Brak mocy

187 12 4
                                    

Simon

Otworzyłem oczy. Rozejrzałem się po pokoju. Penelope zapewne już wstała, ponieważ jej piżama leżała na łóżku. Pewnie je śniadanie chyba,że już zjadła i ogląda ulubiony serial. Powieki same próbowały się jeszcze zamykać i zmusić mnie do snu, ale była 10:00 i starałem się wstać oraz powstrzymać się od zaśnięcia. Po chwili zamyślenia ktoś zapukał do drzwi pokoju, a po tym dźwięku do pomieszczenia weszła Penny. Trzymała jakiś papier w ręku.
-Już wstałeś?-Zapytała.
-Tak, a co? Stało się coś ważnego?- Zapytałem,bo  Penelope miała minę,która,raczej, nie wróżyła nic dobrego.
-To od Baza. Kazał przekazać ci tą wiadomość-powiedziała rzucając mi kawałek zgiętej kartki.
Otworzyłem ją i zacząłem czytać:
Drogi Simonie!
Bardzo mi przykro, że to mówię, ale chce być z tobą szczery. Ta wiadomość może Cię urazić. Proszę, nie gniewaj się. Chodzi o to, że przemyślałem sprawę między mną, a Tobą. Nie wiem jak Ci to powiedzieć... Nie chcę zranić Twoich uczuć, ale muszę... Przepraszam... Chodzi o to, że chyba już nic z tego nie będzie. Od kiedy straciłeś moc, to ja straciłem wiarę, że kiedykolwiek ją odzyskasz. Moja rodzina zna czary i może się nimi posługiwać, a Ty... No cóż... Chciałem, aby nasze pokolenie było prowadzone wyłącznie z członkami o magicznych zdolnościach. A Ty niestety... Los tak chciał. Nie obraź się. Myślę, że kiedyś się jeszcze zobaczymy.
Twój Baz!

Przez chwilę byłem sparaliżowany. Trzymałem pogięty list w ręce i przyglądałem się kartce z niedowierzaniem. To nie mogło się dziać naprawdę! Co prawda wyglądałem jak w połowie demon, ale Baz mówił, że przyzwyczaił się już do tych nadprzyrodzonych części ciała.
-Zaskoczony?-spytała Penelope oczekując odpowiedzi, która i tak była jasna.
Kiwnąłem głową, a potem znowu pogrążyłem się w smutku.
-Prawda bywa czasem bolesna.-Odparła.
-Niestety tak.
-Ja też muszę ci coś wyznać.
Popatrzyłem się na nią oczekując odpowiedzi.
-Simonie... Nie zrozum mnie źle. Ja też się nad  zastanawiałam i szczerze powiedziawszy, to Baz ma trochę racji. Od kiedy zniknęła Ci cała moc stałeś się... Jak by Ci to powiedzieć... Zwyczajny.
-Czyli ty też zamierzasz mnie opuścić?-Spytałem ze łzami w oczach.
-Niestety tak. Kupiłam już bilety do Kalifornii i napisałam do Agathy , że przyjeżdżam.
Penny , która stała w progu pokoju powoli kierowała się w stronę drzwi wejściowych. Próbowałem ją zatrzymać, ale gdy chciałem złapać jej ramię, ręka przeleciała przez nią, jakby Penelope była duchem. Wyszła po prostu za drzwi, a ja zostałem całkiem sam. Dalej łzy ciekły mi z oczu. Nic nie mogłem na to poradzić. Przeklęty brak mocy! No cóż. Takie życie. Poczłapałem do kuchni, aby zaparzyć sobie herbaty. Gdy tak wyczekiwałem na wodę, która gotowała się w czajniku ujrzałem na środku pomieszczenia szary dym, którego z każdą chwilą przybywało. Szary kłąb dymu zaczął się powoli przekształcać w ludzką postać. Po chwili pojawił się Szarobur.
-Dobrze ujrzeć cię ponownie, Simonie. Widzę, że jesteś bardzo zdruzgotany. Czyż nie?
-Co ty tu robisz?-Chciałem wezwać mój miecz, ale przypomniałem sobie po chwili, że nie posiadam już takich zdolności.
-Och, nie zgrywaj się. Przyszedłem Ci tylko pomóc.
-Niby w czym? Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Radze sobie bardzo dobrze.
-Chyba o czymś zapomniałeś. Straciłeś swoich wszystkich przyjaciół i zostałeś całkiem sam.-Mówił dalej poważnym tonem.
-Czego chcesz?-Powtórzyłem pytanie.
-Chciałem cię tylko ostrzec, że za nie długo będziesz bardzo potrzebować swojej mocy.
Zastygłem jak marmurowy posąg z przerażenia.
-Przecież już nie istniejesz. Pokonałem cię.
-Może i tak, ale ja jestem nadal w twojej głowie Simonie i nigdy się mnie nie pozbędziesz.
-Czyli wychodzi na to, że nie możesz nic zrobić w realnym świecie.
-Ja nie, ale ktoś inny tak. Pilnuj się ,Simonie. Twoja moc będzie ci niedługo niezbędna.-Po tych słowach Szarobur zniknął, a w miejscu, w którym stał pojawiła się ledwo widoczna mgła. Po chwili nie było jej ani śladu. Oczy zaczęły się same zamykać jakby chciały znowu zmusić mnie do spania. Hałas, który dobiegał zza okna zaczął się stopniowo ściszać. Czułem się jakbym tracił przytomność.

Szkoła Życia imienia Simona SnowaWhere stories live. Discover now