-I kto tu jest kiepskim graczem?! -zawołałam do jadącego obok kolegi.

-Nie ujdzie wam to na sucho! -zmarszczył brwi, po czym puścił mi oko. -Ja zawsze wygrywam!

-Nie tym razem! -odezwała się Jovite. -Dalej, pokażmy mu na co nas stać!

Dziewczyna objęła mnie mocno w talii, by tym razem utrzymać równowagę. Wyprzedziłyśmy motor o kilka metrów. Pierwsze miejsce należało do nas! Uszczęśliwiona zaparkowałam tuż pod czarną ścianą, po czym obie zeskoczyłyśmy na ziemię. Victor zatrzymał się obok naszego rydwanu. Pokręcił z rozczarowaniem głową, jednak mimo wszystko uścisnął nam dłonie i pogratulował wygranej. Na widok czerwonej ze złości Agnes wybuchnęliśmy śmiechem. Oparła się o deskę, mrucząc pod nosem coś na temat obiecanej coca coli dla zwyciężców. Pojazdy zdematerializowały się, zanim zdążyliśmy się obejrzeć. Nagle zrobiło się dziwnie nieprzyjaźnie: niebo zaszło ciemnymi chmurami, zupełnie, jakby zbierało się na burzę. Zawiał lodowaty wiatr, który bezlitośnie smagał nas po twarzach, wywołując lekki ból.

-Hugo? -jęknęła Agnes. -Co się tutaj dzieje?

-Zbliżają się do was olbrzymie karaluchy. By wygrać, musicie je pokonać i wyłączyć wieżę. Każdy z was ma przy sobie broń.

-Karaluchy?! -źrenice Jovite nagle jakby dwukrotnie się powiększyły. -Tutaj?!

Jak na zawołanie, zza budynku wychylił się ogromny, stalowy potwór przypominający karalucha, ale znacznie większego niż w realnym świecie. Damska część grupy wydała z siebie głośny, pełen przerażenia pisk. Natychmiast sięgnęłam do kołczanu po strzałę. Napięłam cięciwę i wycelowałam w stwora. Trafiłam idealnie: przeciwnik zamienił się w miliony drobnych, czerwonych pikseli. Zamiast niego pojawiło się jeszcze pięciu wrogów, którzy właśnie próbowali nas otoczyć ze wszystkich stron.

-Nie wolno nam się rozdzielać! -zarządził Victor. -Zbieramy się w grupę, stajemy plecami do siebie i atakujemy! Nikomu nie wolno się teraz wycofać!

Jedyną osobą, która nie zastosowała się do polecania była oczywiście Vicat. Naprawdę nikogo jakoś to nie zdziwiło. Krzycząc najgłośniej z nas wszystkich przemknęła pod nogami jednego z pajęczaków i zniknęła w mrocznej puszczy. Byłam przekonana, że ani trochę nie jest tam bezpieczniej niż na polanie, jednak nie mogłam cofnąć czasu. Agnes zostawiła nas samych. Musieliśmy się z tym pogodzić i bez względu na wszystko walczyć aż do końca. Sięgnęłam po kolejną strzałę, jednak otrzymałam strzał prosto w plecy. Ledwo zdążyłam się pozbierać i wrócić do pełni sił, znów leżałam na trawie.

-Uważaj Aimée! Zostało ci mało punktów życia!

-Wiem, wiem... -w ostatniej chwili przetoczyłam się na bok, unikając ciosu stwora. -Staram się!

-Zachciało ci się atakować dziewczyn, co? -parsknął Victor, odcinając potężne odnóże mieczem.

Odetchnęłam z ulgą. Przyjaciółka pomogła mi wstać i otrzepać się z brudu, jednak nie było czasu na dłuższe oględziny. Napięłam cięciwę i wypuściłam strzałę wprost w głowę przeciwnika. Osłoniłam się ramieniem przed ostrym światłem rozpadającego się potwora. Jovite właśnie pokonała dwa wirtualne stworzenia, przekuwając je na wylot swym trójzębem. Bez trudu wskakiwała im na odwłok, by móc zaatakować z góry. Tam właśnie miały swój słaby punkt, ciężki do trafienia. Pozostał jeszcze jeden stawonóg. Wydawał się wyjątkowo duży i obleśny. Ruszył prosto na mnie, chcąc najwidoczniej pomścić swojego martwego kolegę. W duchu przyrzekłam sobie, że już nigdy nie zatłukę w domu żadnego robala. Zanim poczułam w swoim ciele kolejny pocisk, z pomocą pojawił się Victor. Odparł atak mieczem, dając mi czas na ucieczkę. Oddaliłam się kilka metrów do tyłu, by móc ze spokojem sięgnąć po amunicję. Ostatni trup należał do mnie. Zadowoleni z udanej misji lecz jednocześnie zmęczeni bitwą usiedliśmy na wilgotnej glebie, rozkoszując się cieniem wciąż aktywnej wieży.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 10, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Nowa GeneracjaWhere stories live. Discover now