Prolog

194 14 5
                                    

Witajcie.

Jestem Eloise Johnes i właśnie biegnąc, spóźniona, potknęłam się o krawężnik, tuż przed budynkiem, w którym zostałam niedawno zatrudniona, wpadając na kogoś. Oczywiście narobiłam przez to trochę zamieszania. Ludzie zatrzymywali się, śmiali, pokazywali palcami lub przechodzili obojętnie, jakby nie byli zainteresowani dziewczyną leżącą pod ich stopami. Mimo tego zgiełku, nikt nie zaoferował pomocy. W takim mieście jak Las Vegas w stanie Nevada, chyba nie jest to nic nowego. Miasto słynie z hazardu i wiecznej zabawy. Alkohol można znaleźć wszędzie, a bary słyną z licznych rozrywek. Tutaj, na obrzeżach miasta jest spokojniej - na pewno w dzień. Nie brakuje tu barów i kasyn, jednak spotkać tu można wiele domów rodzinnych z długoletnią tradycją, które powstawały, kiedy kasyna dopiero zaczęły się pojawiać jako wszechobecna rozrywka dla dorosłych, którzy szukają szczęścia, nie tam gdzie trzeba.

W tych rozmyślaniach nad rasą ludzką, zorientowałam się, że wciąż odpoczywam w miejscu publicznym. Usiadłam, patrząc na swój wygląd. Biała bluzka była trwale ubrudzona jakimś paskudztwem, które było na chodniku, zaś moje ulubione, czarne bojówki mają teraz dziury na kolanach, ukazując lekko uszkodzoną skórę. Buty niestety odmówiły dalszej podróży, gdyż obcas lewego czółenka zwisał smutnie na ostatnich łączeniach z butem. No pięknie... Spojrzałam na swoją przypadkową ofiarę, która zwinnie wstała na nogi po niefortunnym upadku mojej osoby. Mężczyzna był ucieleśnieniem boskiego piękna. Wygląd jego sprawiał, że każdej kobiecie obok niego robiło się cieplej. Ten wysoki mężczyzna, w ogromnie drogim garniturze, z  idealnie ułożonymi kruczoczarnymi włosami, skanował wzrokiem swojego napastnika i z niesamowitym uśmiechem, wyciągnął do mnie rękę, aby pomóc mi wstać.

- Nic Ci się nie stało? - zapytał spokojnym, aksamitnym głosem. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Proszę mi wybaczyć. Zwykle nie jestem niezdarna, a takie przypadki mi się nie zdarzają. - odrzekłam. Chwila! W to wierutne kłamstwo nie uwierzy nikt, kto mnie zna. Speszona dodałam - Jest w porządku. Muszę pozbyć się tych butów. - odpowiedziałam, odpinając szelki umierających obcasów. Kiedy skończyłam, złapałam za wystawioną do mnie dłoń i stanęłam na własne nogi.

Otrzepałam spodnie i westchnęłam, widząc iż nie będzie z tych ubrań żadnego pożytku. Mężczyzna wciąż stał koło mnie i przyglądał się moim poczynaniom, jakby zapomniał, że gdzieś się śpieszył. W Las Vegas każdemu się śpieszy, tak jak mi.
- Jeszcze raz najmocniej przepraszam Pana za ten wypadek. - westchnęłam, patrząc na niego. - Mogę jakoś to Panu wynagrodzić? Zapłacę za pralnię. -  On się zaśmiał perliście i odrzekł.
- Spokojnie. Nic się nie stało.  - mówiąc to, dostrzegł stan mojego kolana. zmarszczył brwi, jakby widok krwi był dla niego niepokojący. - Wszystko w porządku? Krwawisz.
- Tak, tak! Proszę się nie martwić. Dziękuję. - uśmiechnęłam się nieznacznie, myśląc o tym, że jestem spóźniona. - Pójdę już, bardzo się śpieszę. - chciałam go wyminąć,  jednak stał w drzwiach Biura Projektowego Diamond, w którym miałam się stawić na pierwszy dzień swojej pracy, jako asystentka Prezesa. Po tej wpadce, pewnie już nie mam po co tam wchodzić. Czarnowłosy odsunął się i otworzył przede mną drzwi do dziesięcio-piętrowego wieżowca. Kiwnęłam głową w podzięce, za ten gest i pognałam boso przez hol do rejestracji. 

- Dzień dobry, ja do pracy jako asystentka. - rzuciłam szybko. W stresie ciężko mi złożyć ambitniejsze zwroty. Kobieta siedząca przede mną, spojrzała na mnie spod byka, dając mi do zrozumienia, że nie powinno mnie tu być. 

- Jest Pani spóźniona o pięć minut. - rzekła, przenosząc wzrok z powrotem na komputer. - Prezes jeszcze nie przyszedł. Gdyby się dowiedział, od razu straciła by Pani tą pracę.  Proszę udać się na dziewiąte piętro. Nora Wood przedstawi Pani obowiązki i stanowisko pracy. Winda jest po lewej stronie. - Podziękowałam prędko i próbując zachować grację, mimo braku obuwia, udałam się w stronę windy. Ku mojemu zaskoczeniu, czekał na jej przyjazd mężczyzna, którego stratowałam jak stado wołów na chodniku. Spojrzał na mnie spod ukosa, z drobnym uśmiechem na swojej pięknej twarzy.

Zostaniesz moim mężem?Onde histórias criam vida. Descubra agora