rozdział I

40 5 2
                                    

Słońce kuzyni wieczorowi się zbliżało, gdy z karczmy wyleciał blondyn z brązowymi oczyma. Miał na sobie tylko koszulę, pas i poszarpane spodnie. Przy nim, w błocie wylądowała szabla, a tuż za nią wyszedł potężny Litwin.
-wypierdalać!-krzyknął osiłek.
-I żeby nikt mi się więcej nie napierdalał na szabelki w mojej karczmie-dodał olbrzym i wszedł z powrotem do chaty, zatrzaskując za sobą solidne, drewniane drzwi.
"I po co mi to było?" -pomyślał Oleksjej wstając z kałuży błota przed karczmą. Obejrzał się dookoła, podniósł swą broń I ruszył w stronę stajni.
-Od teraz muszę uważać także w zajazdach...Kurwa!-w tym momencie wlazł w odchody konia czekającego przed stajnią.
-wspaniały dzień-rzekł z ironią wchodząc do wysokiego jak na wiejskie standardy budynku.
-Waszmość nie zostaje na noc?-spytał zdziwiony stajenny.
-Niestety nie zostaję w tej dziurze-mówiąc to wsiadł na osiodłanego już konia, wręczył mężczyźnie worek monet i wyjechał ze stajni, pędząc na północ.

*******************************

Dwie godziny później powoli przemierzał las, prowadząc zmęczonego konia po swojej prawicy.
-Spokojnie zaraz się zatrzymany-rzekł do rumaka-Następnym razem nie zatrzymujemy się u Litwinów. Nawet się zabawić nie dadzą...-wypowiadając te słowa za drzew wyskoczyli zamaskowani mężczyźni. Zaczęli coś krzyczeć po turecku, lecz widząc, iż Oleksjej wyjmuje szablę, okrążyli go i zaczęli napinać łuki. Gdy mieli już strzelać, na miejsce napadu wjechała grupa pancernych z niskim dowódcą na czele. Widząc ich, Tatarzy zaczęli uciekać.
-dobrze, że się zjawiliśmy, bo zostałyby z waszmości tylko krwawe ćwiartki- stwierdził najwyższy rangą jeździec.
-sytuacja była opanowana, niepotrzebnie żeście się zjawili-odparł uprzejmie młody kozak podając rękę dowódcy- Oleksjej Włodykowić mnie zwą, a Waszmość jak wołają?-zapytał.
-Andrzej Jan Sorokowski, porucznik pancerny- odpowiedział z uprzejmością wojak.
-Dokąd waść zmierzasz?-zaczął się dopytywać dowódca.
-Szukam postoju, ponieważ w najbliższej karczmie nie jestem już mile widziany...-zaczął się Oleksjej tłumaczyć, lecz Andrzej przerwał mu w pół słowa.
-moje obejście jest tuż za lasem, więc Waszmość może się zatrzymać na noc lub dwie...-stwierdził Sorokowski, ale kozaczyna zaczął się wykręcać.
-Jam kozak, nie chcę sprawiać, by waść był zniesmaczony mą obecnością- w tym momencie wycofywał się w stronę lasu.
-Nalegam- powtórzył jeździec -U mnie goście mile widziani bywają-

*******************************

Tak oto Oleksjej poznał druha, z którym odbędzie wiele wspaniałych przygód, lecz po kontynuację historii zapraszam do drugiego rozdziału.

Trudna miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz