1. Jak zrazić do siebie rodzinę

15K 885 421
                                    

Rzeczą powszechnie znaną jest fakt, że równonoc jesienna stanowi jeden z najważniejszych punktów w kalendarzu każdej prawdziwej czarownicy.

Rzeczą równie powszechnie znaną mojej rodzinie jest fakt, że stwierdzenie „prawdziwa czarownica" w żadnym wypadku do mnie nie pasuje.

– Równonoc jesienna! – marudziła ciotka Ava, gdy już jak zwykle bez pytania wmaszerowała mi do mieszkania i zagnieździła się w kuchni. W dodatku o siódmej trzydzieści rano, gdy właśnie w pośpiechu zbierałam się do pracy, wciąż rozczochrana i z dwoma różnymi skarpetkami. – Powinnaś przyjść na nasz sabat. Wszystkie czarownice McKenzie na nim będą! Nawet ciotka Agnes przyjeżdża z Londynu. Rok temu byłaś usprawiedliwiona, bo wciąż załatwiałaś coś na uczelni, ale teraz? Jeśli nie przyjdziesz, obrazisz całą naszą rodzinę!

– Jestem już umówiona, ciociu – zaprotestowałam, wychodząc z sypialni z żakietem w ręce. Uklękłam, żeby poszukać butów, bo oczywiście nie mogły grzecznie leżeć w szafce w przedpokoju, tylko jak zwykle były porozrzucane po całym salonie, ale zanim zdążyłam się na to porządnie wkurzyć, ciotka Ava machnęła ręką i najpierw jeden, a potem także drugi but przesunęły się ku mnie po podłodze prosto spod kanapy. Wyprostowałam się gwałtownie. – Dzięki, sama bym je znalazła.

– A potem spóźniła się do pracy – sarknęła. – Nie rozumem, dlaczego jak normalny człowiek nie użyjesz magii wtedy, kiedy chcesz.

– Bo wtedy nie byłabym normalnym człowiekiem – wymamrotałam, wkładając buty. Ciotka Ava wywróciła oczami ze swojego miejsca na stołku barowym przy kuchennym blacie.

– Normalność jest przereklamowana – oznajmiła z pewnością siebie, która pewnie oburzyłaby jej całkiem normalnego męża, wujka Johna. – A wracając do sabatu i twojej wieczornej randki. Czyżbyś wreszcie znalazła jakiegoś porządnego faceta?

– W Inverness nie ma porządnych facetów – odparłam, wstając z podłogi i rzucając się na poszukiwania torebki. Zanim zdążyłam się za nią rozejrzeć, moja czarna skórzana torba podfrunęła do mnie ze stojącej pod oknem komody. Serio, czasami miałam wrażenie, że ciotka Ava czytała w myślach. – Umówiłam się z przyjaciółką.

– Z tą dziewuchą od Barnesów? – prychnęła ciotka z lekceważeniem. Aby upewnić się, że dotrze do mnie, jak niskie mniemanie miała o ludziach pokroju mojej przyjaciółki, zaczęła ostentacyjnie oglądać swoje paznokcie o idealnym manikiurze. – Ile razy mam ci powtarzać, że to nie jest dla ciebie odpowiednie towarzystwo, Margo? To tylko zwykły człowiek.

– A ty jesteś wkurzającą snobką, ciociu. – To nawet nie była obelga, tylko fakt. Ciocia nawet się nie oburzyła, bo doskonale o tym wiedziała. – Charlie to moja przyjaciółka od dzieciństwa i nie zamierzam zrywać z nią kontaktu tylko dlatego, że coś się wam nie podoba.

Ciotka zmarszczyła swoje idealnie umalowane brwi i spojrzała na mnie z niesmakiem. Nic dziwnego, w porównaniu do niej prezentowałam się jak wyciągnięta kotu z gardła. Ciotka Ava, która ledwie co przekroczyła czterdziestkę, ale absolutnie na to nie wyglądała, była zawsze idealnie poukładana i idealnie wyglądała. Dopasowany szary kostium, czarne szpilki do czarnych pończoch, gładko uczesane i ułożone kasztanowe włosy, będące wizytówką niemalże całej mojej rodziny, perfekcyjny makijaż, na który nigdy nie chciało mi się tracić czasu. Ale ciotka pewnie też go nie traciła, jej we wszystkim pomagała magia. Nie wyobrażałam sobie, żebym mogła zebrać w tak perfekcyjny kok moje niesforne włosy inaczej niż za pomocą magii.

Ale jej sylwetka, zawsze wyprostowana niczym struna, szczupła i wysoka, była już wyłącznie zasługą genów i żelaznego treningu, który ciocia narzucała sobie od dwudziestu lat. Nadaremnie próbowała też wciągnąć do niego mnie, ale zupełnie się na to nie nadawałam. Nie miałam jej determinacji, silnej woli i zdecydowania. Właściwie nie brakowało mi tylko oślego uporu.

Do zakochania jeden urok | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz