- Naprawdę pana przepraszam! - mówię szybko, bo na jego twarzy nie widzę ani odrobiny rozbawienia. - Mój kolega jest pijany i...

Nagle soi przed nami, a ja cała sztywnieję na kilka sekund. Puszczam Justina i kulę się w sobie, robiąc krok w tył zbyt przerażona obecnością nieznanego faceta, który w tym momencie ma prawo być wściekły. Kto chciałby zostać nazwany Hagridem? To, to samo co nazwanie kogoś kudłaczem. W zależności od tego, jak postrzega się tę postać.

Mężczyzna wzdycha głośno i ku mojemu zaskoczeniu owija ręce wokół Justina mocno go przytulając. Klepie go lekko w ramię i puszcza do mnie oczko.

- Wracaj do domu, co? Jutro się zobaczymy.

Justin posłusznie kiwa głową jak w jakimś amoku i nie odwraca się dopóki jego nowy kolega nie znika za drzwiami mieszkania na końcu korytarza.

- On naprawdę istnieje - mówi jakby wzruszony. Uderza dłonią swoją klatkę piersiową, a następnie obraca się w moją stronę. - Potwierdzisz chłopakom, prawda? Też go widziałaś?!

Wciągam głośno powietrze i zerkam na niego spod przymrużonych oczu. Czy to aby na pewno jest ten sam Justin, który wciąż mnie nienawidzi? Ten sam, który kazał mi się zabić? Ten, który najchętniej wyrzuciłby mnie ze swojego życia? Jest tak zadowolony, że zaczynam myśleć, że nie pił jedynie alkoholu w klubie, w którym był, ale wziął coś jeszcze.

- Po prostu daj mi wejść do środka.

- Zapraszam! - woła, kiedy po kolejnych pięciu minutach w końcu udaje mu się otworzyć drzwi. Szybko odpycham go i wchodzę do środka. Lewą ręką uderzam w przełącznik, a na przedpokoju zapala się światło. Pospiesznie odwijam szalik i ściągam buty. Wzdycham, czując wyraźną ulgę, kiedy z moich stóp znika dodatkowy ciężar.

- Mogłaś do mnie zadzwonić.

Zamieram na moment, kiedy Justin zamyka za sobą drzwi i ponownie odwraca się do mnie.

- Dzwoniłam - odpowiadam przez zaciśnięte zęby. - Odebrałeś po godzinie, kolejne dwie czekałam, aż przyjedziesz! Dolicz do tego czas, który spędziłam na klatce schodowej, aż w końcu otworzysz drzwi.

Chłopak mruży oczy i układa usta w dzióbek, zastanawiając się nad tym, co powiedziała. Kiwa się we wszystkie strony zupełnie tak, jakby ciągle uderzały w niego silne podmuchy wiatru. Przewracam oczami i ponownie wzdycham z irytacją. Naprawdę nie znoszę pijanych ludzi. Niedbale rzucam torebkę na małą szafkę i modlę się tylko o to, by nie robił niczego głupiego. Mam nadzieję, że nie pobiegnie do Hagrida i nie złoży mu niezapowiedzianej wizyty. Sięga ręką do zamka swojej kurtki i walczy z zapięciem co chwilę zerkając w moim kierunku.

- Nie pamiętam żebyś do mnie dzwoniła kłamczuszko - stwierdza.

Jestem naprawdę na granicy wytrzymałości. Boli mnie głowa po tylu godzinach pracy, moje stopy pieką niemiłosiernie, a Justin coraz bardziej mnie irytuje. Ignorując go idę w stronę łazienki, by jak najszybciej się umyć i położyć do spania. Nie mam ochoty go oglądać.

*

Zerkam na puste łóżko Jaxona i zastanawiam się, kiedy będę mogła się położyć na swoim własnym. Nie tęsknię za domem, bo tak naprawdę go nie mam, ale po prostu jestem ciekawa, kiedy uda mi się coś wynająć i zostawić chłopaków w spokoju. Powinnam już dawno zacząć dorosłe życie na własny rachunek.

Oczy kleją mi się coraz bardziej, więc wolno przechodzę po puchatym dywanie w kierunku materaca i od razu kładę się do spania. Naciągam koc pod samą brodę, a chwilę później zupełnie odpływam. Zmęczenie bierze nade mną kontrolę, więc zasypiam w ciągu kilku minut.

LEFT BEHINDWhere stories live. Discover now