Stuck

951 128 37
                                    

Wszystkie postacie są własnością Rainbow Rowell
ilość słów: 1109

Stoję przed lustrem wiążąc krawat.  Marszczę brwi, przechylając głowę na bok, a wtedy włosy wpadają mi do oczu. Zdmuchuję je sfrustrowany, kiedy czuję owijające się wokół mnie ramiona... i skrzydła.
- Na Crowleya, Snow - mruczę, próbując dokończyć węzeł.
- Wybacz. - skrzydła trzepoczą, składając się. Jednak Snow dalej obejmuje mnie w talii, najwyraźniej ani myśląc przestać. Wzdycham i odwracam się do lustra, kończąc wiązanie krawatu.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wyglądasz cudownie. - czuję na szyi ciepły powiew, kiedy Snow mówi. Musi stać na palcach, żeby oprzeć mi szyję na ramieniu. Marszczę brwi, spoglądając w lustro.
- Dziękuję - szepczę po chwili, przez co policzki Snowa spowijają się różem. Ciągle jest bez koszulki, jego czerwone, skórzaste skrzydła są rozłożone, zajmując przy tym pół pokoju. Marszczę na to brwi i po raz ostatni poprawiam krawat.
- Nie rób, bo ci tak zostanie - mówi Snow, spoglądając na mnie.
- O czym ty mówisz, Snow?
Wywraca oczami, których prawie już nie widać spod karmelowych loków, po czym całuję mnie dosłownie pomiędzy brwiami.
- Nie rób, bo ci tak zostanie - powtarza, a ja mimo woli parskam śmiechem. Uśmiecham się do niego, całując pieprzyk na jego policzku. A potem ten na szczęce. A potem kończę wpijając się w usta Snowa, jakbym chciał wyssać z niego duszę. Poddaje się moim pocałunkom, wzdychając głęboko w moje usta i ciągnąc za krawat.
- Udusisz mnie. - jednym ruchem rozwiązuje krawat, nad którego zawiązaniem tak długo się męczyłem. Snow przygryza wargę, kiedy wędruję dłońmi po jego nagim torsie. Na Crowleya, ten chłopak wygląda jakby został wykropkowany pisakami przez dzieciaki z przedszkola. Jest taki piękny. Gwałtownie przyciągam go do siebie, tak mocno, że oboje zataczamy się do tyłu i wpadamy na ścianę. Snow sięga do guzików mojej koszuli, próbując je odpiąć trzęsącymi się dłońmi. Kładę dłonie na ścianie po obu stronach jego głowy, obserwując go uważnie. Gdy w końcu mu się udaje patrzy na mnie z ogniem w oczach. Przyciąga mnie za kark do pocałunku, żarliwie wpijając się w moje usta, sprawiając, że tracę oddech. Nigdy się do tego nie przyznam.
- Chodź tu - dyszę, przerywając pocałunek.
- Co?
- Do kurwy, Snow, po prostu podskocz.
Skacze. Łapię go za tyłek i przypieram do ściany.
- Owiń wokół mnie nogi.
Owija. Uśmiecha się szeroko, wplatając dłonie w moje włosy i lekko ciągnąc.
- Podoba mi się - oświadcza, dalej śmiejąc się jak dziecko.
Mam ochotę go ugryźć. Więc gryzę, oczywiście bez kłów. Mimo wszystko chciałbym mieć zgodę Snowa na przemianę w wampira. Snow rozkłada skrzydła, szorując nimi po ścianie i majta ogonem jak opętany, ostatecznie owijając go wokół mojej nogi. Uśmiecham się do niego półgębkiem, łącząc nasze usta. Łapię go za dłoń, jednocześnie starając się nie upuścić tego popaprańca na podłogę, i nakierowuję ją na swoją pierś. Snow dotyka mojej nagiej skóry, jego dotyk wręcz mnie parzy. Sunie palcami w dół odpinając coraz to nowe guziki, kiedy...
- Simon? - drzwi od pokoju otwierają się na oścież, a do środka wpada Bunce. Przerażony puszczam Simona, który momentalnie leci na podłogę. Obrzucam ją chłodnym spojrzeniem, a Snow, jak ryba otwiera i zamyka usta, jakby chciał znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie, na to, że prawie uprawialiśmy seks przy tej ścianie.
- Słyszałaś o czymś takim jak pukanie?
Bunce tylko wywraca oczami i mów:
- Chodźcie, bo przepadnie nam rezerwacja.
- Tak, tak. - teraz ja wywracam oczami podchodząc do drzwi i zamykając je wyganiam Bunce z pokoju. Z przedpokoju dobiega mnie jeszcze jej krzyk, poczeka na dole. Wzdycham i przenoszę wzrok na Snowa, który już zdążył podnieść się z podłogi i teraz stoi przede mną z założonymi rękoma i wypiekami na policzkach i klatce piersiowej. Wytrzymuje przez chwilę mój wzrok, po czym parska śmiechem i opuszcza głowę. Wydaję z siebie krótkie parsknięcie, po czym na oślep zapinam koszulę i wiążę krawat. Odwracam się do Snowa, który stoi oparty o ścianę, przyglądając mi się. Na jego widok mój żołądek skręca się z pożądania. Coś jeszcze daje o sobie znać, ale do tego tym bardziej się nie przyznam. Zamiast tego mrużę oczy i upycham Snowowi skrzydła pod koszulą zaklęciami. Ogon sam chowa sobie do spodni (jednak nie narzekałbym, gdybym miał to zrobić). Uśmiecha się do mnie promiennie stojąc przy drzwiach z jedną ręką na klamce. Nie wytrzymuje i również się uśmiecham. Entuzjazm tego chłopaka jest tak zaraźliwy.

Stoimy czekając na windę. Snow raz po raz spogląda na mnie szczerząc się jak nienormalny. Ostatecznie przyciska usta do mojego policzka. Założę się, że stoi na palcach. Sięgam w bok splatając z nim palce i ściskając lekko. W tym samym momencie winda przyjeżdża na nasze piętro, a drzwi otwierają się z cichym szumem. Snow wbiega do środka, ciągnąc mnie za sobą i odwracając się, by cmoknąć mnie w usta. Marszczę brwi i chcę oddać pocałunek, jednak ten zdążył się już odsunąć, więc patrzę jak wciska guzik. Winda rusza, by po chwili zatrzymać się z gwałtownym szarpnięciem.
- Co... - światła kilka razy mrugają, by ostatecznie do reszty wysiąść i pozostawić nas w ciemnościach.
- Baz? - słyszę, a po chwili Snow łapie mnie za rękę.
- Jestem - odpowiadam szeptem. Ciemność ma to do siebie, że zaczyna się mówić szeptem, nawet jeśli nie ma ku temu powodów. Snow przywiera do mojego boku, łaskocząc mnie w szyje włosami.
- I co teraz? - on również szepcze. Wzruszam ramionami, jednak po chwili orientuje się, że raczej tego nie zobaczył, więc odpowiadam:
- Nie wiem. - marszczę brwi. Jedynym źródłem światła są guziki, które teraz mrugają na przemian.
- Penny! - dyszy Simon. Wyciąga z kieszeni telefon i uderza kciukami w klawiaturę z prędkością karabinu maszynowego. Zaglądam mu przez ramię i widzę pojawiające się na ekranie słowa „PENNY RATUJ NAS UTKNĘLIŚMY W WINDZIE" i czterdzieści wykrzykników.
- Baz - szepcze Snow, wpatrując się przerażony w ekran.
- Hm?
- Nie ma zasięgu.

Chciałem usiąść, ale Snow powiedział, że to obrzydliwe, więc stoję oparty o ścianę. Za to on miota się po windzie, machając ogonem, który ostatecznie wyciągnął ze spodni. Powiedział, że go szlag trafi.  Wzdycham i podchodzę do niego, obejmując go ramionami.
- Spokojnie - szepczę. Delikatnie przyciskam usta do jego szyi, tam, gdzie myślę, że znajduje się jeden z jego pieprzyków. Czuję jak się rozluźnia. Podnosi głowę przyglądając mi się przez chwilę, co sprawia, że marszczę brwi. On też marszczy brwi, po czym muska moje usta. Zamykam oczy i oplatam go ciaśniej ramionami. Snow kładzie dłonie na mojej piersi, wzdychając cicho.
- Poczekaj chwilę. - Snow wyciąga telefon z tylnej kieszeni spodni, jego twarz przez chwilę jest oświetlona blaskiem bijącym z ekranu. Wkłada telefon z powrotem do kieszeni, a wtedy rozlega się cicha muzyka.
- Nie zrobiłeś tego.
Snow uśmiecha się lekko i znowu się do mnie przytula, owijając mnie ogonem. Zaczyna się kołysać w rytm piosenki, tym samym zmuszając mnie bym zrobił to samo. Obejmuje go ramionami, a wtedy słyszę jak mamrocze niewyraźnie:
- Chciałem, żebyśmy mimo wszystko mieli udane Walentynki. Nawet, jeśli Walentynki nie  są dla ludzi, którzy  dali się porwać pieprzonym bezlikom.

Od autorki: Wesołych Walentynek! Niezależnie od tego czy spędzacie je ze swoją drugą połówką, czy może zajadacie się lodami z kotem na kolanach mam nadzieję, że wszystko u was dobrze. A jeśli jeszcze nie przeczytaliście "Nie poddawaj się" Rainbow Rowell, to lećcie do najbliższej księgarni i sprawcie sobie prezent w postaci tej książki, bo jest naprawdę cudna. Jeśli opowiadanie wam się podobało zostawcie po sobie gwiazdkę lub komentarz, będzie mi niezmiernie miło.
Kocham mocno,
Outofbreathexx.

Stuck (Snowbaz)Where stories live. Discover now