Chciała bym...- i tu się zatrzymała bo zadzwonił jej telefon-przepraszam to opiekunka muszę odebrać.- wysłała mi przepraszające spojrzenie i odeszła od stolika.


***

Po 10 minutach kobieta kierowała się w moją stronę.

-Przepraszam Cię bardzo, ale opiekunka musi iść do domu już.- uśmiechnęłam się do niej. W sumie to  nawet się ucieszyłam.-Do zobaczenia w pracy.- uśmiechnęła się i wyszła. Nie pozwoliła mi nawet powiedzieć głupiego cześć. Po prostu wyszła. 

Siedzę i piję kawę, śmiejąc się z ludzi za oknem. Biegają spieszą się. Ja nawet nie mam gdzie. Do pustego mieszkania? Do mojego ukochanego Balantajsa? Tylko on mnie kocha. Tylko jemu mogę wyżalić się, a on mi w jakimś stopniu pomoże. 

Wiem że nic z siedzenia i patrzenia w okno ale co mogę zrobić? Na razie nic. Moje życie jest do bani. Nadal czekam na coś dobrego w moim życiu.

Odwracam głowę w bok i zobaczyłam że ktoś się mi natarczywie przygląda. To nie byle kto... Ma ciemne roztrzepane włosy, brązowe  oczy. Idealne rysy twarzy podkreśla dwu dniowy zarost. 

Podchodzi do mnie ze swoją kawą. Patrzę na niego jak oniemiała. Podchodzi do mnie? 

Odwracam się do tyłu by sprawdzić czy nie idzie do kogoś innego, ale nie idzie do mnie.

-Witaj- powiedział władczym tonem, ma taki piękny głos.- Jak masz na imię?- uśmiechnął się. Aż mój brzuch zrobił parę fikołków.

-Wszystko jedno- prychnął pod nosem, i zajął miejsce na przeciwko mnie.-Zajęte.-powiedziałam szybko. 

-Już tak- znowu ten uśmiech. Moje podbrzusze aż szaleje od tych fikołków.- A więc Wszystko jedno, powiedz mi coś.

-Nie.- powiedziałam szybko. 

Kim on jest żeby mi rozkazywać? Nie dam się tak traktować. Co on sobie myśli! Nie dość że siada nie proszony, to jeszcze się rządzi..

-Dlaczego?

-Bo Cię  nie znam? Bo Cię nie lubię?

- Mam na imię Alex.- powiedział a ja prychnęłam pod nosem.

- I teraz mam Ci coś powiedzieć?- uśmiechnął się a mnie aż skręcało. Cholerne motylki.

-Mogła byś.

-Raczej nie- wziąłem swoją torebkę i chciałam wyjść, ale ręka która zatrzymała mnie mi to uniemożliwiła. 

-Tu masz mój numer- wsunął mi wizytówkę do kieszeni.- zadzwoń.- przybliżył się do mojego ucha i przygryzł płatek. Ma taki piękny zapach...


Nie umiemWhere stories live. Discover now