VII Przed oczyma miał Heather

Začít od začátku
                                    

Niewiele myśląc, przyskoczył do jednego z szerokich bali podtrzymujących strop i zajął miejsce za nim. Tak ukryty, mógł nadal obserwować, co działo się w centrum pomieszczenia, nie zdradzając zarazem swojej obecności. Gdyby zastanowił się choć chwilę, pewnie uznałby swoje zachowanie za niezbyt dojrzałe – niestety, w tym momencie miał na głowie zupełnie inne zmartwienia.

Oto ponownie znajdował się w domu, który kilka godzin wcześniej z taką ulgą opuszczał. I chociaż jak mógł unikał analizowania wydarzeń ubiegłej nocy, nie mógł nie odczuwać wyrzutów sumienia na wspomnienie swego ówczesnego zachowania. Jednocześnie miał poczucie, że niezależnie od wszystkiego i tak przyjdzie mu powiedzieć coś wybitnie niestosownego – mógłby ułożyć całą przemowę i wciąż niewiele byłoby z tego pożytku. Westchnął.

W nocy powiedział, że do rozmowy wrócą, gdy wszyscy będą spokojniejsi.

On natomiast czuł się równie mocno wytrącony z równowagi, co i wtedy.

- Proszę, proszę, któż to nas odwiedził? - ostry głos Szpadki rozbrzmiał tuż za nim, sprawiając, że omal nie podskoczył; natychmiast przyłożył palec do ust, nakazując jej milczenie.

- Nie krzycz tak – wycedził przez zęby – Po co ten hałas?

- Po to samo, co twoje stanie tutaj – odparowała wojowniczka – Czy ty się chowasz?

- Co? Nie, pewnie, że nie – stanowczo zaprzeczył chłopak, oburzony samym tylko podejrzeniem – Tylko nie chciałem wchodzić tu tak... Ej, co jest? Tak cię to bawi?

- Ależ skąd.

Złośliwy uśmieszek wykwitły przed chwilą na twarzy jego rozmówczyni mówił jednak coś dokładnie przeciwnego; rozszerzył się, gdy Czkawka, zdenerwowany, ponownie przewrócił oczyma.

- Dobra, słuchaj – zaczął, próbując przywołać ją do rzeczywistości, chcąc jak najszybciej przejść do rzeczy – Jak...

- Nie, ale serio, po co tu stoisz? - przerwała mu dziewczyna, jakby umyślnie chciała mu dokuczyć – Tam przy łóżku jest i jaśniej, i cieplej...

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę – chłopak zaprzągł wszystkie siły, by nie dać wyprowadzić się z równowagi – A teraz poważnie. Co to za tłumy przed waszym domem?

Szpadka wzruszyła ramionami.

- Nie wiesz czy po prostu cię to nie obchodzi?

- Nie wiem.

- I nie masz żadnych podejrzeń?

- Żadnych.

- Nie wspominaliście nikomu, że tu jest?

- Kto, dziewczyna?

- Nie, Viggo Grimbourn. Pewnie, że dziewczyna! A o kogo tu chodzi?

- Rany – tym razem to Szpadka przewróciła oczyma – Co ty się tak spinasz? Ja nikomu niczego nie mówiłam, od wczoraj nie byłam dalej, niż w stajni. Mieczyk wychodził, jego pytaj.

Czkawka nie odpowiedział od razu, na moment zatapiając się we własnych rozważaniach i zastanawiając się czy wieść naprawdę mogła rozejść się po wyspie tak szybko – i ile prawdy zawierały w sobie krążące po niej plotki.

- Kiedy właściwie Mieczyk wychodził? - zwrócił się do dziewczyny po chwili.

- Jakoś rano. Wym i Jot nie chcieli się ruszyć z miejsca przez całą noc, więc poszedł odprowadzić ich gdzieś nad ranem – po raz pierwszy tego dnia zawahała się – No i teraz, kiedy zwoływał tych wszystkich ludzi, to też biegał po wiosce przez dobrą godzinę...

Stracone znajdźKde žijí příběhy. Začni objevovat