Rozdział I

47 8 1
                                    

Stałam przy drzwiach wejściowych, czekając na Bartka. Nie wiem, dlaczego on zawsze musiał się spóźniać. Za dwie godziny zaczynał się dzień otwartej szkoły, a prawie nic nie było gotowe. Musieliśmy jeszcze omówić szczegóły dotyczące... Wszystkiego.

Wtedy przypomniałam sobie, że on często lubił wchodzić do szkoły wyjściami ewakuacyjnymi. Zwykle dostawał za to reprymendy od sprzątaczek, ale średnio go to obchodziło. Poza tym była sobota, kto miał mu zabronić?

Minęłam kilka klas, przy czym musiałam do jednej na chwilę wejść, bo zawołała mnie Agnieszka. Przytrzymałam jej przez chwilę drabinę i poszłam dalej. W końcu skręciłam w boczny korytarz. Usiadłam na parapecie i zaczęłam powtarzać sobie, co mam powiedzieć, jako przewodnicząca.

– Witamy was drodzy uczniowie – zaczęłam mówić na głos. – Skoro jesteście tu dziś z nami, znaczy to, że jesteście zainteresowani kontynuowaniem dotychczasowej edukacji właśnie w naszym technikum informatycznym. Niezmiernie cieszymy się, mogąc gościć was w murach tej szkoły, której historia sięga kilkadziesiąt lat wstecz. Na początku chcę wam powiedzieć, że cenimy sobie tutaj pracowitość, lojalność, a także honor... Ślubujemy! – Zboczyłam z tematu. Nie byłam pewna, kiedy wstałam i zaczęłam chodzić w tę i z powrotem po korytarzu, żywo gestykulując. Ale zwykle tak lepiej mi się myślało. – Wracając. Informatyka to naprawdę interesująca dziedzina nauki. Wy pewnie to wiecie, bo inaczej by was tu nie było. To jest takie bez sensu...

– Tak, warto by zmienić zakończenie – powiedział ktoś stojący na schodach. Natychmiast się odwróciłam.

– O, hej Bartek. Spóźniłeś się. – Skrzyżowałam ręce i spojrzałam na niego, oczekując wytłumaczenia. Przynajmniej się przebrał. Miał na sobie aksamitne spodnie pumpy z błyszczącymi kokardkami, białe pończochy i zapinane klamrami buty na obcasie. Założył także koszulę z żabotem i koronkami przy rękawach, dopasowany płaszcz, którego nazwy nie pamiętam i spiął włosy w warkocz. A przy okazji był cały biały.

– Proszę? – Chłopak zmarszczył brwi. Podeszłam bliżej, przewracając oczami.

– Miałeś być na dziewiątą, a jest dziesięć po. – Wskazałam na wiszący nad drzwiami zegar.

– Musiałaś mnie z kimś pomylić – odpowiedział, patrząc na mnie uważnie. Przyjrzałam mu się. Rzeczywiście, z bliska widać było, że to nie mój kolega.

– Cóż, chyba tak. Przepraszam. Jednak, skoro nim nie jesteś, to co tu robisz i czemu obsypałeś się mąką? – Chciałam strzepnąć z niego trochę białego pyłku, ale moja dłoń przeszła na wylot przez jego ramię. – Co tu się właśnie... – Spojrzałam na swoją rękę skonfundowana. Mój mózg dość wolno kojarzył informacje. Jednak po chwili w mojej głowie pojawiła się odpowiedź. – Ach, wiem!

Hologram. Przecież Krzysiek ostatnio się z tym eksperymentował. Teraz, patrząc pod światło, zauważyłam, że chłopak jest trochę jakby przeźroczysty. Potrząsnęłam głową i natychmiast pobiegłam w stronę sali, w której wszystko przygotowywaliśmy.

– Mówiłam ci już, że robisz świetne efekty specjalne? – zapytałam chłopaka, wychylając się zza drzwi. Odwrócił się do mnie, a brązowe loki opadły mu na zielone oczy.

– Raz czy dwa... – Uśmiechnął się.

– Ewentualnie siedemnaście – dodał siedzący obok niego blondyn. Nagle coś przeleciało obok mnie.

– To nie fair, znowu nie trafiłam! – Ola tupnęła nogą.

– Czym ty we mnie rzuciłaś? – Odwróciłam się, ale nie mogłam zauważyć, co miało we mnie trafić.

– Eee... W sumie sama nie wiem, co to było. Miałaś sprawdzić, ale musiałam jakoś odwrócić twoją uwagę od Patryka i Krzyśka – odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem. Uwielbiam tych ludzi, serio. Do pełnego składu brakowało tylko Bartka.

Wtedy drzwi otworzyły się z rozmachem i wpadł przez nie wyżej wymieniony, krzycząc coś w stylu „Bartłomiej Pogrzebany przejmuje tę bazę!". Odwróciłam się do niego, żeby wytłumaczył mi powód swojego spóźnienia, ale zamarłam. Nasza czwórka spojrzała po sobie i jak na komendę wybuchliśmy śmiechem. To Patryk zadał najbardziej nurtujące nas pytanie:

– Czemu masz na sobie sukienkę?

– Miałem się przebrać, nie? – odpowiedział, jakby było to oczywiste. – Nawet mam parasolkę! – machnął różowym przedmiotem niczym szpadą. Po chwili rozłożył ją i oparł na ramieniu. – Możecie mówić mi Lady Tinklewide – powiedział wysokim głosem, trzepocząc rzęsami.

– Tinklewide? – zapytała Ola, nadal z szerokim uśmiechem.

– Lady Tinklewide – podkreślił pierwsze słowo. – Trochę szacunku do starszych młoda panno. I no... Może jeszcze nad tym pomyślę.

– Nie, nie, tak będzie świetnie – wydusił Krzysiek po chwili, kręcąc z niedowierzaniem głową. Bartek wyszczerzył się do niego i usiadł na krześle, z gracją zakładając nogę na nogę. Znikąd wyciągnął wachlarz i zaczął się nim bawić. – Czy ty masz makijaż?

– Eee... Może? – odpowiedział niepewnie, chowając twarz za parasolką. – I perukę pod kapeluszem, jeśli cię to interesuje. Uprzedzając Patryk twoje pytanie. Nie, nie wybieram się w najbliższym czasie do klubu dla transwestytów.

– Skąd pomysł, że chciałem o to zapytać? – zapytał blondyn niewinnie. Bartek spojrzał na niego miną pod tytułem „Czy ty masz mnie za większego idiotę, niż zwykle jestem?", co przy jego aktualnym wizerunku tworzyło dość ciekawy efekt.

– Znam cię cztery lata. Stąd. – Rozłożył wachlarz i zaczął machać nim przy twarzy. – Przy okazji, przepraszam za spóźnienie, ale nie wiecie nawet, jak trudno się w tym poruszać. – Oskarżycielskim ruchem wskazał na suknię. Po chwili jednak troskliwie wygładził zagięcie na materiale. Pokręciłam głową. Ten człowiek jest niemożliwy, pomyślałam.

Przez następną godzinę ustawialiśmy wszystko, jak należy, pod czujnym okiem Lady Tinklewide, która parasolem wskazywała nam miejsca, w których stać miały poszczególne ławki, krzesła czy wazony z kwiatami. Bartek uznał bowiem, że ma wyjątkowy zmysł estetyczny, którego żadne z nas nie posiada, lub nie rozwija, co według niego sprowadzało się do pierwszej opcji.

Kiedy wszystko było gotowe, Krzysiek z Patrykiem zasiedli przy komputerach, a ja i Ola pomagałyśmy im testować nagłośnienie, śpiewając fragmenty różnych piosenek. Najwyżej uplasował się „Wlazł kotek na płotek", a zaraz po nim „Biedroneczki są w kropeczki". Oczywiście po kilku minutach naszych fałszów chłopaki mieli nad kompletnie dość, więc wywalili nas z sali, twierdząc, że sami dadzą już radę. Kiedy zatrzasnęli za nami drzwi, zaczęłyśmy się głośno śmiać. Postanowiłyśmy przejść się kawałek po szkole, żeby sprawdzić, czy wszystko inne jest gotowe. Kupiłyśmy po butelce wody w automacie i zaglądałyśmy po kolei do klas. Pomogłyśmy Darii przywiązać ostatnie balony, a Antkowi doradziłyśmy, w którym miejscu ma przeprowadzić chemiczny pokaz. Jednak najdłużej siedziałyśmy w jednej z sal informatycznych, bo chłopaki chcieli pochwalić się swoją prezentacją w 3D.

– Chyba będę musiała wspomnieć też o tym, że trzy czwarte tej szkoły to płeć męska – powiedziałam Oli, kiedy wracałyśmy na dół.

– Trzy czwarte? A nie więcej? Przecież w niektórych klasach jest po jedną do trzech dziewczyn. A czasem w ogóle – zauważyła. Przyznałam jej rację.

Na świetlicy przywitał nas dość ciekawy widok. Bartek skakał z krzesła z rozłożoną parasolką, bawiąc się w Mary Poppins. Już miałam powiedzieć mu, że zaraz się zabije, kiedy odezwał się Krzysiek.

– Za pięć minut zaczynamy.

Duchy i DemonyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang